Najbardziej utytułowana tenisistka w historii trochę popłynęła w mediach społecznościowych. Kiedy wieczorem zapukali do niej kontrolerzy agencji antydopingowej, dała upust swojej frustracji na Twitterze. Konieczność przebadania pod kątem niedozwolonych środków w organizmie określiła… „dyskryminacją”.
Serena Williams, jak każda inna zawodowa tenisistka, podlega testom antydopingowym. Program jest zakrojony na szeroką skalę i bardzo restrykcyjny. Sportowcy muszą zgłosić agencji antydopingowej, gdzie można ich zastać w dowolnej chwili. Kłopotem może być nawet spontaniczny wypad do kina z przyjaciółmi pomiędzy turniejami, bo co jeśli w tym samym czasie do domu tenisistki zapukają agenci? Za dowód winy jest uważane nie tylko wykrycie zabronionych środków w organizmie, ale także unikanie kontroli. Wszystko po to, żeby biały sport znowu był czysty.
Młodsza z sióstr Williams zirytowała się, bo – jej zdaniem – jest testowana zbyt często. – O tej właśnie porze następuje losowe testowanie antydopingowe i testowana jest tylko Serena. Ze wszystkich tenisistek to ja jestem testowana najczęściej. Dyskryminacja? Tak myślę. Ale przynajmniej utrzymuję sport w czystości – napisała na Twitterze późnym wieczorem.
To kolejny raz, kiedy zwyciężczyni 23 turniejów wielkoszlemowych zabiera głos w sprawie walki z dopingiem. Podczas Wimbledonu kwestionowała konieczność tak częstych badań i nazwała działania Amerykańskiej Agencji Antydopingowej (USADA) „szokującymi”.
– Jest dopiero czerwiec, a ja w tym roku byłam testowana już pięć razy. Gardzę tym, że mamy w naszym sporcie nieuczciwych ludzi. Jestem w pełni za tym, żeby były testy i bardzo je popieram. Chcę tylko wiedzieć, czy wszyscy są sprawdzani? Tu chodzi o równość. Jeśli każdy jest testowany po pięć razy, to zróbmy to. Chodzi tylko o to, żebyśmy robili to po równo, a nie skupiali się na jednej osobie. Pod względem liczb, wygląda na to, że jestem wypychana – mówiła.
No cóż, trochę rozumiemy Serenę, bo przecież nikt nie lubi mieć zbyt często zawracanej głowy, a same testy dopingowe do przyjemności nie należą. Z drugiej strony, czy sześć testów w ciągu pół roku to rzeczywiście aż tak dużo?
Inna sprawa, że przez większość kariery Serena Williams była przez wiele osób podejrzewana o stosowanie niedozwolonych substancji. Amerykanka osiągała i osiąga wyniki zupełnie z kosmosu. Nie dość, że wygrała rekordowe 23 turnieje Wielkiego Szlema, to jeszcze styl, w którym tego dokonała zwalał z nóg (niemal dosłownie, bo chodziło w dużej mierze o potężną siłę). Jakby tego było mało, Serena niedawno zadziwiła wszystkich po raz kolejny. We wrześniu ubiegłego roku została matką (w ciąży była już w chwili, gdy wygrywała Australian Open). Do gry w Wielkim Szlemie chciała wrócić już po 4 miesiącach. Ostatecznie poczekała nieco dłużej i dziewięć miesięcy po urodzeniu córki dotarła do finału Wimbledonu! W dodatku zrobiła to w wieku bardzo zaawansowanym, jak na tenisistkę. Już półtora roku temu była najstarszą mistrzynią turnieju wielkoszlemowego i najstarszą liderką rankingu w historii.
Nic dziwnego, że niektórzy doszukują się w jej fenomenie nie tylko wielkiego talentu i ciężkiej pracy, ale także różnych form wspomagania. Chociaż – co trzeba w tym miejscu mocno podkreślić – nikt jej nigdy na niczym nie złapał. No, może tylko na przesadzonych reakcjach na Twitterze.
foto: newspix.pl