30 lipca 1966 roku. Anglia po dogrywce pokonała RFN (4:2) i została mistrzem świata. Choć gdy w 89. minucie stan rywalizacji wyrównał Wolfgang Weber, serca angielskich kibiców musiały zacząć szybciej bić ze zdenerwowania. Na ich szczęście, mieli Geoffa Hursta, który w dodatkowych 30 minutach trafił dwukrotnie (jedna z tych bramek to słynny „gol-widmo”), pozwalając Bobby’emu Moore’owi wznieść do góry trofeum w triumfalnym geście. Jednak jeszcze kilka miesięcy wcześniej zdawało się całkiem prawdopodobne, że nie będzie czego podnosić.
Stefan Szczepłek po latach nazwał te mistrzostwa, na czele z finałowym spotkaniem, „sprawiedliwością dziejową”. Tak zasłużeni dla futbolu Anglicy, dostali to, co im się należało – Złotą Nike, wtedy zwaną już Pucharem Julesa Rimeta. Byli przedostatnią reprezentacją, której wręczono to trofeum – po nich mundial po raz trzeci wygrali Brazylijczycy i otrzymali je na własność.
Puchar, o którym mowa, stworzony został w 1928 roku. Zadanie to powierzono Abelowi Lafleurowi, francuskiemu rzeźbiarzowi, który wykonał statuetkę Nike, bogini zwycięstwa, wysoką na 35 centymetrów i ważącą niespełna 4 kilogramy. Złota Nike tak naprawdę była tylko pozłacana. W środku kryło się srebro. Stała na lazurytowym cokole. Po każdy mundialu na własność dostawał ją kraj, który był aktualnym mistrzem świata. Przed turniejem w roku 1966 mieli ją Brazylijczycy, do Anglii przyjechała w styczniu, pół roku przed mistrzostwami.
FA, angielska federacja, miała nad nią czuwać. Oczywiście, dozwolone było prezentowanie jej publiczności i co jakiś czas Anglicy faktycznie dostawali taką okazję. Głównym zadaniem oficjeli było jednak przetrzymanie jej do momentu wręczenia nowym mistrzom świata.
Nie wszystko poszło zgodnie z planem.
Nieznany sprawca
Central Hall, Westminster. Marzec 1966 roku. Wystawa znaczków organizowana przez Stanley Gibbons Company. W świecie filatelistyki to nazwisko znane do dziś, rokrocznie wydaje się Katalog Gibbonsa, dotyczący znaczków z całego świata. Sama firma wciąż istnieje. 52 lata temu zorganizowała ona wystawę, a organizatorzy, chcąc jednak uświetnić całe wydarzenie, poprosili o zgodę na wypożyczenie Złotej Nike.
FA się zgadza, FIFA jest nieco bardziej sceptyczna. Stanley Rous, ówczesny prezydent światowej federacji (zresztą również Anglik), ostatecznie na to zezwala. Stawia jednak szereg warunków, mających sprawić, by statuetka była bezpieczna: transportować powinna ją tylko renomowana firma ochroniarska, na miejscu od zwiedzających powinna oddzielać ją szczelna, szklana kasetka, obok stać mają pilnujący jej strażnicy, niezależnie od pory dnia i tego, czy wystawa jest otwarta.
Rousa do wydania zezwolenia przekonało głównie to, że Nike, choć ubezpieczona na trzydzieści tysięcy funtów, warta była zaledwie trzy. Znaczki wokół niej łącznie wyceniano na „niewielką” sumę trzech milionów. Dodatkowo cała ekspozycja znajduje się blisko Scotland Yardu i House of Parliament. Siedzib odpowiednio policji oraz, co nie będzie zaskoczeniem, brytyjskiego parlamentu. W teorii trudno było o bezpieczniejszą lokalizację.
A w praktyce? W praktyce okazało się, że już dzień po otwarciu wystawy wszystkie założenia Stanleya Rousa zostały wyrzucone na śmietnik. Czterech strażników ma cały czas pilnować Nike? Dwóch dodatkowych oficerów w momencie, gdy ekspozycja jest otwarta? Jeszcze jeden strażnik, stojący blisko szafki pomiędzy 8:00 a 20:00? Tak, tak, wszystko będzie załatwione. Pierwszego dnia. Drugiego najwidoczniej nie było sensu się już starać.
Skończyło się tak, że złodziej wmaszerował na wystawę, dostał się do szafki, w której stał puchar (a która podobno zabezpieczona była, jakby stała w szkole i skrywała co najwyżej plastelinę dla dzieci), wziął Nike i wyszedł. Po prostu.
Doktor Martin Atherton, autor książki „The Theft of the Jules Rimet Trophy: The Hidden History of the 1966 World Cup” dla BBC:
– Idea, zgodnie z którą puchar był strzeżony przez cały czas, nie jest prawdziwa. Później wyszło na to, że jeden ze strażników miał ponad 70 lat. Ochrona była niewystarczająca. Cała ta sprawa okazała się kompletną amatorką – fakt, że FA pozwoliła na wypożyczenie trofeum, organizacja ochrony i proces odzyskiwania trofeum.
Śledztwo
Obrazu komediodramatu, jaki zarysowany został wyżej, dopełnia nam wypowiedź organizatora wystawy, kiedy już na światło dzienne wyszedł fakt, że puchar skradziono. Co zresztą też nie stało się od razu, bo pierwotnie próbowano tę kradzież ukryć, z nadzieją, iż szybko uda się odzyskać zgubę. Ten plan nie wypalił, więc Cecil Richardson musiał się wypowiedzieć. I zrobił to, przyznajcie sami, cudownie:
– Wszystkim zdarzają się błędy i prawdopodobnie tutaj też wkradł się mały ludzki błąd. Jestem całkiem zadowolony, bo zrobiliśmy wszystko, co mogliśmy, poza postawieniem uzbrojonego strażnika w korytarzu.
Jak dokładnie wyglądało „wszystko, co mogliśmy”? To stosunkowo szybko ustaliła brytyjska policja. Pomiędzy 11:00 a 12:10 przy gablocie z pucharem nie było nikogo. Ochroniarz, który miał tam znajdować się na stałe, dostał dzień wolnego. Piętro niżej trwały nabożeństwa, bo – mimo wystawy – kościół wciąż pozostał kościołem. Wystawa w teorii była zamknięta, ale dało się na nią dostać bez problemów, głównie dlatego, że pozostali strażnicy wyszli na kawę. Wszyscy w tej samej chwili, bo w końcu co złego może się stać?
Policja ustaliła również, że podejrzanym jest mężczyzna, w okolicach trzydziestki, mający czarne włosy i bliznę po prawej stronie twarzy. To ostatnie nie było pewną informacją, zresztą cały opis stworzono z dwóch różnych, jakie policjanci otrzymali. Uznano bowiem, iż za włamaniem stoi jedna osoba. Poszukiwania się rozpoczęły, ale szybko stanęły w miejscu. Brakowało poszlak. FA, widząc, co się dzieje, postanowiła poradzić sobie z zamieszaniem na swój sposób – w sekrecie zamówiło replikę u George’a Birda, brytyjskiego rzeźbiarza, a ten faktycznie ją stworzył. O zleceniu miał nikogo nie informować. Zresztą nawet on nie wiedział o kradzieży. Nie ma to jak zarządzanie sytuacją kryzysową.
W tym samym czasie do policji docierały dziesiątki listów od informatorów. Żaden z nich jednak nie wniósł do śledztwa nic, co mogłoby pomóc służbom. Trudno się dziwić, skoro w jednym z nich podawano, że statuetka znajduje się w Wilcklow w Irlandii, a autor drugiego przysłał fotografię niemieckiej gazety i literą X zaznaczył mężczyznę, który jego zdaniem był winny. Trudno rozstrzygać, czy pisano to na poważnie, czy też po prostu żartowano sobie z policjantów.
Pierwszym poważnym tropem stał się „Jackson”. Człowiek, posługujący się takim nazwiskiem, wysłał liścik do Joe Mearsa, przewodniczącego FA, informując, że posiada trofeum i może je zwrócić. W zamian żądał „zaledwie” 15 tysięcy funtów w gotówce. Mears skontaktował się z policją, a ta doradziła mu zgodzić się na wymianę, oczywiście odbywającą się z policyjną obstawą. Kiedy wszystko było już ustalone i przyszykowane, przewodniczącego… dopadła angina. Zamiast niego na miejscu pojawił się policyjny tajniak. Do spotkania faktycznie doszło, Jackson nie miał jednak statuetki przy sobie. Po drodze do miejsca, gdzie podobno ją zostawił, zorientował się jednak, iż ma do czynienia z policyjną zasadzką, więc zaczął uciekać. Został złapany jeszcze tego samego dnia.
Tak naprawdę nazywał się Edward Betchley, aresztowano go pod zarzutem kradzieży pucharu, którego jednak nie odzyskano. Sam oskarżony twierdził, że był tylko pośrednikiem, nikim więcej. Zaoferowano mu 500 funtów w zamian za zorganizowanie wymiany pucharu na pieniądze. Kto go wynajął – tego nie zdradził. Śledztwo znów stanęło, Betchley za to wylądował na dwa lata w więzieniu. Jeszcze przed ogłoszeniem wyroku powiedział: „nieważne, co zadecyduje sąd, mam nadzieję, iż Anglia wygra Puchar Świata”.
Problem w tym, że wciąż nie było czego wygrać.
Pies ratownik
Od kradzieży minął tydzień. 26-letni robotnik portowy, David Corbett, wyszedł ze swojego domu w Norwood, w południowym Londynie. Kierował się do budki telefonicznej. Chciał zadzwonić do brata, który spodziewał się dziecka. Wziął ze sobą swojego psa. Pickles, czteroletni mieszaniec, w pewnym momencie doskoczył do samochodu sąsiada Corbetta i zaczął go obwąchiwać. A dokładniej – paczkę leżącą tuż pod nim.
David Corbett:
– Pies zwrócił na to moją uwagę. Paczka była ciasno owinięta gazetą. Mogłem dzięki temu zobaczyć, że to jakaś statuetka. Oderwałem nieco papieru z końca i zobaczyłem dysk. Po chwili widziałem też nazwy krajów: Niemcy, Urugwaj, Brazylia. Byłem futbolowym fanem, więc wiedziałem, że puchar został ukradziony. Szybko odniosłem go na posterunek policji.
To skrócona wersja tej historii. W dłuższej Corbett opowiadał jeszcze, iż początkowo nie był pewien, czy pod samochodem jego sąsiada nie znajduje się bomba (szalała wówczas IRA), ale wygrała ciekawość i zdecydował się to sprawdzić. Niemądrze, lecz jak się okazało, słusznie. Choć i tak nie polecamy takiego postępowania.
Najlepsza część tej historii to i tak wizyta Corbetta na policji. Wybaczcie, ale pierwsze dwa zdania musimy pozostawić w mowie Szekspira, inaczej stracą swój urok. David wszedł na komisariat, postawił Nike na biurku sierżanta i…
– I said „I think I have found the World Cup”. I remember his words: „Doesn’t look very World Cuppy to me, son”.
Później zostałem zabrany do Scotland Yardu i zorientowałem się, że jestem podejrzanym numer jeden. Po godzinie i zadaniu mi wielu pytań, odwieźli mnie z powrotem do domu. Kiedy tam wróciłem, w okolicy stali dziennikarze z całego świata.
Pickles i Corbett zostali bohaterami narodowymi. Zresztą ich imiona znano nie tylko na Wyspach, ale i niemal wszędzie wokół globu. Głośno mówiło się, że ocalili honor Anglików. Z tego duetu bardziej znany stał się jednak pies – otrzymał mnóstwo nagród, wygrał kilka konkursów na „psa roku”, wystąpił w telewizyjnym show, a nawet… w filmie. Jeśli oglądaliście kiedyś „The Spy with a Cold Nose”, to mogliście go zobaczyć. Choć film furory nie zrobił, więc szczerze w to wątpimy.
Najważniejsze dla Corbetta były jednak dwie rzeczy: nagroda w wysokości trzech tysięcy funtów i zaproszenie na bankiet z okazji zdobycia mistrzostwa świata. Rzecz jasna ze zwierzakiem towarzyszącym w osobie Picklesa, który chyba nie do końca rozumiał wagę wydarzenia.
– Weszliśmy do hotelu z tymi wszystkimi celebrytami. Pickles przeszedł w okolice szybu windy i się wysikał. Czułem się bardzo zawstydzony. Były tam też wszystkie żony piłkarzy, ale nie zostały zaproszone do głównej recepcji. Nigdy nie spotkałem tylu wściekłych kobiet. Później angielska drużyna wyszła na balkon, ulica była pełna ludzi. Bobby Moore podniósł Picklesa i im go pokazał, zaczęli bić brawo.
Niestety, szczęśliwego zakończenia tu brak – jak wspomina sam Corbett, Pickles był idealnym psem, poza tym, że nienawidził kotów. Gdy jakiegoś widział, oczywistym było, że będzie próbował za nim pobiec. Mniej więcej rok po całej przygodzie ze znalezieniem Nike na spacer wyszedł z nim syn Davida. W okolicy pojawił się kot, więc Pickles się wyrwał. Znaleziono go dalej, zahaczył smyczą o gałąź, prawdopodobnie próbując wdrapać się na drzewo za zbiegłym kotem. Już nie żył.
Corbett pochował go w ogródku przy domu, który kupił za wspomniane 3000 funtów nagrody. Na grobie postawił małą tabliczkę, informującą, że spoczywa tam Pickles, pies, który odnalazł Puchar Świata.
Znany sprawca
Przez wiele lat o tym, kto skradł puchar, wiedzieli tylko nieliczni. A potem dziennikarze Daily Mirror postanowili do tego dojść. I całkiem niedawno dowiedzieli się, że za wszystkim stali Sidney Cugullere i jego brat, Reg. Poinformował ich o tym syn drugiego z nich, Gary. Co najciekawsze, dodał, że jego wujek (Sidney) ukradł trofeum nie dla pieniędzy, lecz dla zabawy, adrenaliny. A poza tym powiedział m.in. to:
– Na ulicy, po powrocie do domu, Sid powiedział: „Tu jesteś, Reg, patrz na to”, po czym odsłonił jedną stronę swojej kurtki. Miał tam Puchar Świata. Mój tata oszalał, wiedział, że nie ma sposobu na to, by go sprzedać. Zorientowali się, iż muszą go oddać.
Inne źródło gazety (nie podano o nim żadnych informacji) na temat Sida wypowiadało się tak:
– Wiele razy mówił, że był pierwszym Anglikiem, który podniósł Puchar Świata w 1966 roku i zrobił to przed Bobbym Moore’em. Puchar ukradł ot tak, nie miał żadnych „wewnętrznych informacji” ani pomocy od strażników. To był impuls.
Generalnie z Sidneya był niezły gagatek – został skazany na 25 lat za inne przestępstwa. Ale kradzieży pucharu nie udowodnił mu nikt. Podobno on sam nie mógł uwierzyć w to, jak łatwo mu poszło. Wokół zero ochrony, jedynym zabezpieczeniem była drewniana szafka z łańcuchem, którego sforsowanie przyszło bezproblemowo… Choć właściwie „sforsowanie” to chyba za mocne słowo.
Co ciekawe, opis podejrzanego, który policja otrzymała, przytoczony już wcześniej, odpowiadał Cugullere’owi. Problem w tym, że nie udało się go odnaleźć i to mimo tego, że raz policja była bardzo blisko – przeszukiwała auto, w którym Reg i Sid akurat wieźli trofeum. Funkcjonariusze nie zajrzeli jednak pod… przednie siedzenie. A tam podobno ukryta została Nike.
Ostatecznie pozbyli się trofeum. Dziś obaj już nie żyją. Na ich pogrzebach żałobnicy mogli zauważyć, że obok grobów stoi statuetka do złudzenia przypominająca tamtą – ukradzioną, a potem „zwróconą”.
Gary:
– Dałem florystce zdjęcie Pucharu, nigdy nie zapytała, po co. To była zbrodnia stulecia, a mój ojciec i wujek na zawsze będą zapamiętani jako osoby, które ukradły Puchar Świata.
Replika
No właśnie, ale czy właściwie ukradli oryginał? Nie wiadomo. W latach 50. plotkowano bowiem o tym, że oryginalną Nike zgubili Niemcy, którzy – po zwycięstwie w 1954 roku – otrzymali ją na własność. Całą sprawę mieli ukrywać i wykonać replikę, jednak niedoskonałą. Podobno była wyższa o kilka centymetrów i cięższa. Z drugiej strony – czy gdyby faktycznie tak było, to nikt by tego faktu nie skomentował?
Inni twierdzą jeszcze, że Sid i Reg faktycznie ukradli oryginał, ale znaleziona statuetka to efekt pracy wspomnianego George’a Birda, podrzucona przez FA, by uratować swój honor i mistrzostwa świata. Problem w tym, że replika, stworzona przez Anglika, była przez FA wystawiana w kolejnych latach, by nie powtórzyła się sytuacja z marca 1966 roku. Później zwrócono ją rzeźbiarzowi. Oryginał(?) pofrunął za to do Brazylii, która dostała go na własność po tym, jak zdobyła w 1970 roku swój trzeci tytuł.
Tam spędziła 13 lat i… zniknęła. Ktoś ją ukradł, ale tym razem nie znaleziono ani statuetki, ani złodzieja. Ironia losu, bo w 1966 roku brazylijskie media pisały, że „w naszym kraju nigdy coś takiego by się nie wydarzyło, tu nawet złodzieje kochają futbol”. Według obiegowej opinii Nike przetopiono na sztabki złota. Problem w tym, że – co już wiecie – złota była tylko z wierzchu.
Simon Kuper, współpracownik The Guardian, autor rubryki sportowej w Financial Times oraz kilku książek związanych z historią futbolu:
– Ta wersja ma dziury. Nike nie dało się przetopić na sztabki złota, bo nie była w całości z niego. Niemiecka replika najprawdopodobniej też by nie była. Policja nie miała żadnych dowodów na poparcie tej historii. Skazany handlarz złotem, Juan Carlos Hernandez, również zeznawał, że jej nie przetopił.
Co więc zrobili Brazylijczycy? Wykonali kolejną replikę. Tak po prostu, by hołdować swej narodowej dumie. To oznacza, iż naprawdę gdzieś zaginął oryginał – bądź podróbka, która miała go udawać – a po świecie krążyły inne repliki. Zależnie od wersji – od dwóch do czterech. Tę wykonaną przez Birda odkupiła później sama FIFA.
Swoją drogą, jeśli to odpowiednio podliczycie, istnieje możliwość, że ta ostatnia – wykonana w Brazylii – była repliką repliki repliki. „Incepcja” przy tym to pikuś.
Simon Kuper:
– W 2006 roku zapytałem FIFA, czy myśleli, że trofeum wykonane przez Birda było oryginalnym Rimetem. Nie spodziewałem się odpowiedzi, ale biuro prasowe odpisało mi: „Tak, FIFA podjęła decyzję kupna, myśląc, iż jest to oryginalne trofeum”.
Możemy więc pisać, że w 1966 roku w Anglii ukradziono Puchar Świata. Możemy pisać, że odnalazł go pies. Możemy też pisać, kto był złodziejem, co robiła policja, jak reagowano na to w prasie i społeczeństwie. Ale nie możemy ze stuprocentową pewnością napisać: „to była oryginalna Złota Nike”. Bo tego nie wiemy.
SEBASTIAN WARZECHA
PS. Całkiem niedawno, podczas przeszukiwania swoich magazynów, pracownicy FIFA odnaleźli cokół oryginalnej statuetki. Kto wie, może za kilka lat znajdą też faktyczną Złotą Nike.
PRZECZYTAJ INNE TEKSTY Z CYKLU „COFAMY LICZNIK”
– Car Oleg. Bohater jednego meczu
– Futbol – wielka porażka Hitlera
– Wakacyjna miłość po włosku. Toto, król Italii
– 1986. Mundial w cieniu kolumbijskiej anarchii i meksykańskiej prowizorki
– Czy da się przegrać 1:10 i zachować twarz?
– Zaryzykować karierę i życie dla jednej sprawy. Chorwackiej sprawy