Jutro Kamil Glik ma usłyszeć ostateczną diagnozę. Pytanie, czy będzie to równoznaczne z poznaniem odpowiedzi na najważniejsze zagadnienie: czy pojedzie na mundial? Jeśli będzie bardzo dobrze – wiadomo, wszyscy będziemy się cieszyć. Jeśli bardzo źle, powody do radości będzie mieć jedynie Marcin Kamiński, ale przynajmniej będziemy wiedzieli, na czym stoimy oraz na jakim materiale musimy pracować. Jest jednak jeszcze trzecia opcja, być może najbardziej prawdopodobna – Nawałka dostanie twardy orzech do zgryzienia.
Wiadomo bowiem, że Glik to swego rodzaju fizyczny fenomen. Że ma organizm nie do zdarcia, o czym świadczyć może chociażby fakt, że jeszcze pod koniec zeszłego roku był najmocniej eksploatowanym zawodnikiem z lig TOP5 w Europie i wytrzymywał. Gdyby padło na pechowca pokroju Arka Milika, być może już byłoby po sprawie. Ale u Glika niemożliwe zdaje się możliwe – tempo dochodzenia do siebie zaskakuje chyba nawet samego Kamila. Jeżeli więc lekarze zostawią Glikowi tylko odrobinę uchyloną furtkę, ten zrobi wszystko, by się przez nią przecisnąć i nie będzie przy tym na przegranej pozycji.
To, co przemawia na korzyść defensora Monaco to fakt, że wraz z Senegalem jesteśmy wśród dwóch ekip, które zaczynają mundial najpóźniej. Pierwszy mecz gramy 19 czerwca, a następne 24 i 28 czerwca. Innymi słowy, jeżeli Glik usłyszy jutro, że będzie wyłączony na dwa tygodnie, to będzie oznaczać, że będzie mógł sobie ostrzyć zęby na Japonię. Co więcej, nikt w kadrze nie ukrywa, że celem jest wyjście z grupy. Jeśli cel uda się zrealizować, zagramy 2 lipca (w przypadku awansu z 2. miejsca) lub nawet 3 lipca (awans z 1. miejsca). Licząc od dziś, ten najważniejszy mecz może się odbyć za 22 lub nawet 23 dni. Kawał czasu…
To jednak wariant optymistyczny, a pesymistyczny zakłada, że może się skończyć jak na poprzednich mundialach – meczem otwarcia, meczem o wszystko i meczem o honor. Jeżeli sprawy miałyby się tak potoczyć, nawet przy optymistycznej wersji i 2-tygodniowej pauzie pozostawienie Glika w kadrze nie miałoby sensu. Tym bardziej, że sami ograniczylibyśmy sobie możliwość większego manewru w defensywie w dwóch pierwszych meczach, odsyłając na przedwczesnym urlop Marina Kamińskiego.
Jutro Nawałka otrzyma kolejny raport medyczny w sprawie Kamila, ale wydaje się, że decyzje podejmie tylko w przypadku tego najgorszego wariantu. A to dlatego, że ma jeszcze sporo czasu – kontuzjowany zawodnik może zostać wymieniony na 24 godziny przed pierwszym meczem, co w naszym przypadku oznacza 18 czerwca i godzinę 17:00. To daje selekcjonerowi dodatkowy tydzień na zastanowienie, a Kamilowi tydzień na turbo-rekonwalescencję. A my tylko możemy trzymać kciuki, by ostateczna decyzja nie musiała być podjęta przed tym ostatecznym deadlinem.
Pytanie jednak, jak Nawałka podejdzie do innej kwestii, czyli proporcji w swojej kadrze. Czy wybierze wariant ryzykowny i weźmie Glika, który być może wróci na koniec fazy grupowej, czy jednak będzie wolał mieć zdrowego i gotowego do gry Kamińskiego od początku. Patrząc na powołaną 23-kę (a właściwie wciąż 24-kę), postawienie na kontuzjowanego Glika nieprawdopodobnie zawęzi wybór w taktyce z trzema środkowymi obrońcami (którą po coś Nawałka jednak testował). Przy takim ustawieniu zostałoby trzech nominalnych stoperów (Pazdan, Bednarek, Cionek) oraz ewentualność ściągnięcia z wahadła Piszczka (co poważnie zmniejszyłoby nasze walory ofensywne) lub wstawienie Jędrzejczyka (który pewnie sam nie pamięta, kiedy zagrał dobry mecz w środku, a i z jakimkolwiek swoim dobrym meczem miałby problemy).
Mundial to gra na całego, walka i brak kalkulacji. To granie co trzy-cztery dni. Problemy zdrowotne kolejnych zawodników lub przymusowe pauzy z powodu kartek zwyczajnie muszą być tu wkalkulowane, a przy powołaniu wciąż niezdolnego do gry Glika sami poważnie zmniejszymy sobie pole manewru. Z drugiej strony Glik to chyba jedyny obok Lewandowskiego zawodnik, dla którego warto zaryzykować – zanotował tyle kapitalnych występów w kadrze, że jest wręcz gwarantem odpowiedniego poziomu. O ile oczywiście jest zdrowy.
Na ile Nawałka okaże się skłonny do ryzyka, a na ile zwycięży u niego podejście zdroworozsądkowe? Póki co wygląda to tak, jakby selekcjoner trzymał w ręku pięć kart, w tym parę asów i 4 kiery. Kamiński jest asem w innym kolorze trzymanym w ręku, Glik kolejnym kierem, ale czekającym w talii. Pytanie co zrobi selekcjoner, zdecyduje się na układ stabilniejszy, ale – umówmy się – taki sobie i zostanie z parą w ręku? Czy zagra odważniej, co może się skończyć dużo lepszym układem pięciu kierów, ale też grozi pozostaniem z niczym? Jakkolwiek spojrzeć, mimo że wcale tego nie chcieliśmy, mundialowe emocje zaczęły się dla nas dużo wcześniej. Czy jutro poznamy pierwsze rozstrzygnięcie?
Czas na najważniejszy raport dnia. Kamil Glik już ma w zasadzie pełny zakres ruchu. Ból mały i tylko w jednym miejscu. AS Monaco raczej nie będzie się sprzeciwiać wyjazdowi Mundial. Jutro badania we Francji. Dajcie @kamilglik25 lajka, żeby wiedział, że trzymamy kciuki! pic.twitter.com/tS2nP3GyHK
— Krzysztof Stanowski (@K_Stanowski) 10 czerwca 2018
Fot. FotoPyK