Trudno było się nie zaśmiać, gdy zimą GKS Tychy sprowadził Edgara Bernhardta i Keona Daniela, zwłaszcza że niewiele wcześniej mówiono o pójściu śladami Górnika Zabrze w stawianiu na młodzież. Wyszło jednak na to, że dziś szefowie klubu i trener Ryszard Tarasiewicz mogą mówić: a jednak nie braliśmy złomu!
O ile pozyskanie do bramki Konrada Jałochy od razu zostało pozytywnie odebrane, o tyle zakontraktowanie tej dwójki większość kibiców odebrała jako działania na granicy sabotażu. Oto do drużyny, która zamiast walczyć o awans broniła się przed spadkiem, przyszli 32-letni reprezentant Kirgistanu i 31-latek z Trynidadu i Tobago. Bernhardt przez trzy i pół roku, które minęły od jego odejścia z Cracovii, zdążył zaliczyć sześć klubów – w tym nawet z Tajlandii i Omanu. W pierwszej rundzie szybko poszedł w odstawkę w Stali Mielec. Przychodzący pod koniec stycznia Daniel od czerwca pozostawał bez zatrudnienia po odejściu z Miedzi Legnica. Jego jedynym atutem na starcie był fakt, że pracował pod okiem Tarasiewicza. Przyznacie, że wyglądało to wyjątkowo mało optymistycznie.
Jeszcze raz przekonaliśmy się jednak, że futbol bywa zaskakujący. Obaj obcokrajowcy szybko stali się ważnymi postaciami GKS-u, który wiosną punktuje najlepiej w całej I lidze. Daniel grałby wszystko od deski do deski, gdyby nie czerwona kartka w Bytowie i konieczność pauzy w następnej kolejce. Przeważnie jego gra mogła się podobać, był liderem drugiej linii. Czasami jest aż nazbyt pewny siebie i za długo holuje piłkę, ale uznajmy, że na tym poziomie nie ma piłkarzy bez defektów.
Bernhardt na razie zaliczył 12 występów, zdecydowaną większość w pierwszym składzie. Strzelił gola z Ruchem Chorzów. Pokazał swoje dobre wyszkolenie, piłka nie przeszkadza mu w grze. W jego przypadku nie ma aż takiej jednomyślności, że okazał się tak dużym wzmocnieniem jak Daniel, ale trener z obu jest zadowolony.
Efekt? W środę kontrakty tych zawodników zostały przedłużone na kolejny sezon. Swoją drogą, taki ruch działaczy sugeruje chyba, że podpisanie nowej umowy z Tarasiewiczem to już formalność.
Gdyby ktoś nam powiedział na początku lutego, że tak to będzie wyglądało pod koniec rundy, uznalibyśmy, że nosi różowe soczewki kontaktowe…
Fot. newspix.pl