Może i Łukasz Fabiański spadł z Premier League. Ale był ostatnim, który na ten spadek zasłużył. Kibice “Łabędzi” do Polaka mogą mieć najmniej pretensji. Pokazują to nawet statystyki.
Obrazki po spadku chwytały za serce. Fabian we łzach – skąd my to znamy? Oczywiście z Euro 2016. Wtedy też nikt do Fabiańskiego nie mógł mieć pretensji. Karne z Portugalią? W tym roku upadł kolejny mit – Łukasz obronił w mijającym sezonie aż trzy jedenastki, nikt nie obronił więcej.
Dziś wpadła nam w ręce kolejna ciekawa statystyka, pokazująca, że Fabiański ma za sobą świetny sezon, a koledzy ciągnęli go w dół, notorycznie wrzucając na konia. Sto trzydzieści sześć skutecznych obron – to bilans Łukasza Fabiańskiego w sezonie 17/18 według analityków WhoScored.com. Wśród golkiperów pięciu najlepszych lig Europy, Fabian był trzeci, ustępując tylko Jackowi Butlandowi ze Stoke i Nicolasowi Andrade z Hellasu Verona.
I teraz spójrzmy na liczby bramek straconych przez Swansea. Watford, West Ham, Bournemouth, a nawet dziewiąte Leicester i ósmy Everton dały sobie ich wbić więcej. Raptem pięć goli mniej stracił Arsenal. Ale strzelając tylko 28 goli, trudno myśleć o zachowaniu ligowego bytu. Tutaj już Fabiański, wyróżniony nagrodą piłkarza roku Swansea, kumpli z szatni nie mógł poratować.
***
PRZECZYTAJ DUŻY WYWIAD Z “FABIANEM”: WYCISKAM ILE MOGĘ Z TEGO, CO MI JESZCZE ZOSTAŁO
Jeszcze parę lat temu angielskim kibicom kojarzył się z klopsami, których w barwach Arsenalu wysmażył co nie miara. Był „Flappyhandskim”, gościem, który – jak sam mówi – odegrał istny kabaret w Porto. Ale to właśnie dlatego historia Łukasza Fabiańskiego jest tak niesamowicie inspirująca. Wielu nie udało się do końca kariery odkleić negatywnych łatek. On tego dokonał – stał się niesamowicie istotną postacią reprezentacji Adama Nawałki, ulubieńcem kibiców Swansea, a także jednym z najbardziej cenionych fachowców w Premier League. W rozmowie z Weszło raz jeszcze przeżywa najpiękniejsze, ale i najtrudniejsze chwile w swojej karierze, dziś opowiadając o nich z dystansem i rozbrajającą szczerością.
(…).
Ważna jest też chyba świadomość tego, jak się prowadzić. Ty nigdy nie ukrywałeś, że jesteś łasuchem, że masz słabość do słodyczy.
Im człowiek starszy, tym mądrzejszy. Sam po sobie już widzę, że jak popuszczę pasa, to organizm od razu to ujawnia. Muszę się pilnować, zwracać uwagę na dietetykę. Wiem już, co mi szkodzi, co mi pomaga. Mam 33 lata, organizm nie wybaczy mi już tyle, co kiedyś, a przecież chcę wycisnąć ile mogę z tego, co mi jeszcze zostało. Nie chcę mieć wyrzutów sumienia, że gdzieś coś zawaliłem. Nie powiem, są dni gorsze, chwile słabości, ale uważam, że pod tym względem mocno się poprawiłem.
Wracając do mistrzostw – te w Rosji to też jedna z ostatnich szans, by być wreszcie pełnoprawnym numerem jeden od początku turnieju.
W 2006 było wiadomo, że jadę jako ten trzeci. Ale przed Euro, jak trener Nawałka powiedział, że postawi na Wojtka, byłem dość mocno sfrustrowany.
Dowiedzieliście się, kto będzie grać z Irlandią Północną jeszcze przed towarzyskim meczem z Holandią, gdzie Wojtek zagrał pełne 90 minut?
Nie, później. Ale każdy głupi by skumał, co jest grane. Oficjalnie trener powiedział nam, jaka jest jego decyzja dopiero we Francji. Ale nie byłem na tyle naiwny, by wierzyć, że skoro Wojtek zagrał cały mecz z Holandią, a ja połówkę z Litwą, to ja będę pierwszym wyborem.
Ta wasza rywalizacja trwa i trwa. Pół żartem, pół serio można powiedzieć, że rywalizujecie nawet o gości na imprezie urodzinowej.
No tak, mamy urodziny tego samego dnia, a nasze losy praktycznie cały czas się przeplatają, w sumie już od czasów Legii. A nawet Szamotuł, bo pamiętam, że jak byłem w MSP, to Wojtek przyjechał na jakieś letnie zgrupowanie. Media mają z tego radochę, bo to temat, którym można cały czas grać, rotacja u trenera Nawałki jeszcze bardziej go nakręca. Ale my darzymy siebie dużym szacunkiem.
Fot. FotoPyK