Jermall Charlo (27-0, 21 KO) i Jermell Charlo (31-0, 15 KO) już zdążyli zapisać się w historii boksu – w 2016 roku zostali pierwszymi bliźniakami, którzy zdobyli mistrzowskie tytuły w tej samej kategorii wagowej. Od tamtej pory cały czas są na fali, ale mimo kolejnych efektownych nokautów wciąż nie zostali jeszcze wielkimi gwiazdami. „Naprawdę są kozakami, ale dla mnie tylko jeden z nich może być prawdziwą legendą” – ocenił Artur Szpilka, który miał okazję trenować z nimi w USA.
Bliźniacy w sporcie? W Ameryce to hasło musi kojarzyć się bardziej z Bobem i Mikiem Bryanami – wybitnymi tenisowymi deblistami. Boks na najwyższym poziomie w ostatnich latach takich zjawisk nie widywał. Jasne – rodzinne wątki w tym sporcie zdarzały się od zawsze. Cały czas w ślady wybitnych ojców często idą zdecydowanie mniej zdolni synowie, a pięściarskie rodzeństwa wcale nie są rzadkim widokiem. W powszechnej świadomości nikt nie może mieć w tej kategorii startu do Witalija i Władimira Kliczków, którzy zdominowali wagę ciężką na początku XXI wieku.
Braci Charlo wyróżnia nie tylko to, że są bliźniakami. Oprócz talentu i efektownego stylu obaj mają także niewyparzony język – w ostatnich miesiącach zdążyli zajść za skórę kilku gwiazdom amerykańskiego boksu. Najlepiej w Polsce zna ich z pewnością Artur Szpilka (21-3, 15 KO). Na początku 2015 roku przeniósł się do USA, gdzie przez ponad 2 lata prowadził go utytułowany trener Ronnie Shields, który równolegle pracował właśnie z Jermallem i Jermellem. Choć dziś kontynuuje współpracę tylko z tym pierwszym, to „Szpila” dobrze poznał obu braci – przez długi okres niemal codziennie spotykał ich na treningach.
„Przed przylotem do USA nie wiedziałem o nich prawie nic. Dla wielu są podobni, ale dla mnie zdecydowanie lepszy jest Jermall. To będzie drugi Mayweather! Jak mu to kiedyś powiedziałem to tylko się uśmiechnął. Chociaż jest ustawiony do końca życia i nosi zegarki za kilkaset tysięcy dolarów, to każdego dnia widziałem u niego głód boksu. Minął tydzień od walki, a on znowu był w siłowni. Po prostu cały czas chce być najlepszy. Widziałem go na sparingach – przyjeżdżało do niego 3-4 naprawdę niezłych gości, a on każdego z nich potrafił posadzić albo lać do jednej bramki. Naprawdę niesamowity talent” – wspomina Szpilka w rozmowie z Weszło.
Jermall po podbiciu wagi junior średniej (limit: 69,8 kg) w poszukiwaniu nowych wyzwań udał się do wyższej kategorii średniej (72,6 kg), gdzie od lat postrachem jest Giennadij Gołowkin (37-0-1, 33 KO). Na razie Amerykanin musi cierpliwie czekać w kolejce, ale federacja WBC już przyznała mu tymczasowy pas mistrzowski, więc walka z dominatorem wydaje się kwestią czasu. „Szpila” jest pewny, że Charlo to dziś jedyny pięściarz, który mógłby pokonać wielkiego Kazacha.
„Zdecydowanie – twierdziłem tak od dawna, a po walce Gołowkina z Danielem Jacobsem jestem o tym wręcz przekonany. Jermall jest nie tylko naprawdę wielki fizycznie jak na kategorię średnią, ale ma też odpowiednie umiejętności. Poważnie – ten gość jest maszyną i potrafi praktycznie wszystko. Dla mnie to fenomen, bo w parze z tym wszystkim idzie przywiązanie do ciężkiej pracy” – dodaje Polak.
Faktycznie – starszy o 5 minut bliźniak potrafi zadać każdy cios z bokserskiego podręcznika. Szczególnie wyróżnia się tym, że jest oburęczny – tak samo mocno bije lewą i prawą ręką. Niewielu pięściarzy potrafi posłać rywala na deski samym lewym prostym – on zrobił to w ostatnich miesiącach z trzema wysokiej klasy pretendentami. Poza tym w ringu naprawdę myśli i nie daje sobie zrobić krzywdy. W grudniu 2016 roku walczył z niewygodnym Julianem Williamsem (22-0-1). Przeciwnik bił szybkie kombinacje i był lotny na nogach, ale odsłaniał się w atakach. W piątej rundzie został skontrowany kapitalnym prawym podbródkowym, po którym padł na matę jak długi. „Perfekcyjny cios, nie dało się robić tego lepiej” – zachwycali się komentatorzy.
Brat kontra brat? Nie ma szans!
Bracia Charlo urodzili się w maju 1990 roku w Houston, gdzie mieszkają do dziś. Parafrazując słynny cytat – co jakiś czas mają tam z nimi drobne problemy. W dzieciństwie obaj trochę łobuzowali, bo trudno było ich od siebie odróżnić i chętnie z tego korzystali. Dziś widać, że Jermall to ten nieco wyższy, a żeby łatwiej można było ich zidentyfikować, obaj często noszą także inne fryzury. Razem ćwiczą i biegają, bo jak przyznają „ich siła bierze się z nóg”.
Jermell po latach spędzonych pod skrzydłami Ronniego Shieldsa związał się z Derrickiem Jamesem – jednym z najbardziej obiecujących trenerów młodego pokolenia. Artur Szpilka był na miejscu, gdy młodszy z braci zmieniał szkoleniowca. Jego zdaniem wcale nie była to pokojowa zmiana – Shields po prostu miał dość współpracy z krnąbrnym pięściarzem.
„Ronnie był wkurzony jego humorami i podejściem do treningów. Chociaż to bliźniacy, to bardzo się w tym aspekcie różnią. Jermell też ma niesamowity talent i wielkie możliwości, ale kocha imprezować i nie przykłada się do wszystkiego aż tak mocno. Dla mnie pod każdym względem jest trochę w cieniu brata” – przekonuje „Szpila”.
Podobnie ocenił sprawę między innymi słynny Bernard Hopkins, a w 2015 roku sam Jermell przyznał, że brat może być od niego ciut lepszym pięściarzem. Bracia Kliczko kiedyś usłyszeli kosmiczną ofertę od Dona Kinga, który oferował im 100 milionów dolarów za spotkanie w ringu, ale zdecydowanie odmówili, bo przyrzekli matce, że nigdy nie będą się bić. Czy bliźniacy kiedyś mogliby się ze sobą zmierzyć?
„Od samego początku wszyscy nas o to pytają, ale nie ma na to szans. Nigdy nie wyjdziemy razem do ringu. Jako bliźniacy zawsze byliśmy w centrum zainteresowania i potrafimy to wykorzystywać. Wspólnie wyczyścimy nasze kategorie wagowe, ale nie będziemy ze sobą walczyć” – przyznał Jermall w rozmowie z portalem Sherdog.com.
Do historii zdążyli przejść 21 maja 2016 roku. Podczas gali w Las Vegas bliźniacy walczyli o tytuły mistrzowskie w dwóch oddzielnych pojedynkach w kategorii junior średniej – taka sytuacja miała miejsce po raz pierwszy w historii! Jermell w starciu o wakujący pas mistrza federacji WBC miał problemy z Johnem Jacksonem (20-2), ale choć przegrywał wysoko na punkty, to w ósmej rundzie w końcu upolował rywala i wygrał przed czasem. Chwilę później Jermall wypunktował doświadczonego Austina Trouta (30-2), broniąc tytułu organizacji IBF. Potem poszedł do wyższej kategorii średniej, bo w przeciwieństwie do brata od dawna miał problem ze zrobieniem wagi. Patrząc na niego naprawdę trudno sobie wyobrazić, że tak wysoki (183 cm) i napakowany pięściarz potrafił tak długo schodzić z wagą poniżej granicy 70 kilogramów.
Tajemnica zaginionej walizki i atak furii
Postępy braci nie umknęły uwadze największych. W wywiadach chwali ich sam Floyd Mayweather junior, a otwierający właśnie filię swojej pięściarskiej grupy w USA Eddie Hearn bardzo by chciał, aby to właśnie Jermall i Jermell nawiązali z nim współpracę. „Mogę zapłacić im dużo więcej niż obecnie zarabiają. Obaj mają jeden problem – nie mają promotora, czyli kogoś, kto planowałby ich karierę. Podoba mi się to co robią – są głośni i świetnie się biją, ale trzeba zbudować ich wizerunek, bo w oczach przeciętnych Amerykanów nadal są anonimami” – ocenił brytyjski promotor.
Nie sposób się z tą opinią nie zgodzić. Bracia mają wszystko, by stać się wielkimi gwiazdami boksu, ale ich potencjał nie został do tej pory wykorzystany. Ich menedżerem i doradcą biznesowym jest Al Haymon – człowiek-enigma amerykańskiego sportu. Jermall i Jermell dostają od niego kolejne szanse, ale wciąż zarabiają „tylko” setki tysięcy dolarów zamiast milionów. Od lat walczą na antenie telewizji Showtime, ale ani razu żaden z nich nie był bohaterem walki wieczoru. Wkrótce może się to zmienić – oprócz Hearna bliźniakami interesują się wszyscy czołowi promotorzy. Oni sami rozważają jednak założenie własnej grupy promotorskiej – trzeba przyznać, że byłoby to posunięcie całkiem w ich stylu.
Na razie o Jermallu tylko raz zrobiło się głośniej, ale zdecydowanie nie ze sportowych względów. W marcu w jednym z nocnych klubów należących do Jaya-Z zgubił walizkę. Nie była to jednak zwykła walizka – w środku znajdowało się 40 tysięcy dolarów w gotówce oraz warta w sumie trzy razy więcej biżuteria. O kradzież podejrzewano kilka kobiet, a o sprawie rozpisywały się największe amerykańskie portale. Wszystko jednak szybko rozeszło się po kościach – zgubę udało się odnaleźć.
W międzyczasie bracia zdążyli zaleźć za skórę gwiazdom amerykańskiego boksu – byłemu mistrzowi świata w czterech kategoriach wagowych Adrienowi Bronerowi (33-3-1, 24 KO) oraz nowemu ulubieńcowi Mayweathera – Gervoncie Davisowi (20-0, 19 KO). Obaj wystąpili 21 kwietnia na jednej gali z Jermallem, jednak miesiąc przed imprezą Charlo nieoczekiwanie przypuścił werbalny atak na rodaków.
„Wszyscy przyjdą tam na moją walkę. Broner już nikogo nie interesuje. Myślicie, że chciałem walczyć z nim na jednej karcie? W życiu! Jestem jego przekleństwem – za każdym razem gdy walczymy razem na jednej gali to on przegrywa. Ja robię swoje, a on nie. Co mam na to poradzić? (…) Davis wypisuje brednie w internecie i ma do mnie o coś pretensje, ale kiedy spotykamy się twarzą w twarz to milczy. Skończ te gierki opóźniony i jąkający się skurwielu!” – grzmiał Jermall w mediach społecznościowych do mniejszego od siebie o ponad 10 kilogramów pięściarza.
Wywołani do tablicy zawodnicy nie pozostawali dłużni, czego z kolei nie mógł nie skomentować drugi z bliźniaków. Davis zarzucił nawet Jermallowi, że w chwili nagrywania powyższych słów miał być… pod wpływem narkotyków. Zrobiła się gruba awantura niemal w gangsterskim stylu, która otarła się o groźby karalne. Tacy właśnie są bracia Charlo – mówią to co myślą i mają w nosie konsekwencje. Artur Szpilka potwierdza, że w bezpośrednim kontakcie potrafią być bardzo… specyficzni.
„Trudno ich polubić. Moim ziomkiem na miejscu był Edwin Rodriguez, oni są po prostu inni. Mają charakter, mają mistrzowską mentalność – nie potrzebują żeby ich lubić, ale trzeba ich szanować. Nawet nie wiem do kogo ich za bardzo porównać, bo nigdy wcześniej kogoś takiego nie poznałem. Mają trochę manię wielkości i raczej nie znają się na żartach. Dla mnie są po prostu trochę dziwni” – zdradził „Szpila”.
Z dżunglą sam na sam
Co konkretnie może mieć na myśli polski pięściarz? Oddajmy głos samemu Jermallowi, którego w jednym z wywiadów zapytano o największe marzenie. Podróż dookoła świata? Zdobycie wszystkich możliwych tytułów i zarobienie kosmicznych pieniędzy? A może po prostu szczęście w życiu rodzinnym? Nic z tych rzeczy, to wszystko byłoby za proste!
„Wiecie co naprawdę chciałbym zrobić? Wyjechać w jakąś dzicz i spędzić tam 3 tygodnie bez kontaktu z innymi ludźmi. Po prostu niech ktoś mnie wysadzi w środku jakiegoś lasu, a ja sobie dalej poradzę. Węże i komary? Nie lubię ich, ale się ich nie boję. Chciałbym zobaczyć jak to jest. Dałbym radę w każdych okolicznościach” – przekonuje starszy o 5 minut od brata Jermall.
Dla podkreślenia bezkompromisowych charakterów obaj stworzyli hasło „Lions Only” („tylko dla lwów”). „To odzwierciedlenie naszych osobowości. Tacy jesteśmy – nie bawimy się w półśrodki. Jeśli ktoś nie okazuje nam szacunku, to nie może liczyć na nasze uznanie” – dodaje Jermell. Przekonał się o tym wspomniany już Julian Williams, który przed walką z Jermallem używał mocnych słów. Po tym, jak został znokautowany, przyszedł podać pogromcy dłoń, ale nie wciąż mógł liczyć na przebaczenie ze strony braci.
Dziwni czy nie – bracia Charlo na pewno potrafią się bić i są pod wieloma względami wyjątkowi. Choć są bliźniakami, to różni ich nie tylko podejście do treningów. Jermall sam siebie nazywa „starą duszą”. Uwielbia muzykę sprzed lat, a oprócz tego dużo czyta i… tworzy – ma w domu profesjonalne studio muzyczne, z którego często korzysta. W przeciwieństwie do preferującego imprezowy tryb życia brata zdążył się ustatkować – ma żonę i trójkę dzieci.
„Słuchamy innych rzeczy i podobają nam się inne samochody. Najwyższa pora, by bokserskie środowisko w końcu zaczęło nas odróżniać” – stwierdził Jermell, który w wywiadach swoją największą miłością nazywa boks. W sobotę próbował wyjść z cienia brata – w kolejnej obronie mistrzowskiego pasa zmierzył się z doświadczonym Austinem Troutem (31-4, 17 KO) – tym samym, który w 2016 roku minimalnie przegrał na punkty z drugim z bliźniaków.
„Analizowałem tamten występ – zrobię to samo co mój brat, ale jeszcze lepiej. Albo go znokautuję, albo po prostu zmiażdżę” – zapowiadał przed walką. Było blisko – Trout dwa razy lądował na deskach, ale nie chciał się poddać i ostatecznie przegrał na punkty, choć jeden z sędziów w sobie znany tylko sposób wypunktował w tej walce remis. Deklaracje to jedno, ale u braci Charlo czyny zazwyczaj idą w parze ze słowami. Jeśli trafią pod skrzydła naprawdę dobrego promotora, to wkrótce razem z ich dobrym znajomym Errolem Spencem (23-0, 20 KO) mogą zostać nowymi twarzami amerykańskiego boksu, który po odejściu na emeryturę Floyda Mayweathera desperacko potrzebuje tak wyrazistych osobowości.
KACPER BARTOSIAK
Fot. Youtube.com