Można wygrać mecz o honor, a jednak przegrać honor? Można. Końcówka meczu Polska – Japonia to hańba dla całych mistrzostw świata.
Było sobie 1:0 dla Polski w ostatnim meczu fazy grupowej. Scenariusz znamy, powtarzaliśmy go – z drobnymi zmianami w liczbie bramek – na poprzednich mundialach. Ale tutaj znaleźliśmy ananasów do tanga. Po golu Japończycy, którzy wystawili drugi skład na mecz, w którym wciąż mogli przegrać awans, nagle mogli przegrać awans. Ich przewaga nad Senegalem zależała od trzech czynników:
– Kolumbia dowozi zwycięstwo
– Japonia nie przegrywa wyżej
– Japonia nie łapie żółtej kartki, gdyż w klasyfikacji fair play była lepsza.
Co w tym momencie zrobili Japończycy? Zaczęli grać na czas tak ordynarnie, jak tylko da się grać na czas. To jest jakiś rekord świata.
Naprawdę za to, co odstawiali, człowiek zaczynał kibicować, żeby Senegal pogonił tych parodystów do domu.
Mogliśmy to zrobić również my, Polacy, strzelając drugiego gola, ale sęk w tym, że sami przyłączyliśmy się do tej żenady. Pozwoliliśmy Japończykom na to, by bronili jakże szlachetnego 1:0.
Panowie, graliście dzisiaj nie o awans, nie o jakiekolwiek punkty, tylko o to, żeby się dobrze pokazać. Jakiekolwiek kunktatorstwo nie było wam na rękę. Jak rzucić się z szablą na czołgi, byle tylko coś pokazać, to własnie w tym meczu. A wy pozwoliliście Japończykom bronić waszego wyniku. Spokojnie patrzeliście, jak rozgrywają. Pal licho, rozumielibyśmy, gdyby dawało to nam też jakiś wymarzony wynik. Ale przecież nie dawało zupełnie nic. Tylko sprawiało, że stawaliście się aktorami w jednym z większych komediodramatów mistrzostw. Mieliście ratować twarz, a razem z Japończykami ją straciliście. Ten film przejdzie do historii, podobnie jak ustawka Danii ze Szwecją czy Niemców z Austrią. W odróżnieniu od tamtych – ta nam nic nie dawała.
Wstyd. Żenada. Kompromitacja. @pzpn_pl @BoniekZibi @LaczyNasPilka macie gotowy materiał na heheszki. Co za parodyści. pic.twitter.com/AQqJO3wSrp
— Przemo P. (@PP1916) 28 czerwca 2018
Ktokolwiek poza granicami naszego kraju lub Japonii obejrzał ten mecz, musiał być zniesmaczony. Na pewno nie tylko grą Japończyków.
Przecież ta żenada z próbą zmiany Błaszczykowskiego. Chciał chłop wejść, pożegnać się z kadrą, zagrać ostatni raz. Zasłużył jak mało kto. Ale piłka krążyła między Japończykami, krążyła, czas uciekał. Mogli nasi chociaż dla tego Kuby chłopaki rzucić się do ataku, spróbować przerwać akcję? Mogli. Czy to zrobili? Nie, stali spokojnie na swojej połowie. Czekali, jakby to 1:0 dawało awans obu drużynom. Niestety, awans dawało Japonii, nam dawało takie same okrągłe i śmierdzące gówno, jakie dałby każdy inny wynik, łącznie z 1:1.
Najwięcej pomysłowości wykazał Grosicki, kładąc się na murawie, jakby chciał zasugerować, że ma uraz. Potem okazało się, że to nie słynna uliczna mądrość, ale porada od Adama Nawałki, który w taki taktyczny sposób chciał dać Kubie zmianę.
Kurwa, to są mistrzostwa świata. Najbardziej prestiżowa impreza futbolowa. I jesteśmy zmuszani do takiej szopki? Kłaść się, bo boimy się podejść do Japończyków w meczu BEZ STAWKI?!
Jak już, to mogli wcześniej sfaulować. Kuba stał tam ładnych parę minut. Mogli zrobić cokolwiek, podejść bliżej, liczyć, że Japonia puści długą piłkę i akurat wyjdzie na aut. Ale nie. Staliśmy. W meczu o honor uznaliśmy, że 1:0 to taki zajebisty wynik, że trzeba go bronić jak niepodległości.
Panowie, pozwoliliście zrobić z siebie durniów, odbierając jakąkolwiek satysfakcję z tego zwycięstwa.
Fot. FotoPyK