Reklama

Ostatnia szansa ludzi Dinama (23)

redakcja

Autor:redakcja

15 lipca 2018, 14:18 • 6 min czytania 4 komentarze

Z obecnego składu Dinama Zagrzeb, mistrza Chorwacji, do reprezentacji, która dziś zmierzy się z Francją, dostał się tylko jeden człowiek – bramkarz Dominik Livaković, który raczej murawy nie powącha. W dodatku on sam jest w legendarnym klubie dopiero od dwóch lat, wychował go Zadar i mniejszy stołeczny klub, NK. Znak czasów, który nie pozwala nawet młodym ludziom zostawać w kraju ze słabą ligą, w klubie bez perspektyw na sukcesy w europejskich pucharach? Z pewnością. Natomiast nie jest przypadkiem, że Dinamo ma najwięcej wychowanków wśród półfinalistów tych mistrzostw, aż dziesięciu. I nie jest przypadkiem, że takiego wyniku już raczej nie powtórzy.

Ostatnia szansa ludzi Dinama (23)

Sime Vrsaljko do Dinama trafił jako czternastolatek, potem przebył klasyczną drogę chorwackiego utalentowanego piłkarza. Szczebel po szczebelku w młodzieżowych strukturach Dinama, potem wypożyczenie do ekstraklasowej filii tego klubu, Lokomotivy, wreszcie skład w zespole mistrza i kolejne tytuły w jego barwach, zakończone oczywiście transferem zagranicznym. Podobnie było m.in. z Josipem Pivariciem, Milanem Badeljem i Marko Pjacą (juniorzy Dinamo – Lokomotiva – Dinamo – transfer), zbliżoną historię mieli również Corluka i Lovren (juniorzy – wypożyczenie do Interu Zapresić – Dinamo – transfer) czy Luka Modrić, u którego poza wypożyczeniem do Interu doszedł jeszcze krótki okres w Żrinjskim Mostar. Andrej Kramarić zapewne byłby ósmym identycznym przypadkiem, ale w momencie powrotu z wypożyczenia do Lokomotivy odmówił podpisania cyrografu z familią Mamiciów i wylądował w Rijece.

Grono półfinalistów wychowanych w Dinamie uzupełniają młodsze przypadki – Mateo Kovacić oraz Tin Jedvaj, których od reszty odróżnia wcześniejszy wyjazd i krótszy staż w Dinamie – na tyle krótki, że stołeczny klub nawet nie zdążył ich wypożyczyć do Lokomotivy. Ale ograniczanie się do wychowanków jeszcze nie daje pełnego obrazu – przez Dinamo przeszli też Mario Mandżukić i Marcelo Brozović, wyciągnięci z sąsiednich mniejszych klubów oraz Domagoj Vida, który do Chorwacji powrócił po nieudanym epizodzie w Bayerze Leverkusen.

Kiedyś Dinamo zmieniło na pewien okres nazwę na Croatia Zagreb, co w sumie nie byłoby dziś głupim zabiegiem, patrząc jak ogromny wpływ na kształt drużyny w finale Mistrzostw Świata wywarł ten klub bez szczególnych osiągnięć na arenie międzynarodowej.

Mam jednak wrażenie, że to ostatnie lata, w których Chorwacja jest tak… Hm. Jednolita kulturowo? To chyba dobre słowo, jeśli uznamy, że przebywanie w danym klubie wykształca jakąkolwiek kulturę piłkarską. Zmianę trendów widać wśród najmłodszych reprezentantów – z rocznika 1993 i młodszych powołania do kadry w ostatnich 12 miesiącach otrzymało 13 zawodników, z których zaledwie czterech wychowało się w Dinamie, siedmiu zaś w ogóle nie spędziło ani minuty w stołecznym klubie, zazwyczaj stanowiącym jeśli nie matecznik, to chociaż przystanek przesiadkowy.

Reklama

Skąd wziął się niepodważalny sukces szkoleniowy Dinama i jaka jest przyczyna stopniowego ograniczania jego roli w dostarczaniu Chorwacji talentów?

Wiadomo, pierwszym i najważniejszym elementem zawsze jest praca wykonywana w młodzieżowych rocznikach. Nie da się sprowadzić sukcesów Dinama do korupcji i przestępczości, za które wreszcie pociąga się do odpowiedzialności wieloletniego właściciela, Zdravko Mamicia. Dinamo po prostu fantastycznie wychowywało młodzież, oferując jej kapitalną infrastrukturę, najlepszych chorwackich trenerów oraz w umiejętny sposób wykorzystując powojenną biedą połączoną z naturalnym dla tego regionu uporem. Nieprzypadkowo Chorwacja obok dziesiątek fantastycznych piłkarzy dała również światu kilku koszykarzy w NBA, doskonałych piłkarzy ręcznych a nawet paru przedstawicieli narciarstwa alpejskiego.

Ale do tych wszystkich pięknie brzmiących aspektów dochodzi jeszcze jeden, już odrobinę brudniejszy, na który zwracałem uwagę przy zatrudnieniu Romeo Jozaka, jednego z twórców akademii Dinama, w Legii Warszawa.

Dinamo dawało swoim wychowankom coś, czego nie mogli otrzymać praktycznie w żadnym innym miejscu Europy.

Czas.

Całe tygodnie, miesiące, sezony. Tyle, ile było potrzebne każdej z perełek akademii. Dinamo, w przeciwieństwie do innych dominujących klubów z tego regionu, kompletnie zmonopolizowało ligę, a jak świadczą niedawne wyroki w sprawach działaczy stołecznego klubu – nie wszystko odbywało się tam wyłącznie na sportowych warunkach. Już sam fakt posiadania w jednej klasie rozgrywkowej dwóch klubów, w dodatku takich, których wyniki były jasne na wiele godzin przed meczem (Lokomotiva przegrała 26 z 27 spotkań z Dinamem) był dość kontrowersyjny. Ale według mniej lub bardziej zdecydowanych ataków choćby chorwackich dziennikarzy – codziennością miały być chociażby sugestie dla młodych piłkarzy, że drzwi kadry otworzą się dla nich szerzej, gdy będą piłkarzami Dinama należącego do Zdravko Mamicia, a najlepiej też jednymi z dziesiątek zawodników z jego stajni menedżerskiej.

Reklama

W momencie, gdy wszystkie sprawy przeciw Mamiciowi ukręcano, gdy tylko trafiały do stołecznych sądów, a postępowanie UEFA w sprawie meczu Lyonu z Dinamem (7:1, które eliminowało z Ligi Mistrzów Ajax) zostało zakończone w chwili przejęcie je przez chorwacki związek – można było uwierzyć w naprawdę każdą teorię spiskową. Swego czasu piłkarze Hajduka Split oddali nawet walkower w meczu z Dinamem, w geście protestu wobec wszystkich patologii tamtejszej piłki z traktowaniem kibiców włącznie. Trudno w takich warunkach o rywalizację znaną choćby z Belgradu, gdzie Zvezda walczy o każdego człowieka z Partizanem, a potem równie zacięcie rywalizuje o tytuł mistrzowski.

W lidze chorwackiej było inaczej – Hajduk został zepchnięty do narożnika. W lidze Dinamo wygrywało niezależnie od tego, ilu młodych ludzi akurat ogrywało się w zespole, natomiast ci, którzy jeszcze nie byli gotowi na grę o kolejne trofea – pierwsze szlify w seniorskiej piłce odbierali już kompletnie bez presji, w Lokomotivie.

Szukam podobnego państwa i nijak nie mogę znaleźć.

Łatwo wyobrazić sobie sytuację, w której Lech Poznań nie musi wypożyczać piłkarzy gdzieś po pierwszej lidze, tylko ma do dyspozycji inny klub w Ekstraklasie, dajmy na to – Wartę. Nie musi też martwić się wynikami, bo gdzie zabraknie im punktów w czystej boiskowej rywalizacji, tam “zostaną one zorganizowane”. W szkolenie nikt im się nie wbija, bo nie ma jak – do kadry powoływani są lechici, ewentualnie piłkarze Warty na wypożyczeniu z Lecha. Stały dopływ gotówki gwarantują nie tylko transfery, ale też premie za zwycięstwa w lidze i grę w europejskich pucharach. Awansować do nich jest nieco łatwiej, gdy sukces w lidze wydaje się niemal zagwarantowany – a i piłkarzy można zatrzymać w klubie na eliminacje Ligi Mistrzów, jeśli większość z nich reprezentuje ten sam menedżer, niemal zatrudniony w klubie.

To jest odpowiedź jednocześnie na dwa pytania: dlaczego w Polsce nie doczekaliśmy się takiego Dinama Zagrzeb i dlaczego ja niekoniecznie chciałbym w Polsce takie Dinamo Zagrzeb.

Warto natomiast zauważyć, że dla ludzi wyszkolonych w tym szalenie specyficznym ekosystemie, nadchodzi ostatnia szansa na prawdzie skonsumowanie sukcesów szkoleniowych i organizacyjnych. Nadchodzi ostatnia szansa, by projekt Dinama przyniósł trofeum inne niż mistrzostwo czy puchar Chorwacji. Nadchodzi ostatnia szansa, by Romeo Jozak mógł pochwalić zorganizowane w dużej mierze przez siebie szkolenie akademii Dinama, by Zdravko Mamić na więziennej pryczy mógł pogratulować sobie stworzenia niesprawiedliwego i prawdopodobnie nieuczciwego, ale jednak – systemu, który zoptymalizował rozwój wielu chorwackich piłkarzy.

Do zakwitnięcia tak ślicznych róż był potrzebny nieszczególnie aromatyczny nawóz.

Jedna z niewielu rzeczy, która trochę mąci radość z obserwowania tej nieprawdopodobnie romantycznej historii, którą Chorwaci napisali w ostatnich dwóch latach.

Aha, ważny niuans. Od aresztowania Mamicia, Lokomotiva wygrała dwa kolejne mecze z Dinamem, w sezonie 2016/17 ligę wygrała zaś Rijeka. Trudno o lepszy dowód na to, że coś się kończy.

JO

Fot.Newspix

Najnowsze

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
0
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”
Ekstraklasa

Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Michał Trela
3
Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Felietony i blogi

Komentarze

4 komentarze

Loading...