Lada dzień w Paryżu rozpocznie się French Open. Na kortach Rolanda Garrosa tym razem zabraknie Agnieszki Radwańskiej. Jej nieobecność w turnieju wielkoszlemowym jest mniej więcej równie szokująca, jak brak Realu czy Barcelony w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Fenomenalna seria Polki właśnie dobiegła końca z powodu kontuzji kręgosłupa. Ale Radwańska wciąż może się pochwalić wieloma innymi rekordami i osiągnięciami. O niektórych mogliście nie mieć pojęcia.
Krakowianka miała 17 lat, kiedy dzięki dzikiej karcie zadebiutowała w Wimbledonie 2006. Dla młodej Polki była to nagroda za wygranie rok wcześniej turnieju juniorek na londyńskiej trawie. Szansę wykorzystała znakomicie: bez straty seta dotarła do czwartej rundy, w której jednak musiała uznać wyższość wiceliderki rankingu, Kim Clijsters. Kilka miesięcy później przeszła kwalifikacje do US Open. Przez kolejne lata grała w turniejach wielkoszlemowych na podstawie rankingu, niemal zawsze ciesząc się rozstawieniem. Żeby była jasność: we wszystkich turniejach wielkoszlemowych z rzędu. Przez prawie 12 lat. W sumie od debiutu na kortach All England Lawn Tennis and Croquet Clubu zagrała w 47 turniejach Wielkiego Szlema, nie opuszczając ani jednego. Zaliczyła finał Wimbledonu, po dwa półfinały w Londynie i Melbourne, cztery ćwierćfinały w Australii, dwa w Wielkiej Brytanii i jeden we Francji. Tylko w USA nigdy nie przeszła 4. rundy, w której odpadała pięciokrotnie.
W sumie zaliczyła 124 zwycięstwa i 47 porażek. Oczywiście, są w cyklu WTA zawodniczki, które wygrały turnieje wielkoszlemowe, są takie, które maja na koncie więcej wygranych meczów w największych imprezach i takie, które mniej razy przegrywały. Ale nie ma ani jednej aktywnej zawodniczki, która zagrałaby w 47 turniejach Wielkiego Szlema z rzędu, choć musimy wspomnieć, że kiedyś Japonka Ai Sugiyama nie odpuściła kolejnych 62 imprez tej rangi. Cóż, tego rekordu Agnieszka nie pobije, choćby grała do czterdziestki. Ale w innych kategoriach zdecydowanie ma się czym pochwalić.
Od juniorki do gwiazdy
Agnieszka Radwańska nie była pierwszą polską tenisistką, która zwyciężyła w juniorskim turnieju wielkoszlemowym. Ale bez wątpienia była pierwszą, której udało się przełożyć sukcesy juniorskie na te w zawodowej karierze. Aleksandra Olsza (mistrzyni juniorskiego Wimbledonu 1995) oraz Magdalena Grzybowska (Australian Open 1996) dorosłej kariery na miarę możliwości z różnych powodów nie zdołały zrobić.
Radwańska była za to pierwszą reprezentantką Polski, która zdołała wygrać juniorskiego Szlema dwa razy. Po triumfie w Wimbledonie 2005, dołożyła wygraną na kortach Rolanda Garrosa rok później. Co ciekawe, w 2007 roku nazwisko Radwańska znów pojawiło się na trofeum za wygraną w Wimbledonie: juniorski turniej przy Church Road wygrała Urszula.
Ale co najważniejsze, tenisistka z Krakowa została pierwszą Polką (jak na razie niestety nadal jedyną), która wygrała zawodowy turniej. I – co jeszcze bardziej istotne – zdecydowanie na jednym nie poprzestała.
Specjalistka od demolek
Początek sierpnia 2007 roku był bardzo ważny dla polskiego tenisa. 18-letnia Agnieszka Radwańska, rozstawiona z dwójką w turnieju w Sztokholmie, przeszła przez całą imprezę bez straty seta. 5 sierpnia w finale zdemolowała 6:1, 6:1 Wierę Duszewinę, zgarniając historyczny, pierwszy tytuł rangi WTA dla siebie i dla Polski.
Wynik 6:1, 6:1 w finale zresztą jest bardzo ważny w opowieści o rekordach Radwańskiej. Okazuje się, że w całym cyklu WTA to Polka jest jedną z najbardziej dominujących zawodniczek i specjalistek od demolek. Za „demolkę” uznajemy w tym zestawieniu mecze zakończone wynikiem 6:0, 6:0 (klasyczny tenisowy „rower”), 6:1, 6:0, albo 6:0, 6:1 i właśnie wspomniane 6:1, 6:1 z finału w Sztokholmie.
Tak, wiemy, że wielu kibiców ma średnie zdanie o Radwańskiej. Że za mało siły, że słabe wyniki na igrzyskach, że nigdy nie wygra Szlema, że często na korcie ma minę, jakby miała wszystkiego dość, i tak dalej. I już słyszymy, teksty typu „zdominować to ona może najwyżej juniorkę”. Czy takie zdanie znajdzie potwierdzenie w statystykach? Cóż, niektórzy się pewnie mocno zdziwią, ale absolutnie nie…
Sprawdzamy wyniki Polki w turniejach rangi WTA. Radwańska 5 razy odsyłała rywalki na rowerze, 21 razy schodziła z kortu, przegrywając zaledwie 1 gema. Do tego zanotowała 27 wyników 6:1, 6:1. W sumie – 53 przypadki totalnej dominacji na korcie. I teraz – apel do wszystkich, który uważają, że Polka wygrywa na farcie – siądźcie wygodnie i spróbujcie odpowiedzieć ile zawodniczek zanotowało więcej demolek w cyklu WTA. Wiecie ile? Jedna. Serena Williams, czyli najlepsza zawodniczka w historii tej dyscypliny. I to wcale nie aż tak dużo więcej, bo w sumie 63 (7 razy rower, 26 razy jeden przegrany gem, 30 razy dwa gemy). A za plecami tej słabej, wątłej Agnieszki takie rakiety, jak Wiktoria Azarenka (44), Karolina Woźniacka (44), Maria Szarapowa (41), Venus Williams (35), czy Simona Halep (26). Robi wrażenie?
Szósta w tytułach, szósta w zarobkach
Idźmy dalej. Po Sztokholmie Radwańska wygrała jeszcze 19 turniejów, w tym kilka naprawdę sporych, jak choćby w Tokio, Pekinie, Dubaju i Miami. Zdołała także zwyciężyć w kończącym sezon turnieju Masters, co wcześniej nie udało się nikomu z Polski (Wojciech Fibak kilkadziesiąt lat wcześniej dotarł do finału). 20 turniejowych zwycięstw plasuje ją na szóstym miejscu wśród aktywnych zawodniczek. Więcej mają tylko siostry Williams (Serena 72, Venus 49), Maria Szarapowa (36), Karolina Woźniacka (28) i Petra Kvitova (24).
Bardzo podobnie wygląda także lista zarobków. W tym przypadku jednak nie porównujemy tylko aktywnych zawodniczek, a wszystkie, które kiedykolwiek zarabiały na życie machaniem rakietą tenisową. Trzeba w tym miejscu zaznaczyć, że współczesne tenisistki mają łatwiej o wyższe miejsce na liście, bo dziś po prostu płaci się więcej. Faktem jednak jest, że w czasie całej kariery z nagród na turniejach tenisowych więcej od Radwańskiej zarobiło tylko pięć zawodniczek. Polka podniosła z kortów całego świata 27,4 mln dolarów. O milion wyprzedza ja Wiktoria Azarenka, nieco ponad 30 uzbierała Woźniacka, 37,2 to wpływy z nagród Szarapowej. Stawkę znów deklasują siostry Williams: Venus 40, Serena 84 mln dolarów.
Kolejne osiągnięcie Radwańskiej także musi budzić ogromny szacunek. Jak doskonale wiadomo, dużo łatwiej jest wejść na szczyt, niż na nim pozostać. Wzloty i upadki zaliczają wszyscy sportowcy, z ikonami i legendami włącznie. Spektakularne okresy niższej formy notowali Michael Jordan, Mike Tyson, Tiger Woods – słowem: najwięksi.
Tymczasem Agnieszka Radwańska, od kiedy 21 października 2007 roku, w wieku 18 lat, awansowała z 31. na 26. miejsce w rankingu, nie opuściła czołowej trzydziestki notowania WTA przez ponad 10 lat, do stycznia bieżącego roku (ale teraz znów jest w Top 30). Inaczej mówiąc: w bardzo kontuzjogennym sporcie, w którym konkurencja jest niewyobrażalna, ta drobna dziewczyna weszła przebojem do światowej czołówki i utrzymała się w niej przez dekadę. Taką serią nie może się pochwalić nikt inny. Mało tego: Agnieszka ponad 7 z tych 10 lat spędziła w pierwszej dziesiątce, najwyżej na drugim miejscu.
Jak nie siłą, to techniką
Radwańska zawsze miała jeden podstawowy kłopot: nie była tak atletyczna, jak jej rywalki z kortu. Niedobory siły musiała więc nadrabiać kortową inteligencją i bajeczną techniką. To pozwoliło jej nie tylko na utrzymanie się tak długo na szczycie, ale także na zdobycie worka nagród.
W 2013 roku federacja WTA postanowiła wprowadzić konkurs na zagranie miesiąca. Z laureatek poszczególnych miesięcy, wybierana jest później jedna, która dostaje nagrodę za zagranie roku. Nie jest to może najważniejsza nagroda w świecie tenisa, ot, bardziej zabawa dla fanów i miłe wyróżnienie dla zawodniczek. No dobra, dla jednej zawodniczki. Bo choć co miesiąc wybierane są naprawdę różne popisowe akcje (niesamowite uderzenia, przykłady walki do upadłego, spektakularne loby, zagrania zza pleców i tak dalej), to koniec końców i tak najlepsza okazuje się Polka. Wiecie, coś jak z tym „22 facetów biega za piłką, a i tak wygrywają Niemcy”. Dość powiedzieć, że nagroda „Shot of the Year” została przyznana do tej pory pięć razy. Wszystkie statuetki stoją dziś w gablocie Agnieszki Radwańskiej! Pokażcie nam w dowolnej dyscyplinie sportu, albo dziedzinie życia kogoś, kto może się pochwalić taką serią!
A teraz rzućcie okiem na wyniki innego organizowanego przez WTA plebiscytu – „Fan Favorite Singles Player of the Year”, w którym miłośnicy tenisa z całego świata wybierają swoją ulubioną zawodniczkę. Nagroda jest wręczana od 2009 roku. Pierwszą edycję wygrała Jelena Dementiewa, drugą – Maria Szarapowa. A kolejnych sześć – aha, to nie pomyłka! – Agnieszka Radwańska. Sześć razy z rzędu! Jasne, wiemy, że w takich plebiscytach często daje o sobie znać mobilizacja polskich fanów w mediach społecznościowych. Ale – po pierwsze – tenis nie jest aż tak popularny w Polsce, po drugie – naprawdę głosują ludzie z całego świata, a po trzecie – kurde, sześć razy z rzędu!
Każda seria się kiedyś kończy. W ubiegłym roku ulubioną zawodniczką fanów została Simona Halep, Radwańskiej musiało wystarczyć trofeum za zagranie roku. W styczniu skończył się 10-letni nieprzerwany pobyt Polki w Top 30, teraz kończy się seria 47 Wielkich Szlemów z rzędu. Polka walczy z kontuzją kręgosłupa i chce być gotowa na ukochany Wimbledon. Oby na londyńskiej trawie udało jej się przerwać inną serię, tym razem niezbyt szczęśliwą. Od prawie roku, właśnie od turnieju na kortach przy Church Road, Agnieszka nie była w stanie wygrać więcej niż dwóch meczów w turnieju, choć próbowała już 15 razy. Zdecydowanie, tego rekordu lepiej by było nie śrubować…
JAN CIOSEK
Fot. Newspix.pl