Reklama

Co tam, panie, w lekkoatletyce? Pisząc krótko: jest dobrze

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

21 maja 2018, 20:43 • 5 min czytania 6 komentarzy

Rozgrywane na początku marca tego roku halowe mistrzostwa świata naprawdę zaostrzyły nam apetyty na sukcesy Polaków. Czekaliśmy więc z niecierpliwością na rozpoczęcie „pełnoprawnego” sezonu. Bez dachów, z bieżniami o pełnych wymiarach i, co najistotniejsze, z biało-czerwonymi walczącymi o najważniejsze trofea. I wiecie co? Pierwsze tygodnie sugerują, że właśnie to dostaniemy.

Co tam, panie, w lekkoatletyce? Pisząc krótko: jest dobrze

Celem na ten sezon są oczywiście mistrzostwa Europy. To w sierpniu w Berlinie. Jak zawsze istotne są też mityngi Diamentowej Ligi, czy imprezy przygotowane specjalnie pod daną dyscyplinę sportu, np. klasyfikacja Hammer Throw Challenge, gdzie w ostatnich latach rządzi Paweł Fajdek, a jego rywale nie powinni oczekiwać, że coś się w tej kwestii zmieni. Kilka takich zawodów już się odbyło, a Polacy zdążyli się na nich zaprezentować. Jak wypadli?

Dalej, dalej…

…młot, oszczep, kula. Co tam sobie wymyślicie. W konkurencjach, w których trzeba rzucić czy pchnąć coś na odpowiednią odległość jesteśmy znakomici, to wiadomo nie od dziś. Ale początki sezonu to zawsze niepewność. Czy znajdzie się odpowiednia forma? Czy okres przygotowawczy został przepracowany odpowiednio? Czy treningi dadzą efekt?

Odpowiadamy: trzy razy tak. 

Reklama

Szczególnie zaimponowała nam Marcelina Witek. Zaledwie 22-letnia oszczepniczka rzuciła niedawno w Białogardzie 66,53 m. To wynik, z którym śmiało można walczyć o medale ME. Nie wiemy tylko, skąd Marcelina go wyciągnęła, bo jednym rzutem poprawiła swój rekord życiowy o – uwaga, poprosimy werble – trzy metry! Czapki z głów.

Nieźle na starcie sezonu prezentują się też kulomioci. Konrad Bukowiecki zmagał się ostatnio z problemami zdrowotnymi – pchać nie pozwalał mu jego palec, więc odpowiedzialność za wyniki na listach wziął na siebie Michał Haratyk. I w Białymstoku pchnął 21,67 m, co daje mu prowadzenie wśród Europejczyków. Przegrał wtedy z Darlanem Romanim, ale Brazylijczyk wyczarował wynik lepszy niż życiówka Michała. Wstydu nie ma, lider w Europie tak. A przecież o mistrzostwa Europy się tu rozchodzi. Zadowolona może być też Paulina Guba, która regularnie zbliża się do granicy 19 metrów i jest naszą wielką nadzieją w tej konkurencji. W Białymstoku wygrała z wynikiem 18,77 m. Liczymy, że dziewiętnastka pęknie w Berlinie.

O Pawle Fajdku pisać nie musimy – tradycyjnie zmiótł konkurencję. Na tych samych zawodach, w Osace, trzeci był Wojciech Nowicki, który też z pewnego poziomu nie schodzi i pewnie regularnie wygrywałby mityngi, gdyby nie miał za rywala Fajdka. Cóż, Nowicki może nieco narzekać, my z pewnością nie zamierzamy. Tym bardziej, że w młocie mamy jeszcze Anitę Włodarczyk, która konkurentki zostawia daleko z tyłu i walczy o to, by rzucić za granicę 83 metrów. Cel realny, brakuje zaledwie trzech centymetrów. Berlin wydaje się odpowiednim miejscem do jego przekroczenia, prawda?

Godząc rywali

Dobra, wielu mamy naprawdę utalentowanych biegaczy, więc sukcesy na tartanie nie są dla nas nowością. Ale za nic nie spodziewalibyśmy się, że na 110 metrów przez płotki w trakcie Great CityGames w Manchesterze nie wygra ktoś z dwójki Aries Merritt (rekordzista świata na tym dystansie)/Andrew Pozzi (halowy mistrz świata na 60 m przez płotki). Tymczasem obu dżentelmenów pogodził Damian Czykier z czasem 13,67 sekundy. Kwalifikacja jest, na medal na mistrzostwach to za mało, ale życiówka (13,28) już by najprawdopodobniej wystarczyła.

Zamiast trzech – półtora zdrowej biegaczki

Reklama

W biegach kobiet najlepsi jesteśmy na średnich dystansach. Nie musimy chyba nikogo o tym przekonywać, wyniki mówią same za siebie. Ostatnio pokazała to Justyna Święty-Ersetic, która wygrała na 400 metrów w Osace. To jej osobisty rekord, najlepszy wynik w Europie i trzeci rezultat w historii polskiej lekkoatletyki. Sama zawodniczka twierdzi, że jest gotowa zejść poniżej bariery 51 sekund. W Japonii zabrakło pięciu setnych, ale podstawowy cel – minimum na europejski czempionat – udało się uzyskać za pierwszym zamachem. Pamiętajmy też, że Święty-Ersetic to nie tylko biegaczka na medal indywidualny, ale i ważna postać naszej sztafety. A doskonale wiemy, na co stać tą ostatnią.

Niestety, mniej podoba nam się to, co dzieje się u naszych innych zawodniczek. Należałoby wręcz stwierdzić, że nazwisko zobowiązuje i Justyna może liczyć na jakąś opiekę z góry, której brak Angelice Cichockiej i Joannie Jóźwik. O ile ta pierwsza zmaga się ostatnio z urazem kolana, który utrudnia jej trenowanie, ale nie zamyka szans na start w Berlinie, o tyle Jóźwik z Niemcami musi się pożegnać. Wcześniej odpuściła już sezon w hali, niedawno powiedziała, że możliwym terminem jej powrotu wydaje się być jesień, a realnym celem halowe mistrzostwa Europy w marcu. Jej problem polega na tym, że uraz, jakiego doznała, regenerować musi się sam. Procesu nie da się wspomóc, pozostaje czekać. Czeka więc Joasia, czekamy my i liczymy, że gdy wróci, to na całego.

Angelika Cichocka planuje za to start w tę sobotę, podczas mityngu Diamentowej Ligi w Eugene. Trzymajcie kciuki za jej kolano. Wynik jest, na razie, mniej istotny.

Mistrz zgodnie z planem

Dla mistrza świata czwarte miejsce to mało. Przynajmniej w teorii, bo Adam Kszczot z tej lokaty był zadowolony. Taką zajął w Dausze, gdzie rywalizował w ramach Diamentowej Ligi. Z miejsca uzyskał też minimum potrzebne do startu w Berlinie, co – jak przyznawał – było jego głównym celem. Cieszy, że udało się go osiągnąć od razu, bo Polak znajduje się obecnie… w środku treningów. Za sobą ma m.in. zgrupowania w RPA i Zakopanem. Wszystko ma przynieść efekt w sierpniu, na co bardzo liczymy.

6-5-1 – to bilans medalowy polskiej reprezentacji sprzed dwóch lat. Dał nam pierwszej miejsce w ogólnej klasyfikacji tamtych mistrzostw. W tym roku, z Kszczotem jako liderem, Pawłem Fajdkiem, Anitą Włodarczyk, Justyną Święty-Ersetic, sztafetami, oszczepniczkami i całą resztą znakomitych sportowców możemy go poprawić. Dlatego warto monitorować przygotowania i kolejne polskich lekkoatletów.

Tym bardziej, że – podsumujemy to najkrócej jak się da – jest moc!

Fot. Newspix.pl

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Anglia

Amorim: To jeden z najgorszych momentów w historii klubu. Czuję się sfrustrowany

Mikołaj Wawrzyniak
3
Amorim: To jeden z najgorszych momentów w historii klubu. Czuję się sfrustrowany

Komentarze

6 komentarzy

Loading...