Wyobraź sobie, drogi czytelniku, że jesteś dziennikarzem sportowym. Marzysz o robieniu reportaży o sportowcach, których jeszcze nikt nie odkrył, ale mają pasjonujący życiorys. Planujesz wywiady z ludźmi, o których mówi się w tramwajach. Pragniesz swoimi felietonami pobudzać do myślenia i bawić się w nich słowem.
A na koniec piszesz tekst o tweecie chłopaka, któremu cholernie podobał się mecz.
Co jakiś czas dziennikarze SportowychFaktów/Wirtualnej Polski chwalą się, że ich portal osiągnął świetne wyniki odsłon. Że w klikach są w ogólnopolskiej czołówce i że wykręcają kosmiczne liczby. – Ooo, zobaczcie, ludzie cenią nasz kontent! – myślą pewnie.
A nam się wydaje, że wy po prostu napierdalacie tyle gówno-tekstów, które przyprawiacie soczystym click-baitem. I na tym bazujecie. Ambitne treści na SF/WP giną w natłoku śmieci – infosków o cyckach dziewczyny piłkarza, plotek transferowych przepisanych z zagranicznych mediów czy wpisów na podstawie jednego tweeta.
Taki gówno-tekst dziennikarz SF/WP wyprodukował we wtorek rano. Składa się on z:
– tweeta Marcina Ryszki (naszego dziennikarza, który prowadzi audycję „W Ciemno”, robi świetne wywiady radiowe, a przy tym jest kozakiem w sportach niepełnosprawnych), który napisał tak:
Panie Boże! Dlaczego zabrałeś mi wzrok i nie pozwoliłeś mi zobaczyć tego meczu? Kurwa ale meczycho! #WeszloFM
— Marcin Ryszka (@ryszkamarcin) 2 lipca 2018
– lakonicznego opisu meczu Belgia – Japonia na zasadzie „ci strzelili, później tamci, ci wygrali, tamci przegrali”
– ZOBACZCIE NASZE WIDEO, WBIJAJCIE NA TYPERA, SPRZEDAM OPLA, TANIO, AAAAA
Szanowny dziennikarzu, który wypuściłeś w świat tego gniota:
Po pierwsze – Marcin ma kapitalne poczucie humoru. Serio, jest totalnym kozakiem. Pewnie nigdy nie słuchałeś jego audycji, bo musiałeś pisać o nowych butach Marii Szarapowej albo wysłali cię do przepisywania The Sun. Ale gdybyś posłuchał, to pewnie byś zrozumiał, że ten wpis Marcina ma wyłącznie charakter humorystyczny. Taki z dystansem do siebie, ale i ironią do sytuacji, w której się znalazł. My się przy nim uśmiechnęliśmy, ty zobaczyłeś tanie kliki.
Po drugie – robiąc z tweeta ckliwą historyjkę na zasadzie „patrzcie, chlip, chlip, nie widzi, a chciałby!” mógłbyś zainteresować się tym, jak Marcin „ogląda” mecz. Ale nie – czas, czas, czas, klik, klik, klik. Nawet do niego nie napisałeś. Po prostu wkleiłeś tweeta (z wymazaniem słowa „kurwa”) i interes się kręci. Nabijanie klików na powierzchownym liźnięciu problemu niepełnosprawności – sorry, gościu, ale to jest obrzydliwe.
Po trzecie – naprawdę nie chciało ci się napisać do Marcina i zapytać o komentarz? Miałbyś chociaż tekst ciekawy, w którym od wpisu na Twitterze wyszedłbyś do opisu tego, jak niewidomi żyją meczami. Wystarczyło się wysilić. Ale nie – lepiej było dorzucić kilkaset znaków suchej relacji o tym, co działo się w meczu Belgii z Japonią. No, kurwa, Himalaje kreatywności.
Drogi Ł Witczyku, mam nadzieję że tekst ci się dobrze klika. Straszne to jest, że z wpisu można stworzyć taką łzawą historię. Każdy kto mnie zna, dobrze wie, że ten wpis jest napisany z przymrużeniem oka. licza sie kliknięcia @SportoweFaktyPL https://t.co/Mj8riYa16r
— Marcin Ryszka (@ryszkamarcin) 3 lipca 2018
Żenująca postawa dziennikarza, żenująca postawa wydawcy i żenujące podejście portalu. Zmieńcie nazwę portalu, bo „Sportowe Fakty” nijak mają się do treści, które prezentujecie. Sportowi Wyłudzacze Klików Na Ckliwych Historyjkach, Które Znaleźli W Necie I Dorobili Sobie Do Nich Teorię. Rzyg.