

Opublikowane 26.07.2018 23:28 przez
Michał Kołkowski
„A” jak aklimatyzacja? Nie. „T” jak trzeba więcej czasu na wejście do zespołu? Też nie. „A” jak Amaral, „T” jak Tiba – te dwa portugalskie nazwiska to dzisiaj miód na zbolałe serca wszystkich poznańskich kibiców. Trzeba było sięgnąć głęboko do kieszeni, żeby obu panów do stolicy Wielkopolski ściągnąć. 2,5 miliona euro – nie w kij dmuchał. Ale obaj odpłacili się tym, czego uparcie nie chcą od dłuższego czasu gwarantować Radut, Jevtić, czy Gajos. Nie chcą, lub po prostu nie potrafią. Tym razem chodzi o słówko na literę „J”. Jakość.
Nie ma sensu oczywiście się od razu podpalać golem Joao Amarala. Nie takie ananasy strzelały bramkę w debiucie, żeby ostatecznie wyjść na zupełny szrot. Kłania się choćby Nicki Bille Nielsen. Ale Portugalczyk naprawdę zaliczył wejście do drużyny z gatunku tych smoczych. Zanotował kluczowe trafienie w kontekście awansu do kolejnej rundy. Jeżeli spojrzeć na tego gola, to od razu ciśnie się na usta sformułowanie: „on to ma”.
Wyjście w pełnym biegu na czystą pozycję i spokojne, czyściutkie uderzenie – takie gole Portugalczyk zdobywał już w ojczyźnie. I wygląda na to, że nieprzypadkowo. Jego sprinty z głębi pola niejedną defensywę w ekstraklasie przyprawią o mdłości. To chyba jego karta atutowa. Zagrał dziś tylko dwadzieścia minut i ten krótki występ można sprowadzić do tego, iż po prostu zrobił swoje.
Trener Djurdjević nie chciał dać Amaralowi więcej czasu, właśnie z uwagi na potrzebę wkomponowania się w zespół. Były zawodnik Vitorii Setubal swoim występem odpowiedział dzisiaj szkoleniowcowi: „Trenerze, przestań ględzić. W następnym meczu gram od pierwszej minuty”.
Asystę dograł mu rodak, Pedro Tiba. Bo przecież nie Mihai Radut, który już ponad rok bryka sobie po polskich i europejskich boiskach w koszulce Kolejorza, tymczasem wciąż nie sposób odgadnąć, jakie ma zalety. A wielkim nietaktem byłoby przecież zakładać, że paleta jego piłkarskich cech składa się z samych wad. Bądźmy zatem cierpliwi, być może Rumun wreszcie ujawni przed światem coś pozytywnego. Na razie strzeże tego sekretu jak oka w głowie.
Tiba postanowił nie zwlekać. Tak jakby nie docierały do niego informacje, że wejście do zespołu bywa trudne, że piłkarzom z południa potrzeba czasu, aby dostosować się do naszych warunków. Że polscy obrońcy grają bardzo fizyczną piłkę, z kolei białoruscy rywale zawsze są groźni. Zatkał uszy na dźwięk tych wszystkich sloganów, wytartych jak stare kalesony.
Portugalczyk wjechał do Lecha razem z drzwiami i z miejsca robi różnicę.
Nie jest to może zawodnik gwarantujący fajerwerki. Raczej ma dopracowane niemal do perfekcji piłkarskie fundamenty i to czyni z niego zawodnika o naprawdę dużej wartości. To bardziej Tim Duncan niż Kobe Bryant, ale przykład obu tych legendarnych koszykarzy dowodzi, iż nie trzeba być na boisku showmanem, żeby kolekcjonować mistrzowskie tytuły.
Koledzy mogą Tibie zaufać i zawsze podać piłkę, nawet troszkę wsadzić na konia. Ma w sobie na tyle spokoju i umiejętności, że nawet z kiepsko dogranej futbolówki potrafi zrobić użytek. Ale nie taki użytek jak Trałka, ze swoim, niemal już przysłowiowym, kółeczkiem wokół własnej osi i odegraniem do tyłu, w stronę obrońców. Tiba szuka ofensywnych opcji, otwierających podań. Szuka gry, jest w ruchu. Zupełne przeciwieństwo osowiałego, wiecznie schowanego za rywalami Jevticia.
Nie chcemy zapeszać. Pewnie w dziesiątkach można liczyć przypadki piłkarzy, gdy niezłe początki okazywały się ostatecznie tymi słynnymi jaskółkami, które nie czynią wiosny. Jednak od Tiby naprawdę czuć klasowym graczem. I – tak po ludzku – równym facetem.
@K_Stanowski @RadoslawNawrot Fajnie by było pokazać to dalej . Tiba po golu w Płocku z naszym wiernym , niepełnosprawnym fanem . Więcej warte niż każdy gol. pic.twitter.com/KtxjbiEMjI
— Michal M (@darthus77) July 26, 2018
Ale on był w sumie tym nieco pewniejszym punktem portugalskiego tandemu. Więcej wątpliwości narosło wśród Amarala, który na profesjonalnym poziomie gra od niedawna, a ponoć jeszcze kilka lat temu pracował w fabryce taniego wina, naklejając etykietki na butelki berbeluchy. Cóż – jak tak dalej będzie strzelał, to przydomek „Amarena” mu nie grozi. Prędzej pseudonim pochodzący od nazwy jakiegoś zacnego, wytrawnego trunku.
Czy portugalski zaciąg podtrzyma niezłą passę? Konia z rzędem temu, kto to zgadnie. Czy okażą się warci aż 2,5 miliona w twardej walucie? To też spekulacje pisane palcem po wodzie, wszak Lech dzięki ich popisom tylko wymęczył zwycięstwo z Wisłą Płock i wyrwał remis z gardła Szachtiora Soligorsk. To jeszcze nie są futbolowe wyżyny, to nie są wyniki na miarę poznańskich aspiracji. Niemniej – prędzej te aspiracje zrealizują Amaral i Tiba, niż cała zgraja przeciętniaków, która urządziła sobie w ostatnich latach w Poznaniu ciepły kurwidołek.
Bo o wiele gorsza jest przesadna „aklimatyzacja” niż jej zupełny brak.
fot. 400mm.pl
Treść usunięta
wygląda na dzieło tego samego ananasa, co tekst o Frankowskim.
Treść usunięta
A trzecioligowy zaciąg z 3 ligi hiszpańskiej, po roku gry w eklapie, nadal się nie zaaklimatyzował. Kolejny Ojaama i Hama. Ale widocznie powietrze im nie służy(ło).
Treść usunięta
Treść usunięta
JB akurat korony pośmiewiska portalu tobie nie jest w stanie odebrać nikt! Tak odskoczyłaś reszcie jak Legia miała odskoczyć reszcie ligi po awansie do LM
Dwóch dobrych technicznie średniaków robi różnicę. Jeśli nie zaczniemy szkolić techników zamiast drwali, to nawet jeżeli Boniek nakaże grać 5 juniorami w składzie, nic z tego nie będzie.
Treść usunięta
Może mi ktoś wyjaśnić, bo nie oglądam Ekstraklasy, jak to jest, że wszyscy piszą, że nasza liga opiera się na fizyczności i technicy nie mogą się w niej odnaleźć, a jak oglądam mecze w pucharach, to widzę Legię, której bramkę strzela zawodnik, przy którym jest 5 obrońców, ale żaden nie zamierza mu przeszkadzać. Gdzie ta fizyczność?
Treść usunięta
Treść usunięta
Treść usunięta
W tej lidze grają szczęściarze z układami.Tłumacząc na nasze-nic nie umieją,albo drwale.Dostali się do tej ligi po znajomościach,albo kiedyś sobie powiedzieli,że zostaną piłkarzami.Szczęściarze,bo nic nie robiąc,kasują niezłą kapustę.Oczywiście,czasem trafi się ktoś wartościowy,ale w narodzie 40-o milionowym,to kropla w morzu. A 90% transferów do tej ligi,to szrot przedostatniego sortu.
Treść usunięta
Treść usunięta
Ja rozumiem, że ciężko, ale w silniejszych ligach tej walki jest jeszcze więcej, a jakoś tam sobie technicy radzą. Jak przyjechała do nas Borussia to jakoś nie mieli problemu wygrać z tą fizycznością.
Treść usunięta
Dwóch po jednym meczu z golem i sraczka…
całe Weszło!!!
Treść usunięta
Treść usunięta
Treść usunięta
https://dokladnewynikimeczow.blogspot.com/ – Trafili ostatnio 3 kupony z kursami ponad 400 i zdjęcia tych kuponów dali na bloga! na dziś mają kupon z kursem między 200-1000! polecam ich bo typy wchodzą!
Po tych transferach to niech chociaż znajdą na magazynie parę wolnych piłek, bo tyle wystarczy na bramkarza lepszego od obecnie stojącego między słupkami parodysty,
Najlepszą wiadomością dla Tiby jest to że gra obok Trałki, Cywki czy Gajosa…
Wystarczy awans do fazy grupowej LE i wydatek na portugalczyków wraca do klubowej kasy z nawiązką (sam awans wyceniany jest na około 3 mln Euro).
Amaral i Tiba Lechowi sie przyda!!!!!!!!