Bardzo lubimy Sebastiana Milę. Na kanwie prywatnej to bystry gość, który ma wiele ciekawych spostrzeżeń na temat futbolu. Już teraz jest rozchwytywany jako ekspert piłkarski i zasadniczo wcale się temu nie dziwimy. Jednak nie możemy przejść obojętnie obok jego próby obrony spacerku reprezentacji Polski w ostatnich dziesięciu minutach spotkania z Japonią.
Sebastianie, w tym meczu nie chodziło o zwycięstwo. Punkty nic już biało-czerwonym nie dawały – mogliśmy brandzlować się za dziesięć lat, że wcale nie wyjechaliśmy z Rosji z zerem oczek. Ale suma summarum – czy zdobylibyśmy trzy punkty, czy jeden, czy zero, to i tak nie miało to żadnego znaczenia.
Co byś zrobił będąc piłkarzem reprezentacji ? 1)Atakował Japończyków i próbował strzelić na 2-0 chodź nic to nie daje ! 2) pilnował 1-0 bo chcesz wygrać dla siebie,rodziny,kibiców!
— Sebastian Mila (@SebastianMila11) 29 czerwca 2018
W tym spotkaniu chodziło o to, by reprezentanci odzyskali coś w oczach kibiców. By pokazali, że są sfrustrowani tymi porażkami z Senegalem i Kolumbią, więc na Japonię wyjdą po to, by zaorać boisko. By zapieprzali od pierwszej do ostatniej minuty i by godnie pożegnali się z tym turniejem. A dostaliśmy zwycięstwo (wow!), które przeciwnik przyjął z pocałowaniem ręki, a Polacy przez dziesięć minut odstawiali totalnego stojanowa. Patrzyli na to, jak przeciwnik podaje sobie piłkę sto razy. Nawet nie ruszyli do pressingu. Było tak źle, że Nawałka kazał Grosickiemu udawać kontuzję, by na boisko wbiegł Błaszczykowski.
To było zwycięstwo dla rodziny i dla kibiców? Bo dla nas to było zwycięstwo dla Japonii. Najpierw ta kadra nie przeszkodziła Senegalowi i Kolumbii w ograniu jej jak leszczy, a później nie przeszkodziła Japonii w ugraniu awansu. Biało-czerwoni byli częścią żenującego spektaklu, który ktoś dla picu nazwał meczem piłkarskim.
I nie ma znaczenia, że zwycięstwo 2:0 nie byłoby bardziej istotne od wygranej 1:0. Gdy ty strzelałeś gola Niemcom na 2:0, to nie dlatego, że przypadkiem tak wpadło, ale dlatego, że w sporcie chodzi o dążenie do jak największej przewagi nad rywalem (o ile to możliwe). Tutaj nie było żadnego dążenia. To nie był sport.
***
Trochę tęskniliśmy za prowadzącym (prowadzącą?) facebooka Angencji Mienia Wojskowego. Zdarzało im się nieźle przyśmieszkować w necie, ale ostatnio jakby ucichli. Ale wrócili w niezłym stylu:
***
No i na koniec garść memasków, które znaleźliśmy w ten smutny dzień bez meczów mundialowych. Wierzymy, że sobota przyniesie nam jakąkolwiek medialną głupawkę. Albo chociaż ktoś chlapnie coś durnego.
— Alex-Kaiser (@Alex_kaiser3) 29 czerwca 2018