Reklama

Mamy Final Six! Cztery wnioski po fazie zasadniczej siatkarskiej Ligi Narodów

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

24 czerwca 2018, 18:45 • 5 min czytania 3 komentarze

Piętnaście spotkań rozegranych na przestrzeni pięciu turniejów: w Polsce (dwukrotnie), Japonii, USA i Australii. Tyle trzeba było przejść, by zakwalifikować się do najlepszej szóstki Ligi Narodów, nowych rozgrywek, zastępujących od tego roku Ligę Światową. Polakom ta sztuka się udała, a z ich występów możemy wyciągnąć co najmniej kilka istotnych wniosków.

Mamy Final Six! Cztery wnioski po fazie zasadniczej siatkarskiej Ligi Narodów

Poligon doświadczalny był dobrym pomysłem

W piętnastu meczach polskiej kadry wystąpiło ponad dwudziestu zawodników. Vital Heynen potraktował te rozgrywki jako idealne miejsce do przetestowania nowych rozwiązań, poznania zawodników, którymi będzie zarządzał i dania równej szansy niemal wszystkim. Nikt przesadnie by nie narzekał, gdybyśmy wobec tego nie awansowali do finałowego turnieju, ale ta sztuka się nam udała, tym bardziej idea Heynena okazała się trafiona. Niemal w każdym meczu wychodziliśmy inną szóstką, zmiany jednego czy dwóch zawodników były normą. Każdy mógł się zaprezentować i… trudno wskazać kogoś, kto nie wykorzystałby tego faktu.

Marek Magiera, dziennikarz i komentator:

– Zastanawiające jest w ogóle to, że to zafunkcjonowało w tym systemie, który on zaproponował. Koncepcja była zawsze taka, żeby trzymać się ustalonego składu, a ten szkielet drużyny był przygotowany. Wokół tego wszystko się kręciło. A Heynen, z tego, co pamiętam, dał pograć wszystkim, których powołał. Trudno mi wobec tego powiedzieć, kto zyskał i kto stracił. Myślę, że jeżeli chodzi o ewentualne straty, to nie stracił nikt, bo każdy szansę dostał. Kto zyskał? Chyba najbardziej ci, którzy dopiero zaczynają w tej reprezentacji grać: Bartosz Kwolek, Jakub Kochanowski. Wczoraj, w meczu z Brazylią, paradoksalnie najlepszym podczas tego turnieju, choć przegranym, z fenomenalnej strony pokazał się też Artur Szalpuk.

Reklama

Pytanie, jakie zostaje, brzmi: co zrobi Vital Heynen, gdy przyjdzie do ostatecznych rozstrzygnięć w Lidze Narodów? Czy wyklaruje się jeden skład, który zacznie grać wszystko, czy też zostanie przy swojej polityce rotacji, nagradzając zawodników, grających w fazie zasadniczej? W tym momencie, jakiej decyzji by nie podjął, wypada mu zaufać. Zapracował sobie na to.

Idzie młodość

Marek Magiera wspomniał już te nazwiska, ale warto je powtórzyć: Bartosz Kwolek, Jakub Kochanowski, Bartłomiej Lemański, Artur Szalpuk czy Aleksander Śliwka. Rocznikowo: 1997, 1997, 1996, 1995 i 1995. Do tego kilku innych zawodników w podobnym wieku, którzy najlepsze lata siatkarskiej kariery mają daleeeeeko przed sobą. To będzie siła polskiej reprezentacji, która ma jej zagwarantować sukcesy na wielkich imprezach. Heynen postawił na tych młodzianów, a ci odpłacili się za to znakomitą grą.

Marek Magiera:

– Odnoszę wrażenie, że po mistrzostwie świata w 2014 roku niepotrzebnie zachłysnęliśmy sę sukcesem. Gdy kariery pokończyli czołowi zawodnicy reprezentacji, okazało się, że wcale nie jesteśmy takimi kozakami, jakimi wydawaliśmy się parę lat temu. Na całe szczęście jest podstawa, fundament – często odnoszę się do chłopaków, którzy zdobyli mistrzostwo świata juniorów w zeszłym roku. Dwóch z nich już regularnie gra w naszej reprezentacji, trzech następnych pewnie na przestrzeni jakiegoś tam okresu, powiedzmy do igrzysk w 2020 roku, jeszcze doskoczy. Nie po to, żeby w niej tylko być, ale żeby grać.

Reklama

Wspomniana dwójka to właśnie Bartosz Kwolek i Jakub Kochanowski. Trudno wytypować, kto doskoczy jako kolejny, ale nie ma wątpliwości, że w tamtej drużynie potencjał był ogromny i może przełożyć się na reprezentację seniorów.

Mamy więcej liderów

To już nie te czasy, gdy było źle i zagrywało się piłkę do Mariusza Wlazłego czy Michała Kubiaka. Ten drugi wciąż w kadrze jest, zresztą, gdybyśmy mieli wskazać jednego lidera z prawdziwego zdarzenia, to byłby nim właśnie – charakterem, umiejętnościami i doświadczeniem zdecydowanie na to miano zasługuje. Ale turnieje Ligi Narodów pokazały, że – gdy trzeba – sprawy w swoje ręce potrafią wziąć inni. Nie ma tu jednego lidera, a wręcz przeciwnie, w każdym meczu może być nim ktoś inny. Powiedzmy sobie wprost: to po prostu zajebista sprawa, wiedzieć, że nie musimy polegać na jednym gościu, a możemy na dziesięciu, bo ktoś spośród nich odpali danego dnia.

Ireneusz Mazur, były zawodnik, trener, dziś komentator:

– Ponieważ nie było żelaznego składu, wymienność zawodników w różnych turniejach czy nawet meczach była duża, to ten lider kreowany był w trakcie spotkania. Różne to były postaci, w zależności od sytuacji w poszczególnych meczach następowało fokusowanie na danych graczy. Widzieliśmy, że w niektórych meczach byli to środkowi, w innym skrzydłowy, były też takie spotkania, w których kluczową rolę odgrywał atakujący. Trudno powiedzieć, że na przestrzeni całego turnieju był jeden gracz, który zapisał się jako lider.

Wciąż wiele można poprawić

To nie jest tak, że popadamy w przesadny zachwyt. Przegrane mecze pokazały nam, że nasza reprezentacja nie jest dominatorem i faworytem do zwycięstwa w całej Lidze Narodów. To wciąż, mimo dobrych wyników, pole budowy. Trwają prace, a czas pokaże, czy uda się je skończyć przed mistrzostwami świata w siatkówce, które już we wrześniu.

Marek Magiera:

– Co można poprawić? Wszystko (śmiech). Będę się przy tym upierał, bo siatkówka jest taką dyscypliną sportu, w której powtarzalność niektórych sytuacji jest tak częsta, że ciężko złapać perfekcję w wykonaniu pewnych elementów. Każdy element można poprawić, począwszy od przyjęcia zagrywki, po atak czy sam serwis. Byłem na paru treningach kadry i bardzo podoba mi się to, że Heynen zwraca uwagę na absolutne szczegóły. Dla niego każda piłka jest najważniejsza, jakby była grana o mistrzostwo świata. Wymaga stuprocentowego zaangażowania.

Liczymy, że to zaangażowanie przyniesie jeszcze lepsze wyniki. Vital Heynen będzie miał przy okazji mistrzostw niemały orzech do zgryzienia, gdy przyjdzie do wyboru kadry. Jeśli trafi, być może będzie to ekipa na medal. A my? My będziemy się przypatrywać tej budowie, bo widzimy w niej potencjał na wspaniały zespół.

Fot. NewsPix

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Inne sporty

Polecane

„Miał szklaną psychikę, a dziś to mentalny tytan”. Bartłomiej Bołądź i jego droga po srebro igrzysk

Jakub Radomski
5
„Miał szklaną psychikę, a dziś to mentalny tytan”. Bartłomiej Bołądź i jego droga po srebro igrzysk
Polecane

Bestia w ataku i dżentelmen siatkówki. Aaron Russell błyszczy w PlusLidze

Jakub Radomski
2
Bestia w ataku i dżentelmen siatkówki. Aaron Russell błyszczy w PlusLidze

Komentarze

3 komentarze

Loading...