Reklama

Złoto nie dla zuchwałych. O złoto zagrają konsekwentni

redakcja

Autor:redakcja

10 lipca 2018, 22:32 • 4 min czytania 6 komentarzy

Kiedy piłkarze wybiegli na boisko, nie brakowało takich, którzy łapali się za głowy. Lukaku na prawej stronie napadu, Kevin De Bruyne jako fałszywa dziewiątka. Marouane Fellaini i Axel Witsel obarczeni zadaniem wygrania środka pola z Fernandinho, Paulinho i Coutinho. Odstawiony Yannick Carrasco, grający wszystko w eliminacjach w podstawie. Wielu zawyrokowało zawczasu, że Roberto Martinez przesadził. 

Złoto nie dla zuchwałych. O złoto zagrają konsekwentni

Ale wygrał.

Hiszpan sam po spotkaniu przyznał, że ustawienie, na jakie zdecydował się w spotkaniu z Brazylią, ćwiczone było przez zaledwie trzy dni. I że słowa uznania należą się absolutnie jego zawodnikom za to, że byli w stanie w tak krótkim czasie przyswoić zasady poruszania się w nowym systemie. Egzekucja okazała się perfekcyjna. Kto wie, czy decydując się na tę pokerową zagrywkę nie udowodnił samym piłkarzom, że są w stanie błyskawicznie odnaleźć się w absolutnie każdym systemie, przeciwko absolutnie każdemu przeciwnikowi. Były zachwyty, były ochy i achy, bo nie dość, że Martinez wymyślił coś nowego, to jeszcze okazało się to ze wszech miar skuteczne w starciu z Canarinhos.

Kiedy pojawił się skład Belgów na półfinałowe spotkanie z Francją, można było poczuć coś na kształt deja vu. Znów trzeba było czekać aż do pierwszych kopnięć, by załapać, o co tym razem może chodzić Roberto Martinezowi. Co wykombinował postanawiając prawego obrońcę Thomasa Meuniera zastąpić środkowym pomocnikiem Mousą Dembele.

Nawet graficy odpowiedzialni za ustawienie na ekranie meczowym jakby się pogubili, na wahadło wrzucając Kevina De Bruyne, z Hazarda robiąc jednego z dwójki napastników.

Reklama

37008603_10214066615552258_6998892767837421568_n

Początkowo jego plan wyglądał naprawdę rozsądnie. W chwilach, kiedy Belgowie przeważali – czyli przez większą część spotkania – mogło się zdawać, że Martinez znalazł sposób, aby wycisnąć do maksimum atuty swojej drużyny. By ustawić swój zespół typowo pod Francuzów, by był w stanie zrobić im jak największą krzywdę.

Dembele i Witsel jako zabezpieczenie trójki stoperów, ale i łącznicy między obroną a atakiem, wydawali się być idealnymi wykonawcami. Mało jest tak ogarniętych zawodników – cytując klasyka – zarówno w ofensywie, jak i defensywie. Fellaini przed nimi wchodzący w linię ataku, by w momencie wrzutek być drugą wieżą obok Lukaku? Sprawdziło się to przecież znakomicie, gdy trzeba było jakoś sforsować japońskie bramy. Hazard jak zawsze pozostawiony z wolną rolą, Kevin De Bruyne również z dużą dowolnością w poruszaniu się. Do tego Chadli grający skrzydłowego w fazie ataku i czwartego, skrajnego obrońcę przy bronieniu, na którego Deschamps – powtarzając manewr z meczów z Peru i Argentyną – posłać musiał Matuidiego.

Francja jednak zweryfikowała plan gry Martineza w sposób, w jaki Brazylia nie potrafiła tego zrobić. Na papierze Hiszpan trenujący Belgów znów popisał się kreatywnością, na boisku okazało się, że jakiekolwiek zagrożenie jest w stanie stworzyć tylko indywidualną akcją, pójściem jeden na jeden z Pavardem, Eden Hazard. Tak Belgowie oddali najgroźniejszy strzał z gry. Poza tym? Uderzenie Alderweirelda po rożnym, próba Witsela z ponad 30 metrów, która – choć potężna i efektowna – obiektywnie rzecz ujmując była jedną z tych, których trzeba oddać kilkadziesiąt, by raz trafić idealnie i wprawić tłum w osłupienie.

Absolutnie najsłabszym elementem okazał się ponadto ten, którego jako jedynego Martinez wprowadził do drużyny po Brazylii. Mousa Dembele, który zachwycał w Tottenhamie zdolnością do łączenia obrony z atakiem, do uprzykrzania życia rywalom i który przede wszystkim zawsze gwarantował utrzymanie się przy piłce pomimo okoliczności. Zawsze prześlizgiwał się jakoś w gąszczu nóg, nie dawał się powalić. Dziś za często tracił, za często mylił się przy prostych podaniach, a do tego wielokrotnie groźnie faulował. Po jego interwencji Griezmann mógł uderzyć z wolnego z 25 metrów (w mur), fakt, że zmieniony w 60. minucie skończył bez kartki, trzeba uznawać za naprawdę spory sukces.

Ale zawiodło wielu. De Bruyne? Kompletnie niewidoczny, i grając wyżej, i przechodząc niżej. Zagrał jedno dobre podanie do Hazarda, gdy główkę z Pavardem wygrał Dembele i to by w zasadzie było w kwestii pamiętnych zagrań na tyle. Autor trzech kluczowych podań i trzech strzałów z Brazylią, tym razem uszczuplił swoje ofensywne dokonania o połowę (1 kluczowe podanie, dwa strzały). Lukaku? Zaledwie cztery kontakty z piłką w polu karnym Llorisa, jeden strzał. Poza Hazardem, który dziewięciokrotnie przedryblował rywali, najwięcej razy udało się to Chadliemu. Dwukrotnie. Poza tym po razie przeciwników mijali tak Vertonghen, Witsel i De Bruyne.

Reklama

W obronie też wyglądało to słabo. Francuzi – tak się zdaje – zagrali dokładnie taki mecz, jakiego potrzebowali. Bronili raczej głęboko, rozrywając belgijską obronę bezpośrednimi, długimi piłkami po ziemi, najczęściej do sprintera Mbappe. Vertonghen i Alderweireld mylili się przy tym nie raz i nie dwa, zdecydowanie za często – jak na liczbę ataków Francuzów w całym meczu – prokurując tym samym sytuacje bramkowe. Im się upiekło, Fellainiemu, gdy przy rzucie rożnym wbiegł przed niego Umtiti – już nie.

Belgowie przegrali więc z pragmatyzmem. Les Bleus zagrali zdecydowanie bardziej konsekwentnie, wiernie swojemu dotychczasowemu stylowi, niż drużyna zestawiona przez Roberto Martineza. I jeśli Hiszpan po Brazylii mówił, że jeszcze nie przegrał spotkania przy tablicy taktycznej, kto wie, czy po dzisiejszym starciu nie zmieni tego poglądu.

fot. NewsPix.pl

Najnowsze

Polecane

Probierz: Grając tak jak z Walią, mamy szansę na awans z grupy Euro 2024

Paweł Paczul
0
Probierz: Grając tak jak z Walią, mamy szansę na awans z grupy Euro 2024

Komentarze

6 komentarzy

Loading...