Tak jak każdy reprezentant poprzez siłę zespołu może teraz napisać własną chwalebną historię na kartach polskiej piłki, tak też o swoje miejsce na piedestale walczy również Adam Nawałka. Jeżeli osiągniemy przynajmniej minimum przyzwoitości na tym mundialu, nie powinno być wątpliwości, że to selekcjoner numer trzy w dziejach naszej kopanej.
Aby wyprzedzić Kazimierza Górskiego, Nawałka musiałby podczas rosyjskiego mundialu wejść do finału, a najlepiej go wygrać. W innym wypadku nie byłoby tematu. Na ten moment to fantastyka niskich lotów. Antoni Piechniczek ze swoim trzecim miejscem z 1982 roku na razie także jest poza zasięgiem. Gdyby jednak biało-czerwoni osiągnęli teraz więcej niż 1/8 finału, już można byłoby się zastanawiać, czy zakwalifikowanie się na dwa wielkie turnieje z rzędu i dotarcie tam do ćwierćfinałów, łącznie nie znaczy więcej niż brąz i wyjście z grupy w przypadku Piechniczka. Na pewno znaleźliby się zwolennicy takiej tezy.
Oczywiście przy naszej obecnej sytuacji to perspektywa niezwykle odległa, wyglądająca trochę jak rozważania bezdomnego, czy wolałby mieć Ferrari czy Porsche. Fakty są jednak takie, że rosyjski mundial może być jeszcze dla nas udany, jeszcze możemy przeżywać chwile chwały, a wtedy Nawałka na długi czas zapewni sobie podium obok Górskiego i Piechniczka. Zapewne gdzieś w głębi duszy ta świadomość w nim siedzi, doskonale zdaje sobie z tego sprawę.
I tak się chwilami zastanawiamy, czy przypadkiem to właśnie nie ta chęć zabłyśnięcia sprawiła, że selekcjoner przed meczem z Senegalem nagle zupełnie odszedł od swojego, przygotowywanego od miesięcy, planu. Po raz pierwszy za jego kadencji zobaczyliśmy działania bardziej pod wpływem emocji i jakiegoś nagłego impulsu niż według chłodnej, opracowanej w każdym szczególe strategii. Coś musiało być tego powodem, znikąd się nie wzięło. Może właśnie na chwilę Nawałką zawładnęła potrzeba pokazania za wszelką cenę, że zawsze ma rację i nawet najbardziej szalona wizja przez niego realizowana ma rację bytu. Do tej pory podejmując niepopularne i zaskakujące decyzje, przeważnie wychodziło na jego, ale wszystko ma swoje granice. W miniony wtorek zostały one przekroczone.
Z Kolumbią Nawałka szykuje kolejny eksperyment. Na papierze wygląda już znacznie rozsądniej niż ten z Senegalem, ale to nadal eksperyment. O takich terminach jak “zgranie” i “automatyzmy” w niektórych sektorach boiska możemy zapomnieć, nie będą obowiązywać. Oby jednak tym razem wypaliło, bo w gruncie rzeczy nie trzeba wiele, żebyśmy zakończyli ten turniej co najmniej względnie usatysfakcjonowani. Mało tego – po Senegalu postawiliśmy się w takiej sytuacji, że nawet poprzestanie na wyjściu z grupy miałoby wydźwięk bardziej doniosły niż mogłoby się wydawać na starcie. A wtedy, wracając do wątku na wstępie, selekcjoner z Krakowa na dobre wywalczy swoje miejsce w historii.
Fot. FotoPyk