W czterech z pięciu ostatnich klubów, w których pracował, udawało mu się sięgać po mistrzostwo kraju. I choć zmagał się w tym czasie z presją oczekiwań premiera Włoch, rosyjskiego multimiliardera czy arabskich szejków, kto wie, czy najtrudniejsze wyzwanie to nie to, którego Carlo Ancelotti właśnie się podjął. Co innego wygrać bowiem ligę francuską z PSG czy niemiecką z Bayernem, a co innego sprawić, że wybuchnie Wezuwiusz.
To oczywiście odniesienie do Marka Hamsika, który stwierdził swego czasu, że gdy Napoli zostanie ponownie mistrzem Włoch, słynny wulkan obudzi się ze snu. W przeciwieństwie do Maurizio Sarriego, z którym klub Piotra Zielińskiego i Arkadiusza Milika pożegnał się w związku z podpisaniem umowy z Ancelottim, Carletto doskonale wie, jak smakuje pierwsza pozycja w lidze. I to zarówno w Serie A, którą wygrywał jako trener i zawodnik Milanu, a także jako piłkarz Romy, jak i w Bundeslidze, Ligue 1 czy Premier League. Jedyne rozgrywki, w których nie triumfował mimo podjęcia próby, to Primera Division. Tyle że w zamian dał kibicom Realu Madryt upragniony 10. triumf w Champions League.
Trudno oczywiście pozbyć się wrażenia, że Napoli niekoniecznie jest klubem z półki, która interesowałaby Ancelottiego jeszcze rok temu. No ale fakty są takie, że Carlo Ancelotti nie przychodzi do Neapolu jako wielki zwycięzca, tylko jako gość, któremu kompletnie wymknęła się szatnia Bayernu. Który doprowadził do stanu, w którym bez ceregieli krytykowali go Thomas Muller, Arjen Robben czy Franck Ribery. Przypomnijmy:
– Byłem zaskoczony, że znalazłem się na ławce. Doprawdy nie wiem, czego oczekuje ode mnie trener, co chce zobaczyć w moim wykonaniu…
Thomas Muller po ligowym meczu z Werderem Brema, kiedy został przez Ancelottiego posadzony na ławce.
***
– Czy wy, zawodnicy, stoicie murem za Ancelottim?
– Nie odpowiem na to pytanie.
Arjen Robben przed meczem z PSG.
***
– Lepiej dla mnie będzie, jeśli nic na ten temat nie powiem.
Franck Ribery po meczu z PSG, pytany o decyzję Ancelottiego o posadzeniu go wśród rezerwowych.
Pozytyw jest taki, że w Neapolu nie trafi na szatnię, z której aż bucha ego poszczególnych piłkarzy. Próżno w niej szukać zawodników „wygranych”, nawet taki Dries Mertens, niekwestionowana gwiazda Serie A, tak naprawdę żadnego znaczącego tytułu w swojej karierze nie zdobył.
Wciąż jednak jest to posada podchwytliwa. Oczekiwania są bowiem jasne – scudetto, pierwsze od czasów Maradony. A przecież już w tym roku pod batutą Sarriego Napoli kończyło sezon z 91 punktami, czyli zdobyczą, która wystarczała Juventusowi do sięgnięcia po tytuł w dwóch poprzednich sezonach. W obecnym nawet tak pokaźny dorobek okazał się zbyt mały. Ancelottiemu z pewnością trudno będzie jeszcze tę liczbę podkręcić, w XXI wieku tylko w trzech przypadkach mistrz miał powyżej 91 „oczek”. Wygląda więc na to, że w równej mierze co na swoich wynikach, Carletto będzie musiał polegać na tym, by Juventus po prostu potknął się tych parę razy więcej.
Stawką jest jego nadszarpnięta po Bayernie trenerska reputacja. Jeśli odniesie sukces, wróci do czołówki menedżerskiej ekstraklasy, jeśli zawiedzie – będzie mu bardzo trudno o kolejną robotę w klubie pokroju tych kilku, które prowadził przed Napoli.
fot. NewsPix.pl