Reklama

Dopisać kolejny rozdział i zająć miejsce legend

redakcja

Autor:redakcja

11 lipca 2018, 12:47 • 5 min czytania 3 komentarze

Historię brązowej reprezentacji Chorwacji z mistrzostw świata we Francji w 1998 roku przez lata przedstawiono i opisano w każdy możliwy sposób. Od tego czasu Vatreni na każdym dużym turnieju muszą mierzyć się z legendą tamtego zespołu. Do tej pory szło im jednak nieudolnie, a kolejne zespoły wysyłane na Euro i mundiale za każdym razem do domu wracały na tarczy. Los odmienić może się dopiero w Rosji,  bo Chorwacja jest o jeden krok od poprawienia wyniku Sukera, Bobana i reszty. Sęk w tym, że zadanie wcale nie będzie proste, a najpoważniejsze do sforsowania przeszkody na swojej drodze ustawili sami Chorwaci. 

Dopisać kolejny rozdział i zająć miejsce legend

Czy drużyna prowadzona przez Lukę Modricia naprawdę jest w stanie przebić wyczyn sprzed dwudziestu lat? Po meczu z Argentyną Chorwację okrzyknięto najlepszą drużyną tegorocznego mundialu, ale kolejne spotkania pokazały, że było to stanowisko mocno przesadzone. Piłkarze Zlatko Dalicia grają poprawnie, ale czy coś więcej? W pierwszym meczu fazy pucharowej okrutnie męczyli się z Duńczykami, będąc przez większość spotkania słabszą drużyną. Z kolei w ćwierćfinale, trochę wbrew oczekiwaniom, nie byli w stanie zdominować Rosjan, których defensywa pozostawiała tego dnia sporo do życzenia. Wizerunek kreatywnej i bardzo błyskotliwej drużyny mocno się w tych dwóch meczach zatarł i dziś chyba nikt już nie powie, że to właśnie Chorwaci imponują na mistrzostwach najbardziej. Nikt też nie uzna ich za faworytów ostatniego starcia. Niezależnie od tego, czy przyjdzie im zagrać o brąz, czy stanąć do rywalizacji o najważniejsze futbolowe trofeum.

Z drugiej strony, może nie do końca udane mecze z Danią i Rosją tak naprawdę świadczą nie o ograniczeniach Chorwacji, lecz o prawdziwej wartości tej drużyny? Skoro nawet nie grając najlepiej potrafiła wyrzucić z turnieju walecznych Duńczyków i szalenie ambitnych Rosjan, to może jej potencjał jest zdecydowanie większy niż obecnie się szacuje? W spotkaniach z Nigerią oraz Argentyną piłkarze Zlatko Dalicia potrafili wznieść się na autentycznie wysoki poziom. Zagrać tak, że każdy patrzył na nich z uznaniem. Pokazać odrobinę piłkarskiej magii. Jakości na miarę półfinału na pewno im więc nie brakuje.

Totolotek oferuje bonus promocyjny za rejestrację dla nowych graczy!

Czy wystarczy jej na coś więcej? Dywagacje na ten temat toczą się już od dłuższego czasu, a jako najmocniejszą stronę Chorwatów, wskazuje się bardzo korzystną drabinkę. Zawodnicy z Bałkanów od pierwszego meczu fazy pucharowej mierzą się z przeciwnikami nieporównywalnie słabszymi od tych, których na rozkładzie mają uczestnicy wczorajszego półfinału, a w dodatku swój szósty mecz na turnieju rozegrają z niezbyt cenioną i chwilami wręcz marginalizowaną Anglią. Do wielkiego finału prowadzi ich więc stosunkowo łatwy szlak, ale przecież na takiej trasie też można zaliczyć glebę. Wystarczy chwila nieuwagi, której Chorwaci do tej pory skutecznie się jednak wystrzegali.

Reklama

Co więcej, Modrić i spółka w meczach z Danią i Rosją pokazali, że potrafią się świetnie adaptować do zmieniających się warunków. W obu tych spotkaniach musieli przecież gonić wynik i za każdym razem stawali na wysokości zadania. W 1/8 finału nie załamał ich przestrzelony karny kapitana, w ćwierćfinale – wyrównujący gol stracony na kilka minut przed końcem dogrywki. Mimo różnych przeciwności, w konkursach jedenastek dwukrotnie potrafili zachować więcej zimnej krwi niż rywale, choć uczciwie trzeba przyznać, że mieli w nich także dużo szczęścia. Inna sprawa, że ten dodatkowy czynnik też trzeba umieć wykorzystać i Chorwaci zrobili to perfekcyjnie.

Przed starciem z Anglią zespół Dalicia mierzy się jednak z problemami, które wcześniej mu nie doskwierały. Po pierwsze, nie wiadomo, czy na murawę moskiewskich Łużników wybiegnie dziś Sime Vrsaljko, który do tej pory miał monopol, jeśli chodzi o grę na prawej obronie. Wątpliwości budzi też stan zdrowia świetnego dotychczas Danijela Subasicia, mocno poobijanego po meczu z Rosją. Do tego dochodzi cały szereg niepewności związanych z przemęczeniem zawodników, którzy w nogach mają przecież nadprogramowe sześćdziesiąt minut biegania, choć akurat tę kwestię w sztabie zdają się bagatelizować.

Na szczycie listy problemów wbrew pozorom nie znajdują się jednak te o podłożu zdrowotnym. Zdecydowanie głośniejszy szum towarzyszy Domagojowi Vidzie, który znalazł się w ogniu krytyki ze względu na filmy umieszczone w sieci tuż po ćwierćfinale. Na obu nagraniach Vida wykrzykuje hasło „Sława Ukrainie”, co w Rosji, ale nie tylko, odebrano jako silnie nacechowaną politycznie prowokację. Obrońca Vatrenich za swoje zachowanie został upomniany przez FIFA, ale niesmak, który wzbudził w pewnych kręgach, i tak pozostał. Dużo gorzej skończył za to Ognjen Vukojević, członek sztabu Dalicia, również pojawiający się na nagraniach, którego rodzima federacja zwolniła z kontraktu w trybie natychmiastowym.

Jakby tego było mało, tuż przed półfinałem światło dzienne ujrzało jeszcze jedno nagranie zarejestrowane w chorwackiej szatni. Tym razem za aferę odpowiedzialni są Dejan Lovren i Sime Vrsaljko, śpiewający pieśń „Bojna Cavoglave”, która w czasach wojny domowej na Bałkanach, była hymnem chorwackich nacjonalistów. Póki co, ani FIFA, ani chorwacka federacja nie odniosły się do całej sprawy, ale trudno oczekiwać, by wokalne popisy dwójki obrońców przeszły bez echa.

Im bliżej będzie jednak meczu, tym coraz szybciej będą oddalać się wątki poboczne. Chorwaci, choć bez wątpienia doskwiera im kilka zmartwień, na boisko wyjdą tylko z jedną myślą. Żeby wreszcie dopisać kolejny rozdział do historii, która zaczęła się dwadzieścia lat temu i z różnych względów na razie nie doczekała się kontynuacji. Celem nadrzędnym jest więc finał. Wszystko inne ma marginalne znaczenie.

Fot. FotoPyK

Reklama

Najnowsze

Komentarze

3 komentarze

Loading...