Cierpliwość. W dopiero co zakończonym sezonie kibice Śląska odmieniali to słowo co rusz przez wszystkie przypadki. Ba, momentami odnosiliśmy wrażenie, że wytrenowali ją lepiej niż poszczególni Wojskowi grę w piłkę. Oczywiście tylko niektórzy, bo wyniki sportowe miały przełożenie na biletowe wyniki sprzedażowe. No ale czy można się temu dziwić skoro wrocławianie przez większą część rozgrywek kasztanili co się dało i dopiero na finiszu zaczęli prezentować się godnie?
MOCNY PUNKT
Tych, którzy nie zawodzili przez cały rok moglibyśmy zliczyć na palcach jednej ręki i pewnie jeszcze zostałyby jakieś wolne. Jednak jeśli już kogoś dało się w miarę regularnie komplementować, to napastników. Zarówno bowiem Marcin Robak, jak i Arkadiusz Piech wydatnie przyczynili się do tego, aby Śląsk utrzymał się w Ekstraklasie, a potem sprawnie odjechał potencjalnym spadochroniarzom. Panowie najpierw ze sobą konkurowali o miejsce w składzie, potem wymieniali się pod względem wykonywania swoich zadań, aż w końcu zaczęli nawet umiejętnie współpracować. Bo nawet gdy jeden się zacinał – na przykład Robak w listopadzie i grudniu – to drugi w tym samym czasie ładował sztukę za sztuką. Kiedy natomiast obaj znajdowali się na boisku, pracowali na wzajemną korzyść. A to Piech pressingiem, a to Marcin pojedynkami powietrznymi i grą tyłem do bramki… Cóż, mimo iż wrocławianie mogą zaliczyć ten sezon do straconych, to akurat duetowi wiekowych już napastników mogą tylko bić brawo oraz dziękować za obronienie klubowej godności. Mamy do czynienia z najskuteczniejszą parą snajperów w Polsce, wszak razem uzbierali aż 30 goli, wliczając Ekstraklasę oraz Puchar Polski. Szkoda tylko, że młodsi już nie będą…
PIĄTA KOLUMNA
Krótko, bo nieco ponad rok, wytrzymał Adam Matysek na stołku dyrektora sportowego Śląska i szczerze mówiąc nie dziwimy się. Przyjmując skalę szkolną zasłużył co najwyżej na dwóję i to nieco fartownie, ze względu na to, iż pod koniec sezonu Wojskowi niespodziewanie odpalili – na przykład Jakub Kosecki zagrał kilka świetnych spotkań, ogarnął się nawet Igors Tarasovs, choć przez większość sezonu obaj kopali się po czołach. Dobrym transferem był także Arkadiusz Piech, ale poza tym? Bida z nędzą. Bida, ponieważ niektórzy zawodnicy ponoć kasowali niezłe sumki, na które Śląsk nie było stać, a nijak nie przekładało się to na ich poziom sportowy. Nędza, bo… No sorry – Kamil Vacek, Tim Rieder, Mateusz Lewandowski, Djordje Cotra, Dragoljub Srnić czy Boban Jović z różnych względów nie wzmocnili zespołu. Jović czy Cotra głównie przez kontuzje, więc tu Matysek by się nawet obronił, ale inni byli po prostu ciency jak dupa węża.
Groteskowego charakteru całej sytuacji nadaje fakt, iż były już dyrektor szczycił się dokonanymi transferami, a kilka miesięcy później zrzucał winę za nietrafione zakupy na Jana Urbana. Ciekawe czy do dzisiaj zdążył już ustalić jedną wersję sam ze sobą… A przecież do jego CV możemy dorzucić jeszcze to:
Nic dziwnego, że tak szybko przyszła kryska na Matyska.
NAJWIĘKSZE POZYTYWNE ZASKOCZENIE SEZONU
Nie to żebyśmy twierdzili, iż Mateusz Cholewiak okaże się jakimś wybitnym kasztanem, bo to byłaby przesada. Ale z drugiej strony nie podejrzewaliśmy tym bardziej, że wejdzie do Ekstraklasy zupełnie bez kompleksów i okaże się tak dużym wzmocnieniem dla Wojskowych. W I lidze, w barwach Stali Mielec, występował na skrzydle, strzelając 7 goli w 15 spotkaniach, co oczywiście imponowało, aczkolwiek wcale nie dawało gwarancji, iż poziom wyżej również będzie takim kozakiem. Kibice Śląska martwili się o losy zespołu, ponieważ jesienią i zimą ekipę pustoszyły kontuzje, wielu graczy spisywało się poniżej oczekiwań, a na ratunek ściągano faceta z poziomu niżej. Obawy były uzasadnione. Tymczasem Mateusz nie dość, że okazał się wartościowym i bardzo solidnym zawodnikiem, to jeszcze udowodnił jakość na zupełnie nowej dla niego pozycji. I newralgicznej w drużynie – na lewej obronie. Piękny gol z Sandecją to jedno, drugie – trzeba go pochwalić za to jak szybko zaadaptował się do nowej roli, odpowiedzialnie wykonywał nowe obowiązki, sprawiając tym samym, iż we Wrocławiu przestano tęsknić za Cotrą, zaś Augusto przestawiono do środka pola. Póki Tadeusz Pawłowski będzie szkoleniowcem Śląska, Cholewiak raczej nie ruszy się z boku defensywy, ani nie straci tak szybko zaufania trenera.
NAJWIĘKSZE ROZCZAROWANIE
Vacek czy Riera? Riera czy Vacek? Cholera, naprawdę trudny wybór. Na (nie)korzyść Hiszpana w tym zestawieniu przemawia jego głupota. Jasne, wkurzyć sie może każdy, to naturalne, ale nawet Diego Costa nie jest takim frustratem, by w przypływie emocji naruszać nietykalność sędziego. Brawo Sito, świetnie zawalczyłeś o nowy kontrakt! Zamiast spiąć się na wiosnę tak jak na przykład Jakub Kosecki, rozgrywający zapewnił sobie szybsze wakacje, bo dostał pięć meczów kary – czyli do końca sezonu. Inna sprawa, że nie tylko z tego powodu umieściliśmy go w rubryce rozczarowań. Riera bowiem na przestrzeni całego sezonu nie strzelił ani jednego gola i bardzo rzadko posyłał kluczowe podania. Uzbierał ich tylko 6. i pod tym względem w ligowej stawce znalazł się tak daleko, że nawet z lornetką nie możemy się go doszukać. Ratują go nieco 4 asysty, ale ogólne wrażenie pozostaje niezmienne – od gościa, który miał być mózgiem Śląska, wymagaliśmy, by używał go znacznie częściej.
A to sytuacja gorsza o tyle, iż również inny zawodnik o podobnej charakterystyce i zadaniach kompletnie zawodził. Kamilovi Vackowi co prawda nie odłączono prądu w głowie i nie zakończył sezonu w równie spektakularny sposób co Sito, lecz liczbowo także wygląda marnie. Jedna asysta oraz dwa kluczowe podania? Tragejszon, jak to “śpiewała” Natasza Urbańska. Aż dziwne, że wrocławscy fani nie wywieźli go po którymś z meczów na taczce… Jeszcze jeden props z cierpliwość!
ABSURD SEZONU
Mamy XXI wiek, 2018 rok, społeczeństwo ma jobla na punkcie bycia fit, siłowni, zdrowego żarcia i tym podobnych. Sportowcy stanowią wzory dla dzieciaków, fani naśladują ich już nie tylko na boiskach, lecz także pod względem codziennych zwyczajów. Robert Lewandowski to najlepszy przykład. Chociaż gdyby jego żona dowiedziała się, jakie zwyczaje żywieniowe panowały swego czasu w Śląsku, przeżegnałaby się stopą. Otóz na początku sezonu trzech zawodników wrocławskiego zespołu – Arkadiusz Piech, Michał Chrapek oraz Mateusz Mak – zostało przyłapanych jak w środku nocy gdzieś na mieści pałaszują kebaby. Wiadomo, każdy ma czasem chrapkę (hehe) na jakiś fast-food, ale dla profesjonalnego sportowca jedzenie takiego śmieciowego żarcia raczej nie jest wskazane, tym bardziej w środku nocy. Na zawodników spadła oczywiście fala krytyki, szydery, niektórzy nawet bronili ich, bo to przecież też ludzie – czemu trudno zaprzeczyć – lecz nie oszukujmy się, w związku z tą sytuacją nie wypadli najkorzystniej. Następnym razem… Lepiej żeby go nie było, ale jeśli już, to niech przynajmniej panowie lepiej się kryją przed kibicami-paparazzi.
@K_Stanowski Dieta Chrapka, Maka i Piecha. Rynek we Wrocławiu, ponoć druga w nocy. pic.twitter.com/jL2tlkAuVr
— KrzysztofLewandowski (@krzysztof_jap) 5 sierpnia 2017
MOMENT SEZONU
Wcześniej wspomnIany Cholewiak szybko natrzaskał sobie pasek gamebreakera jak w Fifie Steet, zamienił się w Roberto Carlosa i pieprznął takiego gola, że klękajcie mieszkańcy gminy Żabno narody. Tym samym:
– Śląsk wygrał 1:0 z Sandecją, zapewniając sobie w miarę bezpieczną przyszłość w grupie spadkowej
– Zwyciężył pierwszy raz od 9 meczów i 4 miesięcy
– Przełamał passę trenera Pawłowskiego, która trwała już 20 ligowych spotkań bez zwycięstwa
– Rozpoczął serię kolejnych 7 starć bez porażki, z czego wrocławianie wygrali 6.
– Tym samym o wrocławskim obiekcie możemy mówić jako o twierdzy, ponieważ w 2018 roku nie wygrał tam żaden gość
OPINIA EKSPERTA
– Jest pan zadowolony z pracy Adama Matyska?
– Moim zdaniem to najlepszy dyrektor sportowy w całej historii Śląska. Świetnie zna środowisko piłkarskie w Polsce i za granicą, potrafi niezwykle twardo i efektywnie negocjować transfery na rzecz klubu.
Niezapomniany wywiad z eks-prezesem Śląska, Michałem Bobowcem. Mamy propozycję – jeśli tak lubi wciskać kibicom kit, to może powinien zostać monterem okien?
SZALENIE ISTOTNY FAKT
Nikt nie chciał kupić Mateusza Lewandowskiego za symbolicznego zeta. Z transferu do KTS Weszło też wyszły nici.
SEZON OKIEM WESZŁO
SONDA
WERDYKT
Wiadomo, że nie należało wymagać cudów od Śląska Wrocław, ale z tak doświadczoną ekipą – z jedną z najstarszych wyjściowych jedenastek w ekstraklasie – oczekiwaliśmy od niego znacznie spokojniejszego roku. Może nawet wejścia do górnej ósemki? Oczywiście nie w roli kandydata do gry w europejskich pucharach, nie szalejmy. Jednakże zaliczenie kilku wyjątkowo przykrych serii (pisaliśmy o nich wyżej) sprawiło, iż do końca sezonu zasadniczego Wojskowi bili się o utrzymanie. Po 30. kolejkach niby byli na 11. miejscu, aczkolwiek ich przewaga nad strefą spadkową wynosiła tylko 2 oczka. Dopiero w grupie spadkowej Śląsk odpalił, uratował się, odzyskując rozum i godność człowieka. Mamy więc dysonans – z jednej strony przez większość roku ekipa najpierw Jana Urbana, a potem Tadeusza Pawłowskiego grała wyjątkowo słabo. Z drugiej zaś zaliczyła piorunującą końcówkę. Sternicy klubu ten sezon powinni potraktować jako poważną nauczkę na przyszłość względem organizacji drużyny. Kibicom natomiast nie dziwimy się, że z nadzieją patrzą w jutro, wszak wiosną wrocławianie grali zarówno całkiem ładnie jak i skutecznie. Nie jest to wykluczone, iż w przyszłym sezonie choćby Kosecki czy Tarasovs jeszcze przydadzą się drużynie, a pieniądze w ich zainwestowane zwrócą się w postaci bramek lub dobrych interwencji. Pod koniec pokazali, że sporo umieją. Dodajmy do tego paru młodych chłopaków, którzy również udowodnili, iż piłkę kopać potrafią i proszę – już jest z czego rzeźbić.