Mogło być mistrzostwo, gdyby Jaga zachowała dłużej gaz, którym imponowała na początku rundy, gdzie w porównaniu do niektórych drużyn wyglądała fizycznie jak reprezentacja Hulków. Ale wicemistrzostwo to i tak sukces Jagi, potwierdzającej, że jej miejsce jest w ścisłym topie polskiej piłki.
MOCNY PUNKT
Ireneusz Mamrot. Może i był to sezon, w którym wyścig o mistrzostwo Polski przypominał grę „Poldek Racer”.
Może i w pewnym momencie wstyd było sprawdzać ligowe wyniki, bo wszyscy aspirujący do końcowego triumfu kaleczyli piękny sport jakim jest piłka nożna.
Ale dziś, na spokojnie, z pewnego dystansu, trzeba po prostu docenić, że Jagiellonia do ostatniej kolejki biła się o tytuł. Mało kto – w sumie, ktokolwiek? – wróżył im taki scenariusz. To miał być sezon tranzytowy. Objęcie fuchy po Probierzu jawiło się jako najgorsza możliwa praca w polskiej piłce, bo wejść w buty trenera żegnanego sektorówką i fetą jest cholernie ciężko, szczególnie że ten trener dopiero co rozbudził oczekiwania.
A jednak Ireneusz Mamrot udźwignął te ciężary, otwierając na oścież wrota do Ekstraklasy trenerom z niższych lig, pokazując, że Polacy nie gęsi i swoich szkoleniowców mają, i to nie tylko tych, którzy od lat wożą się na trenerskiej karuzeli. Mamrot dał się poznać jako człowiek, który ma w zanadrzu niejednego taktycznego asa w rękawie – zwycięstwo na Legii to pokłosie totalnego zaskoczenia warszawian – nie boi się grać odważnie, ofensywnie, a nade wszystko potrafiącego zjednać wokół siebie zespół. Ilu jest szkoleniowców, którzy mają warsztat, a którzy nie potrafią go wprowadzić w życie, bo po prostu nie panują nad szatnią? Mamrot do nich nie należy. Umie dotrzeć do swoich zawodników i wie jak pomóc im, by zrobili kolejny krok w karierze. Jaga jest w pewnych rękach.
PIĄTA KOLUMNA
Gra u siebie w rundzie finałowej. Moglibyśmy narzekać na brak skutecznej dziewiątki, moglibyśmy zarzucić to i owo Pospisilowi, który miewał dobre mecze, ale nawet nie zbliżył się do roli kreatora gry, w której musiał go wyręczać skrzydłowy Novikovas. W praktyce jednak to wszystko nie miałoby znaczenia, bo mankamenty udawało się pokryć w inny sposób, vide eksplozja formy wspomnianego Novikovasa czy bardzo solidny blok obronny. Do mistrzostwa zabrakło zwycięskiego meczu z presją na finiszu. Wyniki:
1:2 z Górnikiem
0:1 z Wisłą Kraków
0:0 z Legią Warszawa
2:1 z Wisłą Płock
A należy pamiętać, że gdyby nie błędy sędziów, z Wisłą Płock zapewne też by polegli. Jeśli to weźmiemy pod uwagę, mamy jedno wielkie fiasko.
Piłkarze Mamrota latem muszą przerzucać ciężary nie na siłowni, ale głównie w głowie. Póki gonili króliczka, żarło. Gdy przyszło uciekać, a wychodzili na boisko z łatką faworyta, zaczęli grać na miękkich kolanach.
NAJWIĘKSZE POZYTYWNE ZASKOCZENIE SEZONU
Novikovas. Wiedzieliśmy, że to nie jest głupi grajek. Ale w tym sezonie bywały dni, gdy wyglądał jak najlepszy piłkarz ligi. Później przypominał sobie, że jednak nowym Robbenem nie jest, ale jednak zanotował wielki progres. Chyba nikt nie spodziewał się, że po odejściu Vassiljeva to właśnie on weźmie Jagę za rogi i będzie najbardziej poczuwał się do odpowiedzialności w trudnych momentach. Najlepszy strzelec, najlepszy asystent – można powiedzieć, że brakowało mu momentami wsparcia. Ale kto wie, może dzięki temu, że go brakowało, odkrył, że może brać na siebie znacznie większy ciężar gry niż okazjonalny drybling i wrzutka?
NAJWIĘKSZE ROZCZAROWANIE
Mimo wszystko Cillian Sheridan. Gdy wszedł do ligi, z miejsca stał się jej gwiazdą, pokazując czystą jakość – zawodnika silnego, umiejącego walczyć z defensorami, potrafiącego zasunąć głową z podwórkowej całej pety, ale też inteligentnego, szukającego sprytnie wolnych przestrzeni, nie bojącego się też wrócić i pomóc kolegom w rozegraniu. Wszechstronny, wiele umiejący zawodnik, przez większość sezonu jednak znajdował się na marginesie drużyny, zawodząc, nie potrafiąc przełożyć na mecze swojego niepodważalnego potencjału. Teoria, że Jaga ze skutecznym Sheridanem sięgnęłaby po mistrzostwo, nie jest szczególnie ryzykowna.
ABSURD SEZONU
Ten pełen rozmachu rzut rożny.
Fenomenalnie rozegrany rzut rożny przez drużynę Jagiellonii. Modern football. #WeszloFM #JAGCRA pic.twitter.com/2DIAQcDIOY
— Domino (@cichdom) 17 lutego 2018
Ale można potraktować się z dystansem? Można.
Słynny rzut rożny @Jagiellonia1920 z Cracovią nie był przypadkowyMamy sporo podobnych rozwiązań i nie raz jeszcze zaskoczymy rywali pic.twitter.com/SN4ISFR0kL
— Kamil Świrydowicz (@KamilSwir) 21 lutego 2018
OPINIA EKSPERTA
„Znowu drugi. Nawet jak pierwszy w tym sezonie byłem, czułem się jak drugi. W przyszłym sezonie także drugi?”
A. Miauczyński.
SZALENIE ISTOTNY FAKT
Średnia frekwencja na Jagiellonii wyniosła w tym sezonie 10 991 kibiców. To o 18.5 procenta mniej niż przed rokiem. Jaga zajęła dopiero piąte miejsce w tabeli frekwencyjnej, za Wisłą Kraków, a tuż przed Lechią i Śląskiem.
Źródło: European Football Statistics
SEZON OKIEM WESZŁO
SONDA
WERDYKT
To mógł być historyczny, mistrzowski sezon. Prawda jest taka, że szansa była być może jeszcze większa niż przed rokiem, bo choć tam Jaga w ostatnich dziesięciu minutach rozdawała karty, tak tutaj, gdyby nie spadek formy w drugiej części rundy wiosennej, mogła być ligowym krupierem przez cały finisz.
Ale i tak mówimy przecież o klubie, którego sukcesy utożsamiano z osobą Michała Probierza. Mamrot pokazał, że to mit, bo Jaga jest dziś po prostu mocnym, porządnie zorganizowanym klubem, który na dobre doszlusował do ligowej czołówki. Niektórzy dziwili się, że Jagiellonia zorganizowała wicemistrzowską fetę. Tak naprawdę takie zdziwienie jest największym dla niej komplementem: Jaga przez dekady była zespołem marginalnym, który marzył o grze w starej I lidze. Gdy spadała, robiła to z hukiem. Jeszcze przed kilkoma laty organizacja stała na poziomie chałupniczym. Dzisiaj niektórych dziwi ich radość, a ta wynika z pamięci, że jeszcze nie tak dawno Jagiellonia potrafiła grać w IV lidze pod nazwą „Wersal Podlaski”. Teraz przeżywa najlepszy okres w swojej historii.
Źródło: Wikipedia
***
Zapraszamy też do naszego radiowego omówienia sezonu w Jadze.