Biało-czerwoni pod wodzą Adama Nawałki już po raz trzeci zmierzą się z reprezentacją Litwy. Ogółem z naszym wschodnim sąsiadem zagramy po raz jedenasty. Trudno w to uwierzyć, ale z dotychczasowych dziesięciu meczów wygraliśmy zaledwie cztery. W 2011 roku przegraliśmy 0:2 w chyba najbardziej kuriozalnym spotkaniu kadry w drugiej dekadzie XXI wieku.
Polska murowanym faworytem z Litwą. Kurs na jej wygraną w LV Bet to 1,18
W meczu na piasku naszej bramki po raz pierwszy i ostatni w karierze strzegł Sebastian Małkowski. Dziś były golkiper Lechii Gdańsk amatorsko kopie na Wyspach, a gdy zerwał więzadła, trzeba było robić internetową zrzutkę. Generalnie jednak nie ma się co śmiać, bo w pierwszym składzie mieliśmy wtedy m.in. Kamila Glika, Łukasza Piszczka, Jakuba Błaszczykowskiego, Rafała Murawskiego, Adriana Mierzejewskiego czy Roberta Lewandowskiego. Za to rywale mieli Tadasa Kijanskasa, Mindaugasa Pankę czy Tadasa Labukasa.
Trzy lata później wspomnienia były już znacznie przyjemniejsze. W czerwcu 2014 wygraliśmy w Gdańsku z Litwinami, mimo że do przerwy przegrywaliśmy. Było to pierwsze zwycięstwo Nawałki na polskiej ziemi jako selekcjonera. Później wystartowały eliminacje do Euro 2016, a właśnie tamto spotkanie rozpoczęło naszą świetną serię.
Teraz, podobnie jak dwa lata temu, Litwa to nasz ostatni sparingpartner przed wielkim turniejem. Wtedy skończyło się na rozczarowującym 0:0, ale jeśli ma to oznaczać kolejny ćwierćfinał, możemy nawet przegrać. Trudno sobie jednak wyobrazić taki scenariusz, skoro największymi gwiazdami gości są Arvydas Novikovas i Fedor Cernych. Oprócz nich najpoważniejszy klub (szkocki Hibernian) reprezentuje Vykintas Slivka. Jeżeli ktoś z pozostałych w ogóle gra za granicą, to w Kazachstanie, Izraelu, Serbii czy na Białorusi. W ataku nadal jest Darvydas Sernas, który w Polsce był już za słaby na pierwszoligowe Wigry Suwałki. Teoretycznie zatem wynik powinniśmy liczyć dopiero od 3:0.
Brak wygranej Polski będzie sensacją. Remis to kurs 6,00 w LV Bet, a wygrana Litwy to aż 13,00
Kto wystąpi od pierwszych minut? Można zakładać, że będzie mniej więcej po równo jeśli chodzi o piłkarzy podstawowych i rezerwowych. Tak było właśnie w 2016 roku. Wtedy zaczęliśmy następująco: Fabiański – Kapustka (!), Glik, Cionek, Wawrzyniak – Mączyński, Krychowiak – Błaszczykowski, Starzyński, Grosicki – Milik.
Grosicki przebywał wtedy na boisku dłużej niż pierwotnie zakładano, co skończyło się urazem kostki i zagrożonym występem na EURO. Najważniejsze więc, żeby tym razem uniknąć kontuzji. W dalszej kolejności fajnie byłoby zachować czyste konto i strzelić parę goli, żeby wyjechać do Rosji w dobrych humorach, ale to naprawdę dalszy plan. Jeżeli już z tych dwóch sparingów któryś miał być w jakimkolwiek stopniu miarodajny, to prędzej ten z Chile.
Fot. FotoPyk