Reklama

Śląsk idzie za trendem i bierze z pierwszej ligi

Norbert Skorzewski

Autor:Norbert Skorzewski

09 lipca 2018, 11:17 • 4 min czytania 13 komentarzy

Transfery pierwszoligowców? A komu to potrzebne? A dlaczego? Do niedawna tak wyglądało podejście klubów Ekstraklasy, które z dość dużą rezerwą podchodziły do sprowadzania graczy z zaplecza naszej rodzimej Bundesligi. Coś drgnęło w poprzednim sezonie. Okazało się, że prezesom za takie ruchy nikt nie obciął palców sekatorem. Co więcej – cała plejada zawodników weszła do ligi z buta, bez jakichkolwiek kompleksów.

Śląsk idzie za trendem i bierze z pierwszej ligi

Flagowymi dowodami Jakub Świerczok, Szymon Żurkowski, Damian Kądzior i Rafał Kurzawa, których docenił Adam Nawałka.

Całą wyliczankę trzeba zacząć przede wszystkim od Górnika. Drużyny, która jest najlepszym dowodem na to, że Ekstraklasę i pierwszą ligę nie dzieli zbyt wiele. Podopieczni Marcina Brosza – wyłączając momenty zastoju, głównie w drugiej połowie sezonu – grali na najwyższych szczeblu bez kompleksów. Narzucając rywalom swój styl gry, starając się dominować. Co najważniejsze – Górnik w nieznacznym stopniu zmodyfikował swój skład po awansie, a dwóch z trzech nowych zawodników w podstawowej jedenastce, Kądziora i Wieteskę, dokooptował sobie z pierwszej ligi.

Przykłady mniej lub bardziej udanych transferów, albo awansów wraz z klubem, można mnożyć i mnożyć. Cała plejada z Górnika, Kolew, Piszczek i Danek, którzy grali w Sandecji na tyle przyzwoicie, że bez większych problemów zachowali miejsce w elicie. Dalej chociażby Wrąbel, Kopacz, Czerwiński, Gumny, Kosakiewicz, Cholewiak, Piotrowski, Rasak czy Jóźwiak.

To nie są gracze, którzy wykręcali się tym, że potrzebują czasu na przeskok. Grali na tyle solidnie, że nikt o żadnym przeskoku nawet nie przebąkiwał. Oczywiście – nie twierdzimy, że wszyscy prezentowali jakiś niezwykle wysoki poziom, ale większość po prostu grała tak samo jak na zapleczu. Co najmniej solidnie. No i wcale nie wyglądała gorzej od starych ligowych wyjadaczy czy części zagranicznego szrotu.

Reklama

Potwierdziła, że zdecydowanie więcej graczy ściągniętych z pierwszej ligi sobie radzi, niż sobie nie radzi. I to jest tutaj bardzo wymowne. Co prawda bliskość poziomów działa przede wszystkim na niekorzyść Ekstraklasy, a nie korzyść pierwszej ligi. Ale z drugiej strony widać, że kopanie na zapleczu może być również dobrą trampoliną, stanowiącą bardzo solidne przygotowanie do gry wyżej. I to nie tylko w Ekstraklasie, bo przecież znamy piłkarzy, którzy już wyfrunęli z Polski (Świerczok, jeszcze wcześniej Góralski), albo niedługo to zrobią (Kurzawa, Gumny, może Żurkowski). I jest to swego rodzaju drogowskaz dla klubów, które lubują się w ściąganiu szrotu, podczas gdy realne wzmocnienia mają tuż pod ręką.

Na szczęście tych klubów robi się coraz mniej, a najlepszym dowodem wydaje się metamorfoza, którą przeszedł Śląsk. Wrocławianie podążają w zupełnie innym kierunku niż jeszcze w zeszłym sezonie, kiedy ich polityka transferowa wyglądała mniej więcej tak.

4

Wtedy przeszarżowali finansowo. Potwierdzeniem słowa byłego prezesa, Michała Borowca, który przyznawał, że tylko miejsce w pierwszej piątce pozwoli spiąć budżet. Tym razem do transferów podeszli spokojniej, dyrektor sportowy Dariusz Sztylka nie zaproponował ułańskiej szarży na nieznane rynki, tylko rzucił okiem w kierunku niższych lig. Stąd transfery Damiana Gąski i Mateusza Radeckiego z Wigier Suwałki, Jakuba Łabojko z Rakowa Częstochowa, Daniela Szczepana z GKS-u Jastrzębie oraz Dariusza Szczerbala z Piasta Żmigród. Gąska może pochwalić się tym, że rozegrał prawie sto meczów dla klubu z Suwałk. Czyli nie dość że jest całkiem młody, to posiada jeszcze solidne doświadczenie w dorosłym futbolu. Radecki swego czasu przebijał się w Jagiellonii, ale rozkwitł dopiero w Suwałkach. To wysoki, środkowy pomocnik. Na tej samej pozycji występuje Łabojko, którego Marek Papszun kilka razy ustawił również na środku obrony. W ostatnim sezonie miał pewne miejsce w składzie, opuścił tylko cztery mecze. Szczepan był jednym z architektów awansu GKS-u Jastrzębie do pierwszej ligi. Napastnik zdobył trzynaście bramek. Szczerbal to z kolei bramkarz, pozyskany raczej do wzmocnienia rywalizacji na treningach.

Jak widać, Śląsk zacząć czerpać garściami z niższych poziomów rozgrywkowych, przede wszystkim z pierwszej ligi. Już zimą nie zawiódł się, gdy pozyskał Mateusza Cholewiaka. Ale to nie wszystko, bo wrocławianie dokonali jeszcze ciekawego transferu zagranicznego. Wojciech Golla po spadku NEC Nijmegen nie zmienił klubu i spędził ostatni sezon w drugiej lidze holenderskiej. Raczej mało poważne granie, ale przynajmniej trzymał przyzwoity poziom. Pamiętamy, że gdy odchodził z Ekstraklasy, znajdował się w gronie solidnych ligowców. Teraz pozostaje mu tylko nawiązać do tamtych czasów.

Dotychczasowe ruchy Śląska uzupełnia Irańczyk Farshad Ahmadzadeh. Dwukrotny mistrz tego kraju z Persepolis Teheran.

Reklama

Wrocławianie – nie licząc Golli i Ahmadzadeha – podążają za trendem, który się sprawdza i pozyskują piłkarzy przede wszystkim z pierwszej ligi. Przy okazji pamiętajmy, że podobne transfery dokonywały też inne zespoły.

Patryk Klimala wrócił do Jagiellonii, wraz z nim z pierwszej ligi przyszli Klemenz i Machaj. Danielak, Janota (no, tutaj byśmy wstrzymali się z przesadnym optymizmem), Staniszewski i Sulewski wylądowali w Arce. Górnik pozyskał Biedrzyckiego i Ryczkowskiego. Do Korony wrócił Górski, do Lecha Tomczyk, do Lechii Arak i Fila. Gdańszczanie pozyskali też 18-letniego Daniela Mikołajewskiego ze Stomilu. Generalnie można wymieniać i wymieniać – Majecki (na ten moment) wrócił do Legii, Malec jest w Pogoni, Lis w Wiśle Kraków, a Kuchta i Siemaszko w Zagłębiu.

I coś nam mówi, że to jeszcze nie koniec. Co więcej – wydaje nam się, że przynajmniej część z tych nazwisk nie obniży poziomu naszej ligi.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Ekstraklasa

Wygrywa tytuły, ale nie jest cudotwórcą. Ante Simundza, nowy trener Śląska Wrocław

Szymon Janczyk
0
Wygrywa tytuły, ale nie jest cudotwórcą. Ante Simundza, nowy trener Śląska Wrocław

Komentarze

13 komentarzy

Loading...