Wczoraj Cristiano Ronaldo dał popis i niezwykle wysoko zawiesił poprzeczkę dla piłkarzy kosmicznych. Czyli takich, którzy na boisku nie grają, a bawią się w magię. Oczywiście takich zawodników na świecie obecnie jest tylko dwóch – Cristiano Ronaldo oraz Leo Messi, który swój mundial rozpoczął dzisiaj starciem z Islandią. Argentyńczyk starał się rozgrywać, strzelać z dystansu, ale ostatecznie tego występu do udanych nie może zaliczyć. Mistrzowie świata z 1986 roku mecz zremisowali, a Leo Messi zmarnował rzut karny.
Jasne, w składzie Argentyny można znaleźć sporo kozaków, bo jest Aguero, Di Maria, Higuain i Dybala, ale chyba nikt nie ma wątpliwości, że gra ofensywna “Albicelestes” przede wszystkim opiera się na Leo Messim. Najlepszy zawodnik Barcelony skupił się dzisiaj głównie na rozgrywaniu. Leo wracał po piłkę do środkowej linii, by następnie przebiec z nią kilka metrów, a później dograć na skrzydło do Di Marii albo bezpośrednio do Aguero, który grał na środku ataku. Raz 30-latkowi zdarzył się niecelny przerzut, ale poza tym błędem piłka trafiała tam, gdzie stał adresat podania. Tak właśnie było, gdy Messi dograł do Aguero, a tego w polu karnym sfaulował Magnusson. Do jedenastki poszedł oczywiście król strzelców ligi hiszpańskiej, ale uderzył tak, że Halldorsson popisał się dobrą interwencją.
Rzecz jasna “La Pulga” podchodził również do wszystkich rzutów wolnych. W pierwszej połowie nie było jednak opcji, by mógł oddać bezpośredni strzał. Dwukrotnie więc Messi dogrywał do kolegów i obie wrzutki były niezłe. Za pierwszym razem minimalnie spóźniony był jednak Otamendi. Przy drugiej próbie dobry strzał głową oddał Tagliafico, ale ostatecznie zabrakło mu trochę precyzji. Messi w drugiej części oddał także trzy bezpośrednie strzały z rzutów wolnych, ale pierwszy był niecelny, a drugi i trzeci zatrzymały się na murze. Co prawda odległość była duża, ale jak na Messiego, to i tak słabo.
Problemem kapitana Argentyny przede wszystkim było to, że praktycznie za każdym razem musiał głęboko wracać się po piłkę. A jak już udało się, że był przy futbolówce bliżej pola karnego, to najpierw musiał się odwrócić, by następnie przeprowadzić akcję. Zadania nie ułatwiali również Islandczycy, którzy automatycznie doskakiwali do wielokrotnego zdobywcy złotej piłki. Generalnie Messi nie bardzo miał dzisiaj do kogo podawać, ale sam również niewiele zrobił, by przebić szczelny mur Islandczyków. Owszem, próbował wziąć wszystko w swoje ręce, minął nawet trzech przeciwników, ale zatrzymał się na czwartym. Co ciekawe, gdyby minął czwartego, to przed sobą miałby jeszcze minimum dwóch. Strzały z dystansu również nie były mocną stroną Leo w tym meczu, bo albo uderzał zbyt lekko, albo niecelnie.
Ćwierćfinaliści poprzedniego Euro rozegrali dzisiaj w obronie naprawdę perfekcyjny mecz, ale trzeba podkreślić, że Argentyna jak zwykle była strasznie przewidywalna.
Sampaoli nie zmienił w grze Argentyny jej największej bolączki: dalej biega tylko ten, kto akurat ma piłkę. Reszta stoi i patrzy. Usypiacze. Grają dokładnie to samo co za poprzednich selekcjonerów, szaleństwo nowego na nic się nie przekłada.
— Krzysztof Stanowski (@K_Stanowski) 16 czerwca 2018
Poza tym dochodzą jeszcze duże problemy w obronie, a tych Messi na pewno nie rozwiąże, nawet jeśli będzie w lepszej formie niż dzisiaj. Cóż, piłkarz Balugrany zagrał poniżej swoich możliwości, a Argentyna poniosła za to wysoką cenę, ale czy kogoś to dziwi? Jeśli grę całej drużyny opiera się na jednym zawodniku, to trzeba się liczyć z takim scenariuszem.
Fot. NewsPix