Bardzo dobra decyzja – tak można podsumować koniec romansu Wisły Kraków i Nikoli Mitrovicia. Serb pod Wawelem zjawił się jako dobry znajomy Joana Carrillo, szybko zyskał miano „syna trenera”. I pewnie byłoby to całkiem sympatyczne określenie, gdyby ten podobno kreatywny środkowy pomocnik bronił się swoją grą, strzelił ze trzy gole i zanotował kilka asyst. Mitrović dał się jednak zapamiętać z czegoś zupełnie innego. A mianowicie z człapania po boisku, pozorowania gry i smutnej bezbarwności.
Nie wiemy, czy Mitrović ma w rodzinie jakichś lekarzy, ale wszystko, co w ciągu minionej rundy pokazał na boiskach ekstraklasy, można sprowadzić do podstawowej medycznej zasady. Primum non nocere – po pierwsze nie szkodzić. Serb nie zrobił Wiśle żadnej krzywdy, czasem posłał całkiem dobre podanie, a w spotkaniu z Zagłębiem, zanotował nawet asystę przy bramce Carlitosa, ale ogólnie – słabizna. Notę wyższą niż wyjściowa dostał od nas raz, właśnie po meczu z Miedziowymi. Poza tym? Totalna przeciętność oceniona na 4,13. Czyli mało. Zdecydowanie za mało, jak na zawodnika, który miał mieć duży wpływ na ofensywę Białej Gwiazdy.
Skłamalibyśmy mówiąc, że od Mitrovicia oczekiwaliśmy, że odciąży Carlitosa i stanie się jednym z liderów Wisły. Krakowski klub był już jedenastym w jego karierze, co dobrze pokazuje, że NM16 to w dużej mierze piłkarski turysta, a dopiero w dalszej kolejności zawodnik, który może decydować o obliczu swojego zespołu. Niemniej, liczyliśmy, że Serb, który zasmakował gry w fazie grupowej Ligi Mistrzów i Ligi Europy, coś jednak do tej Wisły wniesie. Tym bardziej, że w czasie okresu przygotowawczego popisał się naprawdę efektowną bramką z rzutu wolnego, która siłą rzeczy mogła rozbudzić apetyty.
Przegląd pola, ostatnie podanie, stałe fragmenty gry – takie miały być największe atuty Mitrovicia. Gdy jednak przychodziło, co do czego, to Serb albo nie zobaczył, albo podał niecelnie, a żeby ze z rzutów wolnych czy różnych był jakiś pożytek, do piłki musiał podejść Carlitos. Zamiast zawodnika na poziomie, dostaliśmy przeciętniaka. Momentami wręcz pozoranta. – To taki zawodnik, które niewiele wnosi i niewiele psuje. Po prostu bezbarwny piłkarz. Nie mam żadnych skrupułów, żeby powiedzieć, że dobrze się stało. Wisła potrzebuje Carlitosów, a nie Mitroviciów. Z tego, co wiem, to Carrillo bardzo chciał go zostawić. Działacze jednak nie za bardzo chcieli, żeby dalej grał na Reymonta, choć trener bardzo się przy nim upierał. Wolał jednak zostać i poświęcić piłkarza niż odchodzić z nim w parze – mówi w rozmowie z Weszło Andrzej Iwan.
Były napastnik Wisły pytany przez nas o wskazanie pozytywów Mitrovicia ma spory problem. – W końcówce ze dwa razy fajnie podał, może trzy, ale to było wszystko. Innych pozytywów, niestety, nie dostrzegłem. Naprawdę cieszę się, że z Wisły odchodzi Cywka i Mitrović. To są piłkarze bezbarwni. Tacy, którzy niewiele dają drużynie. Mitrović nie miał kolosalnej liczby odbiorów, jako środkowy pomocnik, to samo Cywka. Jeszcze z opaską kapitańską… Wisła potrzebuje innego kapitana. Byle tylko nie był to Boguski.
Słuchając Iwana, od razu przypomniało nam się, co o serbskim pomocniku mówił swego czasu Joan Carrillo. Że krytyka jest nieuzasadniona, a piłkarz jest zbyt surowo oceniany, bo przecież – tu cytat dosłowny – można zauważyć, że w wielu spotkaniach był jednym z zawodników, którzy mieli najwięcej kluczowych podań w całej lidze. Szczerze mówiąc, pewnie by nam to umknęło nawet wtedy, gdybyśmy na grę Mitrovicia patrzy przez teleskop Hubble’a, ale na szczęście przydatność konkretnych zawodników oceniają też ludzie nieco bardziej uważni. Zakładamy więc, że dyrektorzy sportowi pozostałych klubów ekstraklasy prześcigają się w telefonach do MN16 i zaciekle walczą o jego podpis.
Carrillo mówił też, że Mitrović gra, bo po prostu na to zasługuje, a on nie bierze ślubu z żadnym zawodnikiem, ale nie dajmy się zwieść. Serb przychodził pod Wawel, jako jego zaufany człowiek i nawet najbardziej dennym występem nie był w stanie tego zaufania stracić. Hiszpański szkoleniowiec był jedną osobą (mocno na wyrost) przekonaną do Mitrovicia, a ponieważ decydował o składzie Wisły, jego pupil grał, kiedy tylko mógł i przeraźliwie wszystkich męczył, blokując przy tym miejsce w składzie. – Przykład Halilovicia. To jest chłopak, który grał mniej od Mitrovicia, a ze środkowych pomocników ma największy potencjał, jeśli chodzi o kreatywność. W dodatku może równie dobrze grać na dziesiątce, jak i na ósemce. Byłem o to wściekły na trenera – Andrzej Iwan nie ukrywa swojego oburzenia.
Za nietrafiony transfer serbskiego zawodnika Iwan nie obwinia jednak działaczy. I rzeczywiście, skoro trener wskazał zawodnika, powiedział, że jest mu niezbędny, a klub był w stanie go sprowadzić, to pion sportowy tak naprawdę stanął na wysokości zadania. Mitrović nigdy jednak nie udowodnił, że posiada wystarczające na Wisłę umiejętności i po prostu okazał się na nią za słaby. – Jest gros trenerów, którzy ciągną za sobą nieślubne dzieci, tak było w tym przypadku. Jakub Łabojko, którym interesuje się Wisła, od razu jest w stanie wnieść do tej drużyny więcej. Sam fakt, że ma na koncie dziesięć żółtych kartek, świadczy, że jest wyrazisty. Kuba oprócz tego, że biega i piekielnie walczy, umie też grać w piłkę. Mitrović pewnie też umie, tylko bez przeciwnika. Jeśli Łabojko przyjdzie do Wisły, to bez problemu zastąpi i Cywkę, i Mitrovicia.
Wisła, ogłaszając wczoraj, że Serb może się pakować i powoli zbierać do wyjazdu, zrobiła wielką przyjemność swoim kibicom. Ale przed pionem sportowym Białej Gwiazdy stoi teraz dużo trudniejsze zadanie. Musi znaleźć kogoś, kto będzie w stanie wnieść trochę ożywienia do środkowej linii i poradzi sobie z tym, z czym kompletnie nie radził sobie Mitrović. Żeby zwiększyć szansę powodzenia tej niełatwej misji, Manuel Junco powinien jednak trochę słabiej wsłuchiwać się w podpowiedzi Joana Carrillo.
Fot. 400mm.pl