Reklama

Przaśnie, absurdalnie, beznadziejnie. Witamy w Nowym Sączu!

redakcja

Autor:redakcja

22 maja 2018, 17:06 • 4 min czytania 19 komentarzy

O tym, że z Sandecją nie będziemy się nudzić, wiedzieliśmy tuż po jej awansie do ekstraklasy. Nie spodziewaliśmy się jednak, że będzie aż tak przaśnie, aż tak wesoło i aż tak słabo. „Sączersi” mieli całkiem udane wejście  w sezon, ale potem popadali w marazm, z którego miesiącami nie potrafili się wykaraskać. Z ligi spadają nie tylko, jako najgorszy, ale też najśmieszniejszy zespół. Jako trupa kabaretowa Sandecja mogłaby zajść całkiem wysoko. Jako (podobno) zespół piłkarski po prostu musiała osiąść na dnie.

Przaśnie, absurdalnie, beznadziejnie. Witamy w Nowym Sączu!

MOCNY PUNKT

W kraju ślepców jednooki królem. Sandecja jednookich miała aż dwóch i choć ostatecznie w niczym jej to nie pomogło, to ci zawodnicy zwyczajnie zasłużyli, by postawić ich ponad resztą. Aleksandar Kolew i Filip Piszczek może nie imponowali skutecznością, ale gdy już strzelali, to ich trafienia niemal zawsze coś Sandecji dawały. W meczach, w których Bułgar wpisywał się na listę strzelców „Sączersi zdobyli łącznie dziesięć punktów i ani razu nie przegrali. Każde z trzech spotkań, w którym zaliczył asystę, skończyło się zwycięstwem jego drużyny. Piszczek był trochę mniej produktywny, ale w ważnych momentach zazwyczaj był na miejscu. Wyróżniało go też końskie zdrowie, bo w każdym meczu biegał po boisku jak wściekły i zaangażowanie, którym dałoby się pewnie obdzielić połowę zespołu. Spadek w CV będą mieli już zawsze, ale nowy klub na poziomie ekstraklasy i tak znajdą bez większych problemów.

PIĄTA KOLUMNA

Stadion, a właściwie to jego brak. Sandecja cały sezon grała na wyjeździe, przy czym do obowiązkowych podróży po kraju dołożyła sobie nadprogramowe wypady do Niecieczy. Klub z całkiem dużego miasta (ponad 80 tys. mieszkańców) przez cały sezon był na łasce klubu z wioski, której nie uwzględnia nawet najdokładniejsza mapa. Dodajmy do tego opieszałość miejskich urzędników oraz nieustanne problemy z przebiciem się przez proceduralny mur i przestaniemy się dziwić, dlaczego kibicie w pewnym momencie po prostu się wkurwili. Po spadku do pierwszej ligi wiele w kwestii nowego obiektu dla Sandecji się nie zmieni. Na ostatniej sesji rady miasta radni przeznaczyli 730 tys. złotych na… przystosowanie stadionu do wymagań pierwszoligowych. Jeśli więc ktoś chciałby zapytać, do czego nadaje się sądeckie Camp Nou – śpieszymy z odpowiedzią. Do niczego.

Reklama

NAJWIĘKSZE POZYTYWNE ZASKOCZENIE

„Pozytywny” w połączeniu z „Sandecja” to niemal oksymoron, ale jeden jasny punkt udało nam się znaleźć. Adrian Danek do ekstraklasy wchodził, jako „syn prezesa”, a wychodzi z niej jako całkiem przyzwoity skrzydłowy, który w słabym klubie i w otoczeniu zawodników odpornych na kreatywność, potrafił wykręcić niezłe liczby. Bramki (trzy) i asysty (cztery) podobnie zresztą, jak Kolew, notował głównie w meczach, w których Sandecja zdobywała punkty, co pozwala stwierdzić, że był kluczowym elementem sądeckiej układanki. Przede wszystkim jednak to właśnie Danek był autorem pierwszego gola w historii Copa Del Gmina Żabno, co z jakichś powodów przeszło bez większego echa. Miał grać, bo tata siedział w klubie, a grał, bo po prostu umiał. Wcale się nie obrazimy, jeśli on też znajdzie sobie klub w ekstraklasie na nowy sezon.

NAJWIĘKSZE ROZCZAROWANIE

Mateusz Cetnarski to oczywisty wybór. Gość jeszcze nie tak dawno potrafił kończyć sezon z dwucyfrową liczbą goli i asyst, a w Nowym Sączu totalnie się rozkraczył. Z założenia być reżyserem gry i mózgiem całej drużyny. Skończył jako rozmemłany turysta, któremu nie chce się zwiedzać. Na tle siermiężnych zawodników pokroju Barana czy Kasprzaka mógł i powinien był błyszczeć. Tylko jak, skoro miał totalnie wyłożone? Na piłkę, na siebie i na Sandecję też.

ABSURD SEZONU

Oczywiście Freddy Adu i najśmieszniejsze testy w długiej historii polskiej piłki, które na dobre zdefiniowały Sandecję jako klub całkowicie niepoważny. Krótka wizyta Amerykanina w Polsce stała się przyczyną konfliktu:

Reklama
  • trenera z prezesem

  • trenera z dyrektorem sportowym

  • trenera z rzecznikiem prasowym

Sandecja, zapraszając do siebie Adu, chciała się trochę wypromować, ale zamiast tego klub zrobił z siebie pośmiewisko. I nie chodzi o samego zawodnika, ale o to, co i jak mówił w mediach Radosław Mroczkowski (który znał wszystkie szczegóły tej operacji) oraz co na Twitterze wypisywał Arkadiusz Aleksander. Taka farsa nawet w ekstraklasie nie zdarza się często.

MOMENT SEZONU

Zrzut ekranu 2018-05-22 o 11.06.06

Fred Flintstone  Radosław Mroczkowski podczas treningu Sandecji otrzymuje od kuriera kwiaty.

OPINIA EKSPERTA

My swój cel z Adu osiągnęliśmy już pięć minut po jego wylądowaniu na lotnisku – Arkadiusz Aleksander o celach Sandecji. O realizacji w sumie też.

SZALENIE ISTOTNY FAKT

Po spadku z ekstraklasy Sandecja szykuje się do otwarcia sklepu kibica.

SEZON OKIEM WESZŁO

via GIPHY

SONDA

[yop_poll id=”91″]

WERDYKT

Prezes obrażający się o słowo „przaśny”. Dyrektor od niczego, którego wszyscy biorą za najważniejszą osobę w klubie i nawet Ekstraklasa S.A. adresuje swoje pisma na jego nazwisko. Żenująca seria dwudziestu dwóch meczów bez zwycięstwa. Transfery Gricia czy Pietrzkiewicza i wpuszczanie ich na boisko. Absurdy, komedie, konflikty. Sporo tego jak na jeden sezon, a przecież to w gruncie rzeczy dopiero początek listy. Sandecja może i wniosła do ligi trochę kolorytu, ale odbyło się to na zasadzie zapaćkania obrazka oczojebnymi flamastrami. Płakać za nią na pewno nie będziemy.

*

O Sandecji rozmawialiśmy również na antenie WeszłoFM.

Najnowsze

Komentarze

19 komentarzy

Loading...