Reklama

Hubert Hurkacz po raz pierwszy zagra w Wielkim Szlemie

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

24 maja 2018, 21:10 • 3 min czytania 5 komentarzy

Nie będziemy owijać w bawełnę: singiel mężczyzn w naszym kraju stał w ostatnich latach na słabym poziomie. By nie rzec, że beznadziejnym. Jerzy Janowicz po wyleczeniu jednej kontuzji od razu wpadał w drugą, Michał Przysiężny podobnie, Łukasz Kubot na stałe poszedł w grę podwójną, zresztą słusznie. Dziś Hubert Hurkacz dał nam nadzieję na lepsze czasy.

Hubert Hurkacz po raz pierwszy zagra w Wielkim Szlemie

Od razu uprzedzimy zarzuty: to nie jest tak, że nazwisko Huberta znamy od kilku godzin. Zresztą całkiem niedawno pisaliśmy o nim większy tekst , do którego odsyłamy, jeśli chcielibyście dowiedzieć się o tym chłopaku znacznie więcej. A naprawdę warto, bo – jeśli dalej będzie rozwijać się tak, jak do tej pory – to może osiągnąć całkiem przyzwoite wyniki.

Choć powinniśmy chyba napisać, że ten przyzwoity już osiągnął – awansując dziś do pierwszej rundy French Open. Jasne, z perspektywy wielu zawodników to żadne wydarzenie, ale dla Huberta – życiowy sukces. To pierwszy raz, kiedy przebrnął przez kwalifikacje do imprezy tego kalibru. Zresztą udało mu się to już przy drugiej próbie, więc na pochwały zdecydowanie zasługuje. Tym bardziej, że bardziej doświadczony Kamil Majchrzak po raz drugi poległ w pierwszym spotkaniu.

Przeciwnicy, których Hubert ograł po drodze, może nie byli najwybitniejszymi zawodnikami z drabinki, ale zdecydowanie mogli napsuć Polakowi krwi. Starszy od niego o rok Hugo Grenier, reprezentant gospodarzy, został odprawiony w dwóch łatwych setach, rozstawiony w kwalifikacjach (w przeciwieństwie do Hurkacza) Yannick Hanfmann poległ po dwóch tie-breakach i dopiero Marco Trungelliti – co ciekawe rankingowy „sąsiad” Huberta, znajduje się dokładnie jedno miejsce pod nim – urwał Polakowi seta.

Argentyńczyk to zresztą niezły kombinator, bo niemal co wymianę próbował zaskakiwać Hurkacza skrótem z forehandu. Piłka za siatkę, a potem niech się dzieje, co chce. Strategia w teorii dobra, bo polski tenisista jest całkiem wysoki (196 centymetrów), ale Hubert pokazał dziś, że potrafi znakomicie poruszać się po korcie. Zresztą w tym meczu działało u Polaka wszystko – forehand, backhand, smecze, gra kombinacyjna, skróty, loby, wyciąganie wymian z głębokiej defensywy. Jeśli gdzieś natraficie, to polecamy zobaczyć highlighty z tego spotkania, żeby przekonać się, jak bardzo wielofunkcyjnym graczem jest Hurkacz. Do tego grającym niesamowicie pewnie i dojrzale, zwłaszcza w kluczowych momentach. Polski tenis dawno nie miał takiego zawodnika.

Reklama

Bardzo cieszymy się z awansu Huberta, bo to dodatkowe emocje, których – tak nam się wydawało – miało nam nieco brakować w trakcie tego turnieju. Nie ma Agnieszki Radwańskiej, Łukasz Kubot i Marcelo Melo nie są w najlepszej formie, a pozostali debliści raczej sukcesów zapewnić nie mogą. Zostaje Magda Linette, która w pierwszej rundzie zagra z Zariną Diyas. W wielkim skrócie: Kazaszka to przeciwniczka do ogrania. Być może w turnieju znajdzie się jeszcze Magda Fręch, która jutro wyjdzie na kort w trzeciej, decydującej rundzie kwalifikacji. Gdyby wygrała, to – wraz z wejściem Huberta – połechtaliby nieco naszą narodową dumę. Nawet jeśli ograniczyliby się tylko do rozegrania po jednym spotkaniu w głównej drabince.

Z kim zagra Hubert? Tego też dowiemy się jutro. Czekamy na wszystkich zawodników z kwalifikacji, ale rozstrzał jest dość spory. Począwszy od Novaka Djokovicia i Dominica Thiema, przez tenisistów takich jak Jack Sock, po zawodników w stylu Mirzy Basicia, czyli gościa, który kwalifikować się nie musiał, ale zdecydowanie jest do ogrania. Sami nie wiemy, czy bardziej chcielibyśmy zobaczyć mecz z szansami na dalszy awans czy spotkanie z najlepszymi na świecie.

Reklama

Wiemy za to, że Hubert na pewno zagwarantuje nam duże emocje i walkę do ostatniego punktu. Wszystko, do czego doszedł teraz, wypracował sobie sam, wierzymy, że teraz czas na pierwsze zwycięstwo w turnieju głównym, a potem awans do pierwszej setki rankingu. Trzymamy kciuki.

Fot. Newspix.pl

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Inne sporty

Komentarze

5 komentarzy

Loading...