Być może Piotr Stokowiec nie wystawiając wczoraj Indonezyjczyka Egy’ego kierował się dobrem drużyny, może nawet dobrem zawodnika, który jest podobno kontuzjowany. Nie zmienia to jednak faktu, że nagrabił sobie porządnie, dorabiając się 261 milionów wrogów.
Panie trenerze, w razie wczasowych wyjazdów odradzalibyśmy Bali, ryzykuje pan tam jak kibic w szaliku Lecha Poznań.
Generalnie to, co od początku było zapowiadane jako wspaniała okazja do wypromowania Lechii, ewoluowało w jedną wielką abstrakcję. Przecież jeśli Egy nie zacznie grać więcej, to Indonezja w wyniku powszechnego referendum gotowa wypowiedzieć Gdańskowi wojnę. W nieco mniej destruktywnym wariancie, indonezyjscy hakerzy wezmą się za klubowe konta i dadzą Augustynowi tysiąc procent podwyżki.
Przecież mamy dopiero drugą kolejkę, a na osławionych, tak bardzo wzmocnionych kanałach społecznościowych Lechii jeden wielki – wybaczcie – pożar w burdelu.
Tu lechijne Facebooki…
Tu monotematyczne lechijne Twittery (konkretnie tweet z podaniem skandalicznej informacji – brakiem Egy’ego w osiemnastce).
I nawet nic nie mówmy o jak zawsze tłumnie zaatakowanych lechijnych Instagramach…
Szczególnie bawi nas to drugie. Zwróćcie uwagę. Paixao własnie otworzył Lechii wynik. Radość kibiców, którzy od tego mają społecznościowe kanały, by razem móc się pocieszyć. I co? I życzenie 0:12 ze Śląskiem.
Jakbyśmy znali indonezyjski napisalibyśmy nawet, że taka pompka może tylko zaszkodzić normalnemu chłopakowi, który chce spróbować grać w piłkę i w całym zamieszaniu pewnie najmniej oburza się, że Stokowiec jeszcze nie zrobił go kapitanem.
Ale jako, że indonezyjskiego nie znamy, to napiszemy tylko, że to zapewne raptem prolog tej tragikomedii.
Fot. FotoPyK