Trener na fali i trener świeżo po najlepszym okresie w swojej karierze. Niby wiadomo, że Jerzy Brzęczek odwalił w Płocku kawał roboty, ale też gdyby nie to, właściwie nie byłoby żadnych podstaw, by w ogóle rozważać go w kontekście objęcia stołka selekcjonera reprezentacji Polski. Pytanie jednak, w którym momencie krzywej wznoszącej znajduje się ten szkoleniowiec i czy jest ciągle bliżej początku, czy mimo wszystko zbliżył się już do swojego apogeum. To okaże się w kolejnych miesiącach lub nawet latach, natomiast dziś wiemy jedno – decyzja o zatrudnieniu tego człowieka nie należała do najbardziej oczywistych, ani też takich, które obarczone są stosunkowo małym ryzykiem.
Brzęczek ma 47 lat, czyli – jak na trenera – wciąż jest bardzo młody. Jest tylko o 6 lat starszy od Łukasza Surmy, który jeszcze w sezonie 2016/17 kopał na boiskach Ekstraklasy. Ale też nie jest jakimś wyjątkiem w kontekście naszej reprezentacji. Przeciwnie, jeżeli spojrzymy na wszystkich selekcjonerów zatrudnionych w XXI wieku, przed 50-tką było ich aż czterech (Boniek, Janas, Fornalik, Brzęczek), jeden zaliczał się do zbioru 50-60 (Nawałka) i dwóch było po 60-tce (Beenhakker, Smuda). Wiek Brzęczka, nawet statystycznie, nie stanowi więc problemu, gorzej jednak to wygląda pod względem doświadczenia na ławce trenerskiej. Jeżeli weźmiemy pod uwagę tylko mecze Ekstraklasy, obecny selekcjoner prowadził Lechię i Wisłę Płock ledwie w 66 meczach. W gruncie rzeczy to bardzo podobny staż do tego, jakim legitymował się Zbigniew Boniek przejmując kadrę po Jerzym Engelu w 2002 roku. Aktualny prezes PZPN miał wtedy w trenerskim CV 63 mecze, ale w znacznie silniejszej Serie A. A jak się skończyło w reprezentacji, wszyscy pamiętamy.
Spójrzmy na bilanse selekcjonerów naszej reprezentacji z XXI wieku, którzy obejmowali stołek przed 60-tką. W najwyższych klasach rozgrywkowych wyglądało to następująco:
– Zbigniew Boniek (46 lat) – 63 mecze w Serie A (Lecce, Bari),
– Paweł Janas (49 lat) – 92 mecze w Ekstraklasie (Legia, Amica),
– Waldemar Fornalik (49 lat) – 210 meczów w Ekstraklasie (Górnik, Odra, Ruch),
– Adam Nawałka (56 lat) – 142 mecze w Ekstraklasie (Wisła K., Zagłębie, Górnik),
– Jerzy Brzęczek (47 lat) – 66 meczów w Ekstraklasie (Lechia, Wisła P.).
Mówi się, że atutem Brzęczka jest bogata kariera piłkarska, ale nieporównywalnie bogatszą miał przecież Zbigniew Boniek. Natomiast Paweł Janas miał bogate doświadczenia jako asystent (m.in. IO 1992 u boku Janusza Wójcika) oraz duże sukcesy – dwa mistrzostwa, dwa puchary i ćwierćfinał Ligi Mistrzów na koncie. Waldemar Fornalik znacznie przerastał Brzęczka doświadczeniem ligowym, natomiast przewagą Nawałki było długie terminowanie w odnoszącej sukcesy Wiśle oraz współpraca z Beenhakkerem m.in. podczas Euro 2008. Jakkolwiek spojrzeć, we wszystkich tych porównaniach obecny selekcjoner wypada bardzo blado, bo najzwyczajniej w świecie w całym tym towarzystwie ma najmniej doświadczenia.
A czy przemawiają za nim wyniki? Ktoś powie, że ze średniej Wisły Płock wyciągnął maksa i otarł się o europejskie puchary. To oczywiście prawda, ale same liczby już nie są tak imponujące. Brzęczek w Płocku zdobywał średnio 1,5 punktu na mecz. Tak samo to wyglądało u Janasa w ostatnim epizodzie w Amice, ale już w swoich ostatnich sezonach w klubach znacznie lepsi byli Fornalik (1,8 punktu na mecz w Ruchu) oraz Nawałka (2,0 punktu na mecz w Górniku). W porównywanym gronie gorsze liczby wykręcał tylko Boniek, który zarówno z Lecce, jak i z Bari spadał do Serie B.
Wydaje się, że chyba jedynym pocieszeniem w zaistniałej sytuacji może być fakt, że doświadczenie jednak nie jest kluczowym aspektem w kontekście prowadzenia drużyny narodowej. A najlepszym potwierdzeniem tej tezy jest późny Leo Beenhakker i Franciszek Smuda właściwie z całego okresu swojej kadencji.
Patrząc po dotychczasowym CV Jerzego Brzęczka, jedno wiemy na pewno – Zbigniew Boniek poszedł za swoją intuicją, która nie zawiodła go przy poprzedniej nominacji, ale też podjął bardzo duże ryzyko. Być może za jakiś czas wszyscy będziemy się zachwycać, jakim to nosem wykazał się prezes związku, ale istnieje też pewne prawdopodobieństwo, że Boniek zbyt odważnie ruszył pod prąd i najzwyczajniej w świecie przekombinował. W teorii Brzęczek ma dużo atutów, by koniec końców wyjść na właściwego człowieka na właściwym miejscu. W praktyce przed nim wiele nauki, jak i wiele sytuacji, w których w swojej dotychczasowej karierze trenerskiej nie miał jeszcze okazji się znaleźć. Został rzucony na bardzo głęboką wodę, pomimo że wcześniej zbyt dokładnie nie sprawdzono, jak radzi sobie z pływaniem. I z jednej strony chociażby trwające mistrzostwa świata pokazują nam przykłady trenerów ze względnie nikłym doświadczeniem, którzy radzą sobie więcej niż dobrze, ale z drugiej naprawdę ciężko w tej całej historii z Brzęczkiem pozbyć się mocno napastliwego poczucia niepewności.
*
Mateusz Borek o Jerzym Brzęczku na antenie WeszłoFM.
Fot. Fotopyk