Reklama

Najlepsze już było (15)

redakcja

Autor:redakcja

30 czerwca 2018, 14:34 • 3 min czytania 10 komentarzy

Mundial w pełni skończy się za cztery dni, a raczej: skończy się dla plemienia kibiców takich jak ja. Co jest bowiem solą mistrzostw, tym, co w nich najlepsze? 

Najlepsze już było (15)

Osoby starej daty mogą powiedzieć, że zwycięstwa Polaków o coś więcej, niż czapkę siódmego sortu kubańskich pomarańczy. Ja tak wiele wiosen na karku nie mam, więc muszę wierzyć na słowo, że to całkiem sympatyczne doświadczenie.

Być może dla niektórych najbardziej porywające są decydujące rozstrzygnięcia, które już za chwilę, za minutkę, wjadą z rozmachem na telewizory, telebimy, tablety, telegazety. Toż to mecze o wszystko; albo grasz dalej albo jedziesz do domu (z wyłączeniem śmiesznego starcia o brąz). Czego chcieć więcej niż takiego uosobienia dramatycznej stawki?

Ale ja kocham odwzajemnioną miłością fazę grupową, za jej intensywność, którą trwać będzie – i tak w osłabionej formie – jeszcze tylko kilka dni. Prawdziwy finał mistrzostw był dla mnie na przełomie piątku i soboty, zaraz w pierwszym tygodniu grania. Jeszcze się człowiek nie otrząsnął po delirycznym, zakrawającym na narkoseans Portugalia – Hiszpania, ledwo się zwlókł z łóżka, a już znowu grali Francuzi. A potem cały dzień radosnego kopania, do samego wieczora, od Peruwiańczyków marnujących 1001 dogodnych okazji z karnym na czele, przez liczącą na kolejny american dream Islandię, Messiego zatrzymanego z jedenastu metrów, po pierwszy odcinek serialu pt. „Ta wspaniała Chorwacja”.

To był genialny moment mistrzostw. Najlepszy. Można się było zanurzyć po uszy w atmosferze mundialu, pięknych bramkach, zmarnowanych sytuacjach, osobistych dramatach, poznawaniu zespołów, szacowaniu kto, co i jak, studium upadków i sensacji, tym mrowiu drobiazgów, które przecież i tak były przystawką do nieustającego potoku meczów. A wszystko zarazem ze świadomością, że następnego dnia znowu futbolowi bogowie zastawią przed nami stół tak bogato, jak temu gościowi z oczami na dłoniach „Labiryntu fauna”.

Reklama

Teraz?

No ładne mecze nas czekają. Starcia potęg. Gwiazdy. Najlepsi. Fajnie.

Ale podczas fazy grupowej jeszcze cały czas masz to nieodparte wrażenie, że do końca mundialu jest cholernie daleko. Będzie trwał, trwał i trwał. Teraz to złudzenie brutalnie się rozmywa. Zostało kilkanaście meczów, rozsianych już bez tej intensywności, która czyni z dni nieustający maraton piłki nożnej, a co dla mnie jest najpiękniejsze.

Przed nami cztery dni po dwa mecze dziennie, czyli nie ma co ogłaszać głodówki. Jest pięknie. Ale koniec za horyzontem. To nieubłagane. Mecze mają nieznośny żałobny wymiar.

Środa, czwartek – nic. Jeszcze przed chwilą mecze waliły do nas drzwiami i oknami, człowiek szedł ulicą i słuchał w szeregu telewizorów sąsiadów z parteru jakie są składy, samemu biegnąc, żeby zdążyć na pierwszy gwizdek. A teraz urlopowanie, można powiedzieć: bumelanctwo mundiale. Dwa mecze w piątek, dwa mecze w sobotę tego nie zrekompensują. Potem trzy dni przerwy i półfinały, po jednym dziennie. A potem to już tylko nudziarski zapewne finał i do domu.

Mistrzostwa nie będą już huraganem, który wywraca życie kibica do góry nogami, który sprawia, że domownicy patrzą na ciebie spod byka, bo okupujesz telewizor i nie ma dnia, żeby ktoś nie wdepnął w skarb kibica, proporzec Argentyny, nalepkę Panini z Tunezyjczykiem, który strzelił 2500 bramkę w historii mistrzostw świata.

Reklama

Mundial, choć trwać ma jeszcze aż dwa tygodnie, już za chwilę będzie wyłącznie okazjonalnym gościem –  mile widzianym, oczekiwanym, ale już tylko gościem, a nie osią, wokół której kręci się wszystko inne.

A choć to szaleństwo, które pewnie niejedna osoba wam, wiernym oglądaczom masowej liczby finałowych meczów, wyrzucała, to jest to szaleństwo niezmiernie przyjemne. Takie pozwolenie, by pochłonęła cię pasja. Każdy czuje się wtedy trochę jak słynny fanatyk z copypasty i choć na długą metę byłoby to godne jej piłkarskiej edycji, tak na chwilę?

Na chwilę było rewelacyjnie.

Leszek Milewski

 

 

Najnowsze

Ekstraklasa

Trela: Przewagi i osłabienia. Jak czerwone kartki wpływają na losy drużyn Ekstraklasy?

Michał Trela
0
Trela: Przewagi i osłabienia. Jak czerwone kartki wpływają na losy drużyn Ekstraklasy?
Ekstraklasa

Przepis o młodzieżowcu. PZPN odbija piłeczkę: klubom brakuje inicjatywy

Szymon Janczyk
10
Przepis o młodzieżowcu. PZPN odbija piłeczkę: klubom brakuje inicjatywy

Komentarze

10 komentarzy

Loading...