Śląsk Wrocław w tym okienku zdaje się wreszcie prowadzić bardzo rozsądną politykę transferową i… najnowszy ruch kadrowy tej oceny nie zmienia.
WKS sprowadził już czterech pierwszoligowców, z czego najstarszy to 25-latek, czyli nadal ma więcej do zrobienia niż już zrobił. Do tego Wojciech Golla na środek obrony (wszyscy czekają, aż wyzdrowieje i pośle na ławkę Igorsa Tarasovsa) oraz Irańczyk Farshad Ahmadzadeh, który w debiucie z Cracovią zaimponował kilkoma zagraniami. Szczególne brawa zebrał za to, że przyjął piłkę w stylu Neymara, a po wszystkim się nie wypieprzył i nie zanotował straty.
Jedyną luką była jeszcze prawa obrona, gdzie Kamil Dankowski nie miał realnego konkurenta. Na tej pozycji wiele razy w przeszłości występowali Mariusz Pawelec i Piotr Celeban, ale w normalnych okolicznościach potrzebni są gdzie indziej. Do tego Dankowski stracił prawie cały poprzedni sezon z powodu poważnej kontuzji. Dopiero w kwietniu wrócił do regularnej gry, więc tym bardziej klasowa alternatywa wydawała się niezbędna.
Wszystkie te warunki spełnia Łukasz Broź, który w czwartek podpisał ze Śląskiem dwuletni kontrakt. Zapewne długość umowy była tu jednym z kluczowych aspektów, bo w Ekstraklasie rzadko piłkarz po trzydziestce może liczyć na współpracę dłuższą niż roczna.
Łukasz Broź piłkarzem Śląska! #ToJestTwójKlub pic.twitter.com/7ZmKV1LK74
— Śląsk Wrocław (@SlaskWroclawPl) 26 lipca 2018
Ostatnio Broź dla podtrzymania formy trenował z czwartoligowymi Mamrami Giżycko i nawet zagrał w sparingu z MKS-em Ełk. Szczerze mówiąc, dziwiliśmy się, że 32-latek trafia do nowego klubu już po rozpoczęciu sezonu. Jego odejście z Legii ogłoszono 20 czerwca, przygotowania dopiero wystartowały i wydawało się, że chętnie weźmie go co najmniej połowa ligowców. Najwyraźniej jednak dla niektórych był on za drogi, inni chcieli go tylko na rok i dopiero we Wrocławiu udało się pogodzić wszystkie oczekiwania.
Broź przychodził do Legii jako piłkarz bez tytułów, ale po pięciu sezonach przy Łazienkowskiej wyjeżdża z walizką pełną medali. Cztery razy został mistrzem Polski, trzykrotnie podnosił krajowy puchar. Jedynym niedosytem może być dla niego fakt, iż nie dane mu było posmakowanie gry w fazie grupowej Ligi Mistrzów. We wszystkich sześciu spotkaniach siedział na ławce, Besnik Hasi i Jacek Magiera nie dali mu nawet minuty.
W Warszawie regularnie musiał udowadniać swoją wartość, nie miał choćby jednego sezonu, w którym zawsze byłby pewniakiem do pierwszego składu. Były okresy regularnych występów, były okresy ciągłej ławy i tak przeszedł przez kilka cykli. Najgorsza okazała się dla niego wiosna 2017 roku, gdy przez całą rundę rozegrał zaledwie dwa mecze, mimo że zawsze pozostawał do dyspozycji Magiery. Już wtedy wydawało się, że odejdzie, ale ostatecznie zatrzymano go na kolejny rok. Niedawna wiosna ponownie okazała się dla Brozia czasem obserwowania poczynań kolegów, w tym roku zagrał raptem pięć razy. W swoim ostatnim meczu, w 36. kolejce z Górnikiem Zabrze, wyleciał za dwie żółte kartki…
W Śląsku nie ukrywają, że zakontraktowanie tego piłkarza powinno zapewnić balans między młodością a doświadczeniem w zespole. Broź nadal ma być w formie i nadal czuje głód gry. Jeżeli nawiąże do tego, co najczęściej grał w Legii, chyba wszystkie strony będą zadowolone.
Już teraz nie zmienia się jedno: odchodził z “Wojskowych” i przychodzi do “Wojskowych”.
Fot. FotoPyk