Zagłębie Lubin do tej pory było mało aktywne na transferowym rynku. Pozyskało jedynie bramkarza Mateusza Kuchtę i włączyło do kadry napastnika Artura Siemaszkę, który wrócił z wypożyczenia do Stomilu Olsztyn. We wtorek jednak “Miedziowi” ogłosili aż dwa transfery. Mariusz Lewandowski dostał nowych skrzydłowych.
Trudno się dziwić, bo choć na tej pozycji Zagłębie nazwisk miało wiele, to nikt nie spełniał oczekiwań. Bartłomiej Pawłowski, Łukasz Janoszka, Kamil Mazek, Łukasz Moneta, przekwalifikowany Arkadiusz Woźniak, jesienią również Krzysztof Janus – wszyscy oni mniej lub bardziej zawodzili. Z tego grona tylko Pawłowski i Woźniak grali regularnie. Po części mogło to wynikać z taktyki. Piotr Stokowiec trzymał się ustawienia z trójką w obronie, wahadłowymi często byli boczni obrońcy. U Lewandowskiego bywało różnie, ale też nie unikał takich eksperymentów.
Wygląda jednak na to, że w tym sezonie typowi skrzydłowi mają być bardziej wykorzystywani, bo mimo że nikt ze wspomnianych zawodników nie odszedł, to na boki pomocy przyszli właśnie Rosjanin Władisław Sirotow (kontrakt 1+1) i Słoweniec Damjan Bohar (trzyletni kontrakt). Obaj w październiku skończą 27 lat. Tylko się uśmiechnęliśmy, czytając wypowiedź dyrektora sportowego Michała Żewłakowa, który stwierdził przy prezentacji Sirotowa, że to “stosunkowo młody skrzydłowy”.
Na papierze bardziej zachęcająco wygląda Bohar, więc… biorąc pod uwagę ekstraklasową (nie)logikę, bardzo możliwe, że Sirotow się sprawdzi, a on nie. Słoweniec przez ostatnich pięć lat występował w Mariborze, najlepszym klubie jego ojczystej ekstraklasy. Wywalczył trzy mistrzostwa i jeden krajowy puchar.
Bohar nie był gwiazdą Mariboru (wtedy raczej nie szedłby do polskiego średniaka), ale też nie należał do aktorów epizodycznych. Łącznie rozegrał dla tego klubu 197 meczów (35 goli, 17 asyst) – w ostatnim sezonie 34. 50 razy wystąpił w europejskich pucharach, z czego 12 to faza grupowa Ligi Mistrzów. Uczestniczył w niej w sezonach 2014/15 i najświeższym 2017/18. W obu edycjach trafiał do siatki. W 2014 roku pokonał bramkarza Schalke (1:1 na wyjeździe), a wcześniej w eliminacjach strzelał gole Maccabi Tel Awiw i Celtikowi.
W zeszłym roku przechytrzył defensywę Spartaka Moskwa (1:1 u siebie), we wszystkich meczach grupowych wychodził w pierwszym składzie. Maribor dwukrotnie został rozgromiony przez Liverpool, za to remisował w obu spotkaniach ze Spartakiem i na koniec urwał dwa punkty Sevilli.
O tym, że wychowanek NK Kriżevci odejdzie było wiadomo w zasadzie już zimą. Wiosną grał przez chwilę na początku rundy, potem poszedł w odstawkę. Co ciekawe, niedawno tureckie media donosiły, że interesuje się nim Trabzonspor.
Bohar w reprezentacji Słowenii wystąpił tylko raz. Powoływano go kilkukrotnie, nawet minionej jesieni na eliminacje do rosyjskiego mundialu, ale na boisku pojawił się jedynie w listopadzie 2014 w sparingu z Kolumbią.
Sirotow na tym tle nie może zaimponować. W dotychczasowej karierze nie wyszedł poza drugą ligę rosyjską. Za młodu ściągnął go Zenit, ale nie miał szans na rywalizację w pierwszym zespole. Klub z Sankt-Petersburga na pęczki bierze wyróżniających się nastolatków, z których większość potem ginie w szarzyźnie. Sirotow zszedł szczebel niżej – najpierw do Szynnika Jarosław, a potem grał w rezerwach Zenita. Ostatni sezon był dla niego najlepszy: 37 meczów, 5 goli, 4 asysty. Nie są to liczby, które mogą rozpalić wyobraźnię, podobno jednak sama gra była dobra, zbierał pozytywne recenzje.
Faktem jest, że zagraniczne kluby zwróciły na niego uwagę wcześniej. Jesienią interesowały się nim Standard Liege i Royal Antwerp z Belgii, ale Zenit nie chciał go puścić za darmo. Uwolnił się dopiero teraz. W Lubinie będzie mógł pokazać się na wyższym poziomie, lecz jeśli zawiedzie, łatwo się domyślić, jak zostanie przerobione jego nazwisko.
Fot. newspix