Wydawało się, że Carlitos jest już jedną nogą w Poznaniu. Wisła zaakceptowała propozycje lechitów, sam klub wszedł w poważne negocjacje z piłkarzem, ten podbijał stawkę i podbijał, aż wreszcie przestał się odzywać. W tym momencie do ofensywy przeszła Legia i sprzątnęła ligową gwiazdę sprzed nosa poznaniaków. Ci znów muszą obejść się smakiem – jak nie wyrywają im z rąk tytuł mistrza Polski, to “podkradają” hitowy transfer. Legioniści ponownie wskazali Kolejorzowi miejsce w finansowo-sportowym szeregu.
Kibice z Poznania mogą się na te słowa wkurzyć, ale szanowni – spójrzmy na fakty. To tak, jakby facet przez pół wieczoru bajerował w klubie laskę, która bardzo mu się podobała. Wysilał się na najlepsze żarty, czarował uśmiechem, zachwalał swój status społeczny, mrugał okiem, stawiał drinki. Ale późnym wieczorem do klubu wszedł jego stary znajomy, aktor lub model znany z okładek popularnych pism. Podszedł do tej dziewczyny, zakręcił na palcu kluczykami od porsche, a ona po prostu wstała, uwiesiła mu się na ramieniu i wyszła zostawiając w loży rozczarowanego adoratora.
Widzimy co roku, że Legia demoluje resztę ligi w raportach finansowych, ale dopiero po przykładach takich, jak przebicie oferty dla Carlitosa, widać, że to dwie różne półki. Hiszpan w Legii ma zarabiać 50 tysięcy euro miesięcznie, czyli więcej, niż jakikolwiek inny piłkarz w Poznaniu. Ale wydaje się, że nie decydowały tylko pieniądze, ale przede wszystkim perspektywy. 28-letni napastnik miał przed sobą prosty wybór:
– klub z “genem zwycięzcy”, który w ostatnich latach zdominował Ekstraklasę, regularnie gra w fazie grupowej europejskich pucharów, teraz zagra w eliminacjach do Ligi Mistrzów
– klub z piętnem wiecznego pechowca, który przegra wszystko to, co ma do przegrania, a teraz zagra “tylko” w eliminacjach do Ligi Europy
Jeśli Carlitos nie podkochiwał się po cichu w Poznaniu, nie spał za dzieciaka pod kołdrą z koziołkami i nie wzdychał za młodu do dryblingów Mirosława Okońskiego, to sorry, ale Lech po prostu w tym starciu nie miał argumentów. Sytuacja w pewnym momencie stała się prosta – jeśli Legia wejdzie do gry zdeterminowana i jeśli walka będzie rozstrzygać się między nią, a Lechem, to jasne, że gość zamelduje się przy Łazienkowskiej. No i Legia weszła, a Carlitos długo się nie wahał.
Nie napiszemy, że Lech został z ręką w nocniku, ale jego sytuacja się skomplikowała. W Poznaniu stracili przede wszystkim czas, bo w ostatnich dniach wszystkie tematy w kontekście napastnika ograniczały się do czekania na dzwonek w telefonie Piotra Rutkowskiego. Hiszpański numer kierunkowy jednak na wyświetlaczu się nie pojawiał i poznaniacy rozpoczęli już rozmowy z kolejnym snajperem, który ma dołączyć do Kolejorza.
Pamiętajmy jednak, że do pierwszego meczu w Lidze Europy pozostał lechitom już tylko tydzień. A kadra nie wygląda imponująco. Cała wiara w Ivanie Djurdjeviciu, że jego pomysł na zespół sprawi, iż lechici zaczną grać lepiej, bo bilans strat i zysków rzuca się cieniem na nadzieje kibiców:
ODESZLI: Emir Dilaver, Radosław Majewski, Mario Situm, Elvir Koljić, Ołeksij Chobłenko, Jakub Serafin
PRZYSZLI: Pedro Tiba, Tomasz Cywka, Karol Szymański, Paweł Tomczyk (powrót z wypożyczenia)
Ponadto z zespołem nie trenuje Robert Gumny, który przeszedł zabieg kolana, a Tiba (o którym szeroko pisaliśmy TUTAJ) nie przeszedł z zespołem okresu przygotowawczego i dopiero teraz będzie dochodził do formy. Zatem w pierwszej fazie Ligi Europy raczej poznaniakom nie pomoże. Być może Portugalczyk okaże się hitem transferowym (bańka euro, świetne recenzje, nominacja do najlepszej jedenastki sezonu ligi portugalskiej), ale póki co nie jest gotowy do gry. Jeśli zbierzemy to do kupy, to Lech stracił najlepszego stopera ligi (Dilavera) i na początku sezonu nie będzie mógł korzystać z najlepszego prawego obrońcy ligi (Gumnego). Ma za to Tomasza Cywkę, który w sparingach pokazał się z niezłej strony, ale wciąż nie widzimy go w roli piłkarza decydującego o losach zespołu. No i jeszcze Szymański, trzeci bramkarz ściągnięty ze Środy Wielkopolskiej.
Wiemy, że do zamknięcia okna transferowego jeszcze mnóstwo czasu, ale Lech na chwilę przed startem ligi wygląda jak student, który przyszedł na egzamin z nieprzeczytanymi notatkami w plecaku. Niby jeszcze może wszystko nadrobić, ale zegar tyka, a profesor już parkuje przed uczelnią…
fot. FotoPyk