Nieodkryty diament, Szwajcaria Ameryki Środkowej albo po prostu bogate wybrzeże. Pod tymi wszystkimi określeniami kryje się stosunkowo nieduże państwo, idealnie wklejone między wybrzeża Pacyfiku i Atlantyku, które już wkrótce po raz czwarty na pięć ostatnich prób zagra na mundialu. I chociaż Kostaryka wielu wciąż kojarzy się z egzotyką, to w gruncie rzeczy jest drużyną zaprawioną w boju, dla której udział w Mistrzostwach Świata stał się codziennością. W składzie może brakuje gwiazd, ale siła Los Ticos nigdy nie tkwiła w indywidualnościach. Zawsze liczył się zespół i kolektywna praca, która w Brazylii zaprowadziła ich aż do ćwierćfinału. Cztery lata później powtórka z rozrywki jest jak najbadziej możliwa.
NAJWIĘKSZA ZALETA
Reprezentacja Kostaryki prowadzona przez Oscara Ramireza to zespół doświadczony i do bólu konsekwentny. Duża w tym zasługa samego selekcjonera, który uznał, że skoro wszystko funkcjonuje, jak powinno, to nie ma sensu bawić się w szalonego wynalazcę, który za wszelką cenę chce zadziwić świat. Ramirez, który doszedł do wniosku, że lepsze jest wrogiem dobrego, skoncentrował się na utrwalaniu tego, co z kadrą wypracował jego poprzednik, Jorge Luis Pinto. Los Ticos w dalszym ciągu grają w systemie z pięcioma obrońcami i wciąż potrafią przeprowadzać zabójcze kontry. Żadna wielka filozofia, żadne teorie księżycowe. Ot, sprawdzające się wcześniej rozwiązania, które piłkarzom ewidentnie przypadły do gustu. Proste i jednocześnie całkiem skuteczne, a to jest przecież najważniejsze. Ach, no i mają takiego bramkarza, pewnie kojarzycie. Keylor Navas się nazywa.
NAJWIĘKSZA BOLĄCZKA
Krótka kołdra. Oscar Ramirez dysponuje w miarę wyrównaną grupą 13-14 piłkarzy, którzy gwarantują całkiem wysoką jakość, ale im dalej w las, tym robi się ciemniej. Brak odpowiednich zmienników to największy problem selekcjonera reprezentacji Kostaryki. Ramirez prochu jednak nie wymyśli, bo zawodników mogących zagrać na mistrzowskim poziomie nie ma już gdzie szukać. Ligi zagraniczne – przekopane we wszystkie strony. Krajowa – słaba i półamatorska, więc do wyciągnięcia nadawały się tylko pojedyncze jednostki. Jeśli więc w którymś momencie pierwszy garnitur Los Ticos przestanie sobie radzić, to wśród rezerwowych niekoniecznie uda się znaleźć niezbędne wsparcie.
SKŁAD
KLUCZOWY ZAWODNIK
Mózg drużyny i oś kostarykańskiej ofensywy w jednym, czyli Celso Borges. Pomocnik Deportivo La Coruna w wieku 30 lat ma na koncie aż 111 meczów w narodowych barwach, a w reprezentacji widział oraz przeżył już wszystko. Cztery lata temu z roli lidera wywiązał się bardzo dobrze, prowadząc swoją drużynę do aż do ćwierćfinału. Jego występy oczywiście pozostały w cieniu popisów Keylora Navasa, ale to właśnie od środkowego pomocnika zależało wówczas najwięcej. W Rosji znów będzie musiał złapać za kierownicę i robić jednocześnie za kierowcę oraz wyznaczającą dobrą trasę nawigację.
Z Borgesem wiąże się kilka ciekawych historii. Po pierwsze, jest synem uwielbianego na Kostaryce Alexandre Borgesa Guimaraesa, który w 1990 roku z reprezentacją Kostaryki najpierw po raz pierwszy w historii awansował na mundial, a następnie doszedł aż do 1/16 finału. Ten dzień Kostarykanie do dziś uważają zresztą za najpiękniejszy w historii swojego kraju. W 2002 i 2006 roku ojciec Celso znów zapisał się złotymi zgłoskami w historii futbolu na Kostaryce dwukrotnie awansując na mundial jako selekcjoner. Ogólny rachunek jest więc prosty. Ilekroć Los Ticos grali na Mistrzostwach Świata, to palce maczali w tym Borgesowie. Mają rozmach!
Po drugie, zdarzało się i tak, że ojciec z synem stawali po przeciwnych stronach barykady. Tak było chociażby w 2007 roku w trakcie turnieju eliminacyjnego do Igrzysk Olimpijskich. Alexandre Guimaraes prowadził wówczas Panamę jego syn grał w kostarykańskiej młodzieżówce i w serii jedenastek nie strzelił decydującego karnego. Po meczu przyznał, że nie był w stanie otworzyć oczu i patrzeć na ojca świętującego zwycięstwo. Generalnie jednak uważa go za wzór do naśladowania. – Tata to mój największy idol w piłce i w życiu ze względu na wszystko, co osiągnął. Reprezentacje, w których grał i trenował nigdy niczego nie wygrały, ale on stał się w kraju prawdziwą ikoną – mówił kilka lat temu na łamach hiszpańskich mediów.
Zawodnik Deportivo przyznaje też, że choćby stawał na rzęsach, to statusu równego ojcu w kraju nigdy nie osiągnie. Zawsze będzie „tym drugiem Borgesem”, ale specjalnie mu to nie przeszkadza. Zresztą, zamiast trwonić czas na bezcelowe porównania, woli siąść za perkusją i ponaparzać trochę w bębny i werble. Do Rosji instrumentu jednak nie wziął. W końcu ma tam inne zadania.
TURNIEJOWY SCENARIUSZ
Faworyt w grupie E jest jeden. Mowa, rzecz jasna, o Brazylii, która w każdym meczu zapewne bardzo szybko obali przeciwnika, dobije go kilkoma celnymi ciosami w parterze i bez większego wysiłku zamelduje się w fazie pucharowej. Za jej plecami może być jednak bardzo ciekawie, bo Szwajcaria, Serbia i Kostaryka, to drużyny na dość zbliżonym poziomie. Navas i spółka w tej stawce może i wyglądają trochę słabiej od rywali, ale przecież cztery lata temu sprawnie poradzili sobie w dużo trudniejszej grupie. Kluczem do sukcesu powinien być pierwszy mecz z Serbią, która na mundial wraca z wielkimi apetytami. Zwycięstwo, za które Totolotek płaci aż 4,40, bez wątpienia jest w zasięgu piłkarzy Oscara Ramireza, podobnie zresztą jak wygrana ze Szwajcarią. W tym przypadku kurs na Kostarykę w Totolotku również wynosi 4,40. Zresztą, zakładając, że Brazylijczycy wygrają wszystkie mecze grupowe (jeśli nie boicie się ryzyka, może postawić na Los Ticos – kurs w Totolotku to aż 13,50), do zajęcia drugiego miejsca mogą wystarczyć nawet marne trzy punkty. Niewiele, ale dzięki temu szansę Kostarykanów mocno idą w górę.
KOMU BĘDZIEMY KIBICOWAĆ
Skoro mundial odbywa się w Rosji, to wybór może być tylko jeden – Yeltsin Tejeda, który imię dostał oczywiście na cześć Borysa Jelcyna. Oryginalnie? Na pewno, ale matce piłkarza nazwisko byłego prezydenta spodobało się tak bardzo, że nic nie mogło jej powstrzymać. Inna sprawa, że poczciwa kobiecina powinna dziękować opatrzności, że jej syn, mając za patrona wyjątkowego ochlaptusa, wyrósł na gościa, który nigdy w życiu nawet nie powąchał kielona. No a na dodatek został profesjonalnym sportowcem.
Tejeda dużą popularność w Rosji zdobył już cztery lata temu w trakcie poprzednich Mistrzostw Świata. Rosyjskim dziennikarzom udzielił nawet kilku wywiadów, w których mówił, że sam za dużo o Jelcynie nie wie, ale w jego kraju takie imię nosi więcej osób. Na mundialu to jednak jedyny taki przypadek, więc Tejeda na pewno będzie głośno oklaskiwany przez miejscowych kibiców.
OPINIA EKSPERTA
– W Kostaryce bez wątpienia istotny będzie Keylor Navas. To bramkarz. Jego zadaniem będzie bronienie dostępu do bramki i obrona strzałów. Takie są zadania bramkarza. Gdy ja grałem w piłkę – też właśnie tak to wyglądało, bramkarz miał przede wszystkim bronić – jeden z felietonistów reklamujących jedno z tańszych piw.
SZALENIE ISTOTNY FAKT
Niech praca i pokój trwają wiecznie – właśnie tak brzmi motto Kostaryki. Kraj od ponad sześćdziesięciu lat nie posiada własnej armii, a jego obywatele zaliczają się do światowej czołówki, jeśli chodzi o pracowitość, punktualność i szeroko rozumiany profesjonalizm. I teraz to uwierające pytanie – czy jak zmienimy motto, to u nas będzie podobnie?
FILMOWY ODPOWIEDNIK
Potężne Kaczory 2
Po sukcesie sprzed czterech lat, Kostaryka wybiera się na jeszcze ważniejszy turniej. Musi udowodnić, że żadne z wcześniejszych zwycięstw nie było przypadkowe i naprawdę może wygrywać z najlepszymi. Szczęśliwie udaje się utrzymać kręgosłup zespołu, choć po drodze zmagano się z różnymi perypetiami. Dodatkowo do składu dołącza kilku nowych zawodników z dużymi ambicjami. Szybko okazuje się jednak, że udowodnianie wartości jest trudniejsze niż mogłoby się wydawać.
No, mniej więcej tak to widzimy.
NAJLEPSZA JEDENASTKA GRUPY E
Fot. Newspix.pl