Nie mamy kompleksów. To wielki zaszczyt być w tym miejscu po szesnastu latach. Nie jest łatwo zakwalifikować się będąc Senegalem. Jesteśmy jeszcze z tyłu, ale już wkrótce będziemy jak Brazylia, Niemcy czy inne europejskie kraje. Nasza mentalność od 2002 roku jest już zupełnie inna. Podczas przedmeczowej konferencji prasowej Aliou Cisse i Cheikhou Kouyate padło tyle patetycznych słów, że nawet największy gamoń spostrzegłby, że dla Senegalu mundial to coś wielkiego, daleko wykraczającego poza piłkę. Dla Senegalu jako kraju, bo piłkarze nie będą – jak Polska w 2002 – wychodzić na murawę z kamerkami i rozmawiać między sobą, że taka impreza im się już pewnie nigdy nie przytrafi.
– Jutro nasz pierwszy finał. Nasz trener pewnego dnia był tak przepełniony emocjami, że aż się popłakał. Na co dzień bardzo ciężko pracuje i udziela nam wielkiego wsparcia, ale tego dnia zobaczyliśmy w nim też ludzką twarz – mówił wczoraj Cheikhou Kouyate, kapitan reprezentacji Senegalu.
W 2002 roku El Hadji Diouf powtarzał, że jego drużyna umieściła Senegal na mapie świata. Od tamtego mundialu minęło szesnaście lat, lecz mentalność senegalskich piłkarzy posunęła do przodu co najmniej o kilka dekad. To już nie jest drużyna, która ma w głowie tylko balet i panienki, niereformowalna do tego stopnia, że Henryk Kasperczak musiał zbiec z niej w trakcie Pucharu Narodów Afryki. To już nie jest drużyna, która pokłóci się o premie, bo jej piłkarze zarabiają na co dzień w wielkich klubach ogromne pieniądze. To drużyna złożona w dużej mierze z gości, którzy na własnej skórze nie poznali życia na senegalskiej ulicy, a dzieciństwo kojarzy im się głównie z francuskim blokowiskiem. W bardzo dużym uproszczeniu – dziś to wręcz bardziej Francja niż Senegal, choć jak duże uproszczenie szybko pokazuje nam jeden z senegalskich dziennikarzy na konferencji prasowej, który pyta żądny krwi:
– Nie wiemy, kto będzie bramkarzem, kto obrońcą, kto napastnikiem, kto rozgrywającym. Żądamy odpowiedzi: kto?
Aliou Cisse zbywa go tylko wymownym uśmiechem i wyjaśnia, że przecież nie poda mu jedenastki tu i teraz, bo byłoby to trochę bez sensu. Senegalscy piłkarze to już jednak inna bajka. Większość z nich jest doskonale obyta z europejską piłką, nawet jeśli początki miewała trudne. Rok 2011. Sadio Mane, senegalska perełka, która kilka lat wcześniej wraz z ojcem na własną rękę przez kilka dni jechała z Sedhiou (to naprawdę koniec świata) do Dakaru by sprawdzić się w najlepszych akademiach, wyjeżdża do Europy. Kierunek – FC Metz. Po kilku tygodniach łapie uraz pachwiny, o czym w klubie nie wie nikt. Wszyscy zastanawiają się, jakim cudem z dynamicznego Sadio stał się nagle człapak. Po kilku próbach szczerej rozmowy Mane przyznaje się: tak, jestem kontuzjowany, do tej pory czekałem, aż pomocy udzieli mi szaman. Do dziś – choć głośno się o tym nie mówi – senegalscy piłkarze korzystają z ich usług. Nawet jeśli nie pomogą, to na pewno nie zaszkodzą. Po kilku latach Sadio Mane urósł jednak do rangi człowieka, który dotychczasową legendę senegalskiej piłki, El Hadji Dioufa, zwyczajnie nakrywa czapką.
El Hadji Diouf: 58 meczów w Liverpoolu, trzy bramki.
Sadio Mane: 56 meczów w Liverpoolu, 23 bramki
Aliou Cisse: – Wiadomo, że Sadio Mane jest unikalnym zawodnikiem i nie można go porównać do jakiegokolwiek innego z naszej drużyny, a nawet do piłkarzy z kadry z 2002 roku. Przez ostatnie 2-3 lata bardzo poszedł do przodu. Mimo to jest tak skromny jak wtedy, gdy po raz pierwszy zobaczyłem go siedem lat temu podczas Igrzysk Olimpijskich. To nie jest jednak drużyna oparta na Sadio Mane, a drużyna, która będzie go wspierała i pomagała mu w każdej sytuacji.
Senegal ma Sadio Mane, ale ma też i swoje problemy. W 2018 roku nie wygrał jeszcze meczu. Ze zgrupowania wyjechał kontuzjowany Saliou Ciss – obrońca, który kręcił się bardzo blisko pierwszego składu. Mimo to senegalscy dziennikarze w rozmowach powtarzają, że ci piłkarze się nie przestraszą. Wyjdą pewni siebie, jak po swoje. I właśnie to jest największą zmianą w senegalskiej mentalności od 2002 roku, po którym to ludzie zrozumieli, że mogą konkurować z największymi na świecie nie tylko na polu piłkarskim. Bo skoro udało się zbić Francję – mistrzów świata, którzy podbierali Senegalowi od lat piłkarzy – to dlaczego miałoby się nie udać jej zbić na innych polach?
Na razie do tego jednak daleko. O sytuacji ekonomicznej kraju najlepiej świadczy liczba kibiców, którzy wybierają się z Dakaru do Moskwy na mecz. Całe dwieście.
Aliou Cisse: – Historia pokazuje, że można przegrać pierwszy mecz, a i tak wyjść z grupy.
Czyżby był już przygotowany?