Plus jest taki: Jerzy Brzęczek postawił na swoim, co oznacza, że potrafi być twardy i stanowczy. Jednak w kwestii Andrzeja Woźniaka na tym plusy się kończą.
Reprezentacja Polski została rozdziewiczona. Już oficjalnie jednym z jej trenerów został człowiek totalnie umoczony w korupcję. Oczywiście można stwierdzić, że „swoje odcierpiał”, ale zawsze pozostanie niesmak i przede wszystkim wątpliwość: czy to, że „swoje odcierpiał” oznacza, że przysługuje mu każdy możliwy sportowy zaszczyt?
Kadra jest zaszczytem. Woźniakowi nikt nie zabrania pracy w dowolnym klubie, w dowolnej lidze, chociaż pewnie są i tacy, którzy i tego najchętniej by go pozbawili. Ale reprezentacja? Czy naprawdę chcemy oddawać ją w ręce byle kogo? Bo jeśli tak, to naturalnym następstwem dzisiejszego rozdziewiczenia kadry będzie włączenie Dariusza Wdowczyka do grona potencjalnych selekcjonerów w przyszłości. I wtedy pojawi się pytanie: czy duet Wdowczyk – Woźniak jest OK czy nie jest OK? Przecież obaj „swoje odcierpieli”.
To by było nawet efektowne. Dwaj panowie W. znowu razem, jak za starych, dobrych czasów w Kielcach. Odpowiedzmy sobie na pytanie: pasuje nam to, czy nie? A jeśli nie pasuje, to z jakiego powodu?
Dużo różnych ludzi „swoje odcierpiało”. Ryszard Forbrich, wyniszczony fizycznie i psychicznie odsiadką za kratami, odcierpiał znacznie bardziej niż Andrzej Woźniak. Z jakiegoś jednak powodu uznajemy „Fryzjera” za personę, której nie zaprasza się na piłkarskie salony. Poniekąd jest związek między nimi. Zarówno Forbrich, jak i Woźniak, byli ludźmi, których nie wkręcano na siłę w korupcyjny proceder, to oni wkręcali. Obaj mogli w dowolnym momencie powiedzieć „nie chcę się w to bawić”, ale jednak bawić się w to chcieli.
Jeśli zaczniemy konsekwentnie podążać tropem ludzi, którzy „odcierpieli swoje”, to możemy zrobić Wita Żelazko szefem sędziów w PZPN (dlaczego nie?), sędziego Fijarczyka obserwatorem (dlaczego nie?), a Jacka Granata delegatem (dlaczego nie?). Generalnie możemy wszystko, tylko zawsze pojawi się pytanie: czy wypada?
Generalnei możemy do tego podejść cynicznie, jak Włosi w 1982. Oni skrócili dyskwalifikację zdyskwalifikowanego Paolo Rossiego, co poskutkowało tym, że kadra Włoch zdobyła mistrzostwo świata, a sam Rossi sięgnął po koronę króla strzelców. Tylko że my dziewictwo tracimy dla trenera bramkarzy, który nawet nie jest w swojej branży jakimś specjalnym autorytetem i który ma po prostu rozgrzać znacznie lepszych bramkarzy od siebie.
Praca selekcjonera zawsze zaczyna się od wyselekcjonowania współpracowników. Tu Brzęczek zdecydował się na niesmaczny, ale chociaż odważny ruch. Oby nie okazało się, że pomylił odwagę z odważnikiem.
Krzysztof Stanowski
Fot. Newspix.pl