Kiedy przegrywasz mecz zdecydowanie, odczuwasz głównie złość. Znacznie gorsza jest ta frustracja, gdy w meczu o wielką stawkę grałeś naprawdę dobrze, lepiej niż rywal, a mimo to on może cieszy z trzech punktów. Tak czują się wszyscy Peruwiańczycy po meczu z Danią. Zagrali pięknie, zyskali kibiców na całym świecie, ale co z tego, skoro zamykają tabelę? Nie tak miał wyglądać powrót do elity po 36 latach banicji.
To niesłychanie banalne, ale prawdziwe – Peru zrobiło dzisiaj wszystko co trzeba żeby wygrać, poza strzeleniem bramki. Ruszyli z pasją od pierwszych minut, bombardując bramkę Schmeichela kąśliwymi uderzeniami z dystansu, a także nacierając flankami. Dodatkowo wydaje się, że Flores w trzeciej minucie był faulowany w polu karnym, ale ani gambijski sędzia nie zareagował, ani VAR. Tak czy inaczej w pierwszym kwadransie Duńczycy nawet nie powąchali piłki, a my zastanawialiśmy się: kiedy to Peru spuchnie? Przecież nie dać się grać długo na takiej intensywności.
Ale Peru nie spuchło. Tak samo wyglądały przecież ostatnie minuty.
Cały ten mecz był w zasadzie jak strzał piętą wprowadzonego w drugiej połowie Paolo Guerrero. Akcja, mimo długich minut w nogach zawodników, na pełnej szybkości. Cueva cuduje przed polem karnym, już zdaje się, że zaraz się pogubi, a on jednak daje radę coś wykombinować – konkretnie nowatorski podaniostrzał. Guerrero sytuacyjną piłkę uderza bajecznie, technicznie, zaskakująco, wspinając się na wyżyny futbolowego kunsztu i ocierając o bramkę mundialu, ale chyba o – dokładnie – trzy centymetry.
Tak daleko, tak blisko.
Refren meczu dla Peruwiańczyków.
Przecież dzięki prawidłowej interwencji VAR mieli w tym meczu karnego tuż przed przerwą. Cueva przestrzelił. Uderzyłby odrobinę niżej, a Schmeichel nie miałby szans.
Przecież mieli niezmordowanego Carrillo, który zapewne mógłby tak biegać jeszcze ze trzy dni i noce bez przerwy, a defensorom Danii będzie śnił się po nocach do końca mistrzostw. Carrillo nie biegał jak jeździec bez głowy, nie robił wyłącznie wiatru, tylko mądrze dogrywał. I co? I też nic.
A ta patelnia z 84 minuty, gdzie Farfan miał czystą pozycję na jedenastym metrze, huknął z podwórkowej całej pety, a Schemichel w tylko sobie znany sposób wybronił to nogami?
Tworzyli te sytuacje, jedna za drugą, może mając przestoje, ale na przestrzeni całego meczu będąc wyjątkowo konsekwentnym. Niestety dla siebie samych, również w skuteczności. Królestwo za jednego rasowego napastnika, dobijaka, który po prostu nie kombinowałby, nie szukał kolejnego dryblingu, tylko strzelił z czuba do siatki.
Wiemy, że wygrała Dania, a my ciągle o Peru, ale przecież zawodnicy z Ameryki Południowej nawet wygrywali większość pojedynków główkowych, choć mieli przez różnicę we wzroście dostać trzy bramki z główki w pierwszym kwadransie.
Dania jednak udowodniła, że nieprzypadkowo straciła raptem trzy gole w ostatnich dziesięciu meczach. Oczywiście odgryzała się, ale jeśli to miał być duński dynamit, to z namokniętym prochem. Ostatecznie zdecydowało to, że potrafiła wykorzystać moment, w którym Peruwiańczycy odsłonili się za bardzo, a po kontrze trzech na trzech Eriksen wypuścił Poulsena na jeden na jeden, czego ten nie zmarnował. Rzetelność w defensywie – poparta, nie ukrywajmy, szczęściem – dała upragniony wynik.
Mecz wygrało więc wyrachowanie, czego nie zamierzamy deprecjonować, bo mundial to od zawsze turniej, który potrafił takie drużyny docenić (jak nie wierzycie, zapytajcie Brazylii 1982 i tych, którzy widzieli ją w akcji, a potem sprawdźcie kto wygrał). Wątpimy, by Duńczycy stanowili w prostej linii swoich legendarnych poprzedników, ale nie oznacza to, że nie mogą odnieść na turnieju sukcesu.
Absolutnie nie zgodzimy się jednak na przedwczesne wykluczenie Peru z szans na awans. Jeśli tylko Gareca zarządzi strzelecki od rana do wieczora przez wszystkie kolejne dni, a Peruwiańczycy w konsekwencji przypomną sobie, że w eliminacjach byli trzecią najskuteczniejszą drużyną CONMEBOL, mogą być groźni nawet i dla francuskich gwiazdeczek. Jak mało kto łączą ze sobą determinację, rozumianą jako jazdę na tyłku, z polotem. To mieszanka wybuchowa.
A jeśli jednak się nie uda?
Cóż, w piłce zawsze jest więcej przegranych niż wygranych.
Ale przegrać z honorem też można.
Fot. Newspix