Im dłużej obserwujemy social media piłkarzy, tym bardziej dochodzimy do wniosku, że korzystanie z internetu mało któremu wychodzi na dobre. Zdarzają się co prawda osoby takie jak Benjamin Mendy, którego każdy tweet to czyste złoto, ale ogólnie nie wygląda to wszystko najlepiej. Kwestia dotycząca Parmy, która na światło dzienne wypłynęła wczoraj, może mieć bowiem bardzo poważne konsekwencje…
Ale zanim przejdziemy do sedna sprawy, przypomnijmy – początek roku 2015, Gialloblu chylą się ku upadkowi na skutek fatalnego zarządzania klubem. Klub przechodzi z rąk do rąk, nikt nie jest w stanie wyjść z nim na prostą. Długi rosną, a właściciel Giampietro Manenti okazuje się kryminalistą.
Marzec 2015 – dzieje się nieuniknione. Parma ogłasza bankructwo.
Lipiec 2015 – klub zostaje reaktywowany, ale zaczyna swoje zmagania od Serie D, dokąd został zdegradowany na skutek wyżej opisywanych problemów.
18 maja 2018 – kończy się okres przebywania w czyśćcu. Crociati rozgrywają ostatnie spotkanie sezonu, podejmują Spezię, z którą wygrywają 2:0 po golach Ceravolo oraz Cicerittiego.
W mieście euforia. W klubie zresztą również, wszak Parma odbiła się praktycznie od samego dna. Trwa włoski sen. Wiadomo, że w najwyższej klasie rozgrywkowej nie będzie łatwo, ale walka o utrzymanie w niej to nadal lepsza sprawa niż tułanie się gdzieś po włoskich kartofliskach. Antonio Lucarelli, który został wierny barwom zespołu nawet po zesłaniu go w niebyt z dumą mówi: – Nie macie pojęcia jak ogromnej rzeczy dokonaliśmy, pomimo wielu przeszkód. Sprzedali nas w trakcie sezonu, życzyli źle. Wiemy najlepiej co działo się za zamkniętymi drzwiami. Czy miałem wątpliwości? Zwłaszcza na początku, jednak zawsze wierzyłem w to, iż Parma zostanie odbudowana – mówił 40-letni kapitan zespołu, który po awansie do Serie A zawiesił buty na kołku. Wykonał swoją misję.
Obecnie jednak pojawia się pytanie – czy radość ludzi związanych z Gialloblu nie była przedwczesna? Włoska federacja rozważa bowiem odebranie Parmie dwóch oczek z dorobku uzyskanego w poprzednim sezonie, co równałoby się ze zrzuceniem drużyny ponownie do Serie B, ponieważ straciłaby wówczas pozycję dającą bezpośredni awans do pierwszej ligi. Inny, łagodniejszy scenariusz przewiduje natomiast ujemne sześć oczek na starcie sezonu Serie A. Trudno byłoby tę stratę nadrobić, aczkolwiek i tak jest lepsza niż ponowne zesłanie.
No dobrze, ale skąd właściwie wynika całe zamieszanie? Jego sprawcą jest Emanuele Calaio, zawodnik Crociatich, który przed meczem rozmawiał z zawodnikiem Spezii, Filippo De Colem. Panowie komunikowali się przez WhatsApp, a w pewnej chwili 36-latek zapytał kumpla po fachu, czy nie chcieliby odpuścić meczu skoro nie groził im już spadek, a o awans też nie walczyli. No i cóż, pewnie nie byłoby sprawy, gdyby Parma uzyskała niekorzystny wynik, jednak zwycięstwo wzbudziło zainteresowanie wyczulonych na korupcję Włochów.
Calaio przyjął oczywistą drogę obrony, tylko właściwie nie wiadomo, czy można mu wierzyć, czy też nie. Recydywistą nie jest, co łagodzi okoliczności piłkarza zarzekającego się, iż w rozmowie z kolegą tylko żartował. Wielokrotnie zdążył zapewnić już, że nigdy w życiu nie pomyślałby o posłużeniu się korupcją aby osiągnąć sportowy cel.
Póki co sprawa trafiła do sądu, a konsekwencje może ponieść także sam Emanuele. Aktualnie mówi się o 50 tys. euro grzywny oraz czteroletniej dyskwalifikacji. I z tej perspektywy wydaje się, że napastnik naprawdę ma więcej szczęścia niż rozumu, ponieważ ma już 36 lat. Za chwilę i tak wybierałby się na piłkarską emeryturę, więc właściwie nie jest ona tak bolesna, jak mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka.
Tylko całego klubu oraz kibiców w tym wszystkim szkoda. Bogu ducha winni ludzie zapłacą wtedy za głupi wybryk zawodnika, który najpierw napisał wiadomość, a dopiero potem pomyślał co właściwie w niej zawarł. Bo akurat włoskim działaczom nie dziwimy się w ogóle, nawet jeśli nieco robią widły z igły.
Fot. NewsPix.pl