Pol Llonch, jeden z najlepszych zawodników Wisły Kraków, jeden z tych, wokół których Carillo chciał budować zespół na przyszły sezon, nie dogadał się z Białą Gwiazdą. Wszystko rozbiło się o kwotę za podpis nowego kontraktu. Zamiast pod Wawelem, będzie grał w przeciętniaku Eredivisie.
Co tu kryć – jest to poważne osłabienie Wisły. Llonch był walczakiem środka pola, wiślackim pitbullem. Pracusiem, który nigdy nie odpuszczał, notował dziesiątki odbiorów. Prawie nigdy nie schodził poniżej ponadprzeciętnego ligowego poziomu. Takiego zawodnika chciałby u siebie każdy trener Ekstraklasy. Wisła Kraków ma właśnie w środku pola wielką dziurę do zasypania.
Trudno się dziwić więc, że według doniesień, Carillo jest wściekły. Nie mniej wściekli są kibice Białej Gwiazdy. Bo przecież to, że Hiszpan odchodzi, jest tylko wisienką na skwaśniałym torcie. Jeden z liderów odchodzi zupełnie za darmo. Wisła przegrała walkę o niego nie z Realem Madryt, tylko z totalnym holenderskim przeciętniakiem, Willemem II Tilburg, a przecież cała Eredivisie w ostatnich latach mocno osłabła.
Na ten moment z Wisły odeszli: Llonch, Cywka, Głowacki, Brożek, Ivan Gonzalez, Mitrović, a Brlek wraca do Genoi. Za chwilę zawinie się też pewnie Carlitos. Z zespołu, który do ostatniej kolejki bił się o puchary, nie zostanie wiele. Carillo musi budować od nowa, zgrywając nowe twarze, aklimatyzując je w Ekstraklasie, licząc, że znalazł wartościowych następców. W naszych warunkach i przy budżecie Wisły, o następcę Lloncha łatwo nie będzie.
Sprawa z Llonchem przede wszystkim każe zadać pytanie o ambicje Białej Gwiazdy. Miniony sezon rozbudził nadzieje, fani wierzyli, że Wisła znowu będzie marką, która będzie bić się o przynajmniej europejskie puchary. Niezdolność do zatrzymania Lloncha i to gdzie poszedł, stawia tę wizję pod znakiem zapytania.
Fot. 400mm.pl