I po co nam te równiutkie murawy? Po co inwestycje w bazę? Przyjechali Portugalczycy, solidnie popadało i poczuli się w Białymstoku tak, jak my na Zakaukaziu. Skoro nie idzie w szkoleniu i transferach, to może czas iść w tą stronę?
Wypacykowany polski piłkarz, przyzwyczajony do murawy równej jak stół, jedzie na daleki piłkarski wschód i nie daje sobie rady z warunkami, w jakich przykładowe Żetysu Tałdykorgan trenuje cały rok. Kiedyś było to naszym atutem. Najlepsi jechali na Sokół Tychy, Siareczkę czy Stalówkę, a potem uczyli się nieszablonowej techniki w oparciu o wymijanie kęp trawy i kretowisk. Teraz gra na kartoflisku jest dla ligowców czymś nieznanym. Wytrąciliśmy sobie z rąk poważny pucharowy atut.
Bo kto ma dobre murawy, które nam leżą?
Ci, co mają kasę, czyli lepsi od nas, którym takie murawy leżą jeszcze bardziej.
Dała swego czasu przykład Korona Kielce? Dała. Ciekawe czy zachodnie potęgi, w rodzaju Spartaka Trnawa, dałyby sobie radę na takim kartoflisku.
No sorry, ale dzisiaj w meczu na wodzie Jaga miała pomoc ze strony opadów. Akcja bramkowa? Podanie otwierające było bardzo złe. Po prostu beznadziejne.
Ale na takiej murawie nie ma lekko, co doskonale rozumiał Machaj, przyzwyczajony do wymagających pierwszoligowych warunków. Poszedł za akcją, za błędem, strzelił na 1:0. Do końca pierwszej połowy Rio Ave rozdawało karty na boisku, ale ile razy zatrzymywała ich groźne akcje piłka stająca w kałuży? Przewaga techniczna nie miała tak wielkiego znaczenia, bo każda próba klepki czy wyjścia krótkim podaniem na wolne pole paliła na panewce. Portugalczycy spuchli biegając po bajorach, łatwiej im się przez to w drugiej połowie wyniku nie goniło.
Oczywiście szanujemy wynik Jagi, to na razie najlepsze, co nasi pucharowicze zrobili w tym sezonie. Deprecjonować tego faktu nie można, nie wypada.
Ale na miejscu niektórych prezesów zastanowilibyśmy się nad ściągnięciem z Czarnego Lądu szamana, który specjalizowałby się w wywoływaniu deszczu. Dzisiaj w Białymstoku zasłużył na jedną z najwyższych not, a w destrukcji radził sobie lepiej niż Romańczuk. Co ciekawe – pomógł Jagiellonii zarówno w ofensywie, jak i defensywie, ciężko pracując na całej powierzchni boiska.
Ośmielimy się nawet stwierdzić, że najpoważniejszym osłabieniem przed rewanżem w Portugalii będzie właśnie sucha murawa na miejscu. A skoro stać nas już na tę szczerość i przyznanie się, że lepiej idzie nam, gdy zamiast gry w piłkę mamy zmagania z żywiołem – czemu nie pójść za ciosem? Kurczę, pamiętacie te gadki o sztucznej murawie w Astanie? O klimacie w Podgoricy? Oni się nie boją nowatorskich rozwiązań. Chcemy deszczu, albo chociaż obfitego zraszania.
Względnie wpuścić dziki i krety, by trenowali na stadionach całymi dniami centrostrzały.
Jednym słowem: zaorali.
Ku chwale polskiej piłki.