Chyba nikt nie ma wątpliwości, że nasza klęska na mundialu to w pierwszej, drugiej i nawet trzeciej kolejności wina trenera. Tego samego trenera, który jeszcze kilka miesięcy temu wydawał się być właściwym człowiekiem na właściwym miejscu. Lepiej od poprzedników przygotowanym do radzenia sobie z wszystkimi wymaganiami, jakie stawia impreza rangi mistrzostw świata. Wyszło jednak, jak wyszło, a Adam Nawałka nie tylko całkiem położył rosyjski turniej, ale swoimi po- i przedmeczowymi wypowiedziami pokazał też, że po prostu stracił kontakt z bazą. Na dziś trudno wyobrazić sobie, że po mundialu będzie kontynuował pracę z kadrą. No ale skoro mają zwalniać, to za chwilę będę pewnie też zatrudniać. Bo nie oszukujmy się – Nawałka, bez względu na ostatnie niepowodzenia, na trenerskim rynku transferowym będzie wyjątkowo gorącym nazwiskiem. Niewykluczone nawet, że nie tylko w Polsce.
O, nazwijmy to – zachodnich ambicjach selekcjonera głośno było jeszcze przed mundialem. Między wierszami dało się wyczytać, że Nawałka z wielką chęcią spróbowałby swoich sił w mocnej, zagranicznej lidze. Niespecjalnie skrywanym marzeniem była Serie A. Były szkoleniowiec zabrzańskiego Górnika nigdy nie ukrywał, że włoskie spojrzenie na futbol i tamtejsza filozofia są mu najbliższe, a kilka taktycznych smaczków podejrzanych na Półwyspie Apenińskim próbował nawet przemycić do taktyki reprezentacji.
Czy jednak totalnie nieudany mundial nie zablokuje na dobre marzeń Nawałki o pracy we Włoszech? Nie da się ukryć, że dziś jego pozycja jest dużo słabsza niż przed rosyjską imprezą, a jeśli dodamy do tego, że ze wszystkich ekip występujących w Serie A tylko w Udinese pracuje zagraniczny szkoleniowiec, to jego szanse na angaż spadają niemal do zera.
Szczerze mówiąc, praca w jednej z lig z europejskiego TOP4 w przypadku Nawałki wygląda nam obecnie na wyjątkowo mgliste marzenie. Tego samego nie możemy jednak powiedzieć o ewentualnym angażu w słabszych zagranicznych rozgrywkach. Przykładowo taka Grecja, gdzie polscy szkoleniowcy już wcześniej zostawili po sobie trwały ślad i masę pozytywnych wspomnień wygląda na całkiem realny wariant. Jasne, w Grecji klimat do pracy może nie jest obecnie idealny, ale pieniądze i prestiż mimo wszystko cały czas są lepsze niż w Polsce. Podejrzewamy więc, że gdyby do Nawałki zgłosił się klub pokroju PAOK-u, AEK-u czy Panathinaikosu, to ten nie musiałby długo się zastanawiać. Podobnie byłoby zapewne w przypadku otrzymania oferty ze wschodu Europy, choć akurat tamtejszy rynek jest dużo bardziej hermetyczny.
Ciekawą opcją może być też podpisanie kontraktu na Bliskim Wschodzie. Tamtejsze kluby chętnie zgarniają do siebie szkoleniowców z Europy, a Polakom drogę zdążył utorować już Maciej Skorża. Dlatego widok Nawałki na ławce trenerskiej Al-Saad albo innego Al-Nassr byłby czymś w pełni zrozumiałym.
Najbardziej prawdopodobny cały czas pozostaje jednak wariant zakładający powrót do rodzimej bundesligii i kolejną porcję wycieczek do Legnicy, Lubina, Kielc czy Białegostoku. Prawdopodobieństwo takiego rozwiązania jest zresztą o tyle wysokie, że poprzednicy Nawałki po zwolnieniu z reprezentacji wracali właśnie do ekstraklasowej rzeczywistości. Waldemar Fornalik siedzibę PZPN-u bardzo szybko zamienił na siedzibę Ruchu Chorzów, a Franciszek Smuda niby na krótko trafił do Ratyzbony, ale niemal od razu okazało się, że jako trener funkcjonować może tylko w Polsce i na kilkanaście miesięcy zakotwiczył w Krakowie. Dlatego właśnie nie zdziwimy się, jeśli Nawałka podąży wytyczonym przez nich szlakiem i także wróci do ekstraklasy.
Nasze wątpliwości budzą tylko dwie kwestie – gdzie i na jakich zasadach miałby podpisać kontrakt. Nawałka zalicza się obecnie do najlepiej opłacanych trenerów w kraju, więc wymagania finansowe, które postawi potencjalnemu pracodawcy na pewno będą wygórowane. Ciężko stwierdzić czy spełnić je dałaby radę nawet najbogatsza w kraju Legia, której właściciel – jak donoszono jakiś czas temu – podobno chętnie widziałby Nawałkę w roli trenera zespołu z Łazienkowskiej.
Problemem, choć raczej wyłącznie w warstwie teoretycznej, może być też fakt, że większość klubów spełniających aspiracje Nawałki jest obecnie po małych trenerskich rewolucjach, ale w przypadku ekstraklasy w gruncie rzeczy ma to małe znaczenie. Nie jest przecież żadną nowością, że w naszej piłce wszystko dzieje się bardzo dynamiczne, a głowy szkoleniowców ścinane są w tempie, którego nie powstydziliby się kaci obsługujący gilotynę podczas Rewolucji francuskiej. Nawałkę z całą pewnością chętnie przywitaliby pod Wawelem, a on sam chyba też nie miałby nic przeciwko powrotowi do Wisły Kraków, w której jak zawodnik i trener spędził kilka udanych sezonów. Pytanie tylko, czy znany ze swojego autorytarnego stylu pracy trener dogadałby się z władzami Białej Gwiazdy, które ewentualnie są na bakier ze słowem „stabilizacja”? Co do tego można mieć dużo wątpliwości.
Kto jeszcze mógłby być zainteresowany podpisaniem kontraktu z Nawałką? Może – w wypadku kolejnych taśmo produkowanych niepowodzeń – szalona Lechia albo nieustannie szukający swojej tożsamości Lech Poznań? W prawdzie oba te kluby dopiero co weszły w nowe – szumnie mówiąc – projekty, ale wcale nie zdziwi nas, jeśli za kilkanaście tygodni w Gdańsku lub Poznaniu ktoś ogłosi zmianę kursu i jako nowego trenera zaprezentuje najlepszego w w tej części europy specjalistę od niskiego pressingu. Niezależnie od wszystkiego przyszłość Nawałki rysuje się w wyjątkowo interesujących barwach, ale na rozwiązanie przyjdzie nam pewnie jeszcze trochę poczekać. I może to nawet lepiej, bo przynajmniej wszyscy zdążą ochłonąć po ostatnich bolesnych blamażach.
Fot. FotoPyk