– Piast bardzo długo miał wszystko w swoich nogach. Przekonujące zwycięstwo w Gdyni utwierdziło go w przekonaniu, że jest dobrze i nie ma się czego obawiać. Przecież z taką formą nie może nam się nic stać. Niestety, wszystko się posypało. Bardzo szybko wróciliśmy na ziemię – mówi Jarosław Kaszowski, który przebył z Piastem Gliwice drogę od B-klasy do Ekstraklasy, stając się jego legendą. Porozmawialiśmy z nim o obecnej sytuacji w klubie na dwa dni przed najważniejszym meczem w sezonie. Meczem o wszystko. Zapraszamy.
*
– Prawda jest taka, że Piast dawno nie był w tak trudnym położeniu. Wydaje mi się, że piłkarze dopiero teraz zdali sobie sprawę z sytuacji, w której się znaleźli. Gra w ostatnim meczu nie wyglądała najgorzej. Brakowało szczęścia, no ale niestety – nieważne czy Piast gra dobrze, czy źle, i tak zazwyczaj przegrywa.
Piłkarze wcześniej zlekceważyli tę sytuację? Najpoważniejszymi kandydatami do spadku wydawały się Sandecja i Termalika. Gliwiczanie mogli uznać, że nic im nie grozi.
Trudno mi powiedzieć. Nie bywam w szatni ani na treningach. Mogę spojrzeć na to z perspektywy kibica. I rzeczywiście – po przekonującym zwycięstwie w Gdyni wydawało się, że utrzymanie jest pewne. Myślała tak większość, nikt nie przypuszczał, że Piast nie zapunktuje w trzech następnych spotkaniach. To jest w tym wszystkim najgorsze. Zespół jest na tyle doświadczony, że nie powinien lekceważyć takich sytuacji. Przecież gra się też o jak najwyższe miejsce, wyższą premię. Może niektórych zgubiło to, że skład na papierze wydawał się naprawdę mocny. Patrząc na personalia Piasta, trudno było wskazywać go jako drużynę, która do końca może bić się o utrzymanie. Niestety – papier nie gra. Jest nieciekawie.
Co jest największym problemem Piasta?
Gdyby zespół wykorzystywał swój potencjał chociaż w połowie, znajdowałby się w zupełnie innej sytuacji. Można zrzucać winę na brak szczęścia, niewykorzystywane sytuacje, ale trzeba spojrzeć również na siebie. Zespół nie strzela goli, często traci bramki w końcówkach, błędy są powielane. Brakuje mi kilku spotkań zagranych na zero z tyłu, tak jak na początku rundy wiosennej. Potem coś się posypało. A wydawało się, że ta obrona jest naprawdę bardzo szczelna. Przez ostatni okres na boisku działo się wiele złych rzeczy, przez co Piast znalazł się w tak niekorzystnej sytuacji. Co teraz mogą powiedzieć piłkarze? „Będziemy walczyć, damy z siebie wszystko”. Nie zapominajmy jednak o tym, że Bruk-Bet również da z siebie wszystko. To Piast znajduje się w trudniejszym położeniu – musi wygrać, musi strzelać gole.
Piast gra na własnym stadionie, czyli na bardzo trudnym terenie, na którym ostatni raz wygrał… 18 listopada.
No właśnie. Czyli to tak naprawdę żadna przewaga, a jeszcze dochodzi do tego presja związana z walką o utrzymanie. Granie u siebie, jak widać, nie pomaga. Na początku rundy finałowej niektórzy przebąkiwali, że zbliżające się spotkanie może decydować o utrzymaniu. Niestety – spełniło się. Obawiam się tego spotkania. Trener Zieliński pracował w Piaście. Po pierwsze – nie musi wygrać tego meczu, zna specyfikę klubu, wie, czego może się spodziewać. Chociaż biorąc pod uwagę potencjał ofensywny Piasta – nie mówię o samych napastnikach, ale wszystkich ofensywnych zawodnikach – jest w kim wybierać. Ktoś może odpalić i zaskoczyć Termalikę. Ci piłkarze mają umiejętności, trener musi im pomóc.
Z drugiej strony napastnicy Piasta w ciągu dwóch miesięcy zdobyli jedną bramkę. Mizerny wynik.
Pamiętajmy o tym, że napastnicy również pracują na drużynę. Przykład Papadopulos. W niektórych spotkaniach nie strzelał goli, ale pracował dla innych, starał się wypracowywać sytuacje. W jego przypadku ważne jest to, że dzięki waleczności i zadziorności ułatwia kolegom zdobywanie bramek.
Tylko że koledzy tych bramek nie zdobywają.
Wiadomo – inaczej rozmawialibyśmy o tej kwestii, gdyby Piast był wysoko w tabeli. Gdyby nawet nie strzelali napastnicy, ale zastępowaliby ich pomocnicy. Niestety, tak się nie dzieje. Jest jeszcze Karol Angielski, ale to nie jest gracz, który może nagle uratować całą drużynę. Potrzebuje jeszcze czasu, żeby się ograć. Nie możemy wymagać od niego, żeby od razu stał się snajperem. Kibice jednak w takim momencie nie patrzą na to, że to młody chłopak. Liczy się utrzymanie i doskonale to rozumiem. Zawodnik grający w Ekstraklasie ma być przygotowany do gry w Ekstraklasie.
Jesienią zeszłego roku regularnie strzelał Gerard Badia. Teraz Piastowi brakuje takiego zawodnika.
Badia wtedy brał grę na siebie, był odważny. Po kontuzji nie jest tym samym zawodnikiem. Widać, że chce się pokazać, jednak brakuje mu formy.
Nie chodzi nawet o samego Badię. Piastowi brakuje zawodnika, który może pociągnąć jego grę, mimo że transfery wydawały się sensowne.
Patrzę na to inaczej. Sasa Zivec stara się brać od kilku meczów ciężar gry na siebie. Sieje dużo zamieszania. Próbuje być wiodącym zawodnikiem i przede wszystkim potrafi uderzyć z dystansu. To szalenie ważne. Piast musi mieć kilka wariantów rozegrania. Nie można opierać się cały czas na schemacie: zagranie do boku, wrzutka. Tym bardziej że nie przynosi to efektów. Celem jest przede wszystkim jak najszybsze strzelenie bramki, ale trzeba wziąć pod uwagę jedną rzecz – Termalika nie musi wygrać tego spotkania. Jeśli zagęści środek, mogą pojawić się problemy. Trochę się tego obawiam, dlatego uważam, że trzeba popracować nad uderzeniami z dystansu. Bo nie wiemy, co będzie, a taki element zaskoczenia może okazać się kluczowy.
W ostatnim meczu widać było, że Piast grał pod sporą presją, która splątała mu nogi.
Boli mnie jedna rzecz. Piast grał dwa ostatnie mecze o życie, z nożem na gardle, a za bardzo nie było tego widać. Nawet żółtych kartek dla gliwiczan nie było za dużo, bodajże po jednej w obu spotkaniach. Powinno się pokazać drużynom przeciwnym, kto gra o życie i nie cofnie nogi, a nie dostosowywać się do nich. Mam nadzieję, że w ostatniej kolejce będzie więcej walki. To niby proste, ale – jak widać – nie zawsze oczywiste. Fakt, że Piast grał ze Śląskiem ze splątanymi nogami, pokazuje też, że zespół znajduje się w dołku. Głowa nie pracuje tak, jak powinna. Jak mówiłem – czy Piast gra źle, czy Piast gra dobrze, i tak przegrywa. Brak szczęścia to niby łatwa wymówka, ale zdarzało się sporo sytuacji, w których go po prostu brakowało. Nawet ostatnio we Wrocławiu. Śląsk miał trzy celne strzały, zdobył trzy bramki, a Piastowi nie udawało się trafić. To deprymujące. Gdybyśmy przeanalizowali sobie ten mecz, zauważylibyśmy, że gliwiczanie nie byli gorsi od rywali. Co więcej – prezentowali się lepiej, niestety nie przełożyło się to na bramki. W sobotę czas będzie działał na korzyść gości. Presja będzie rosła z każdą minutą. Zobaczymy, jak piłkarze udźwigną ten ciężar, to też pewna niewiadoma. Śląsk grał na luzie i okazał się skuteczny. Zarówno Piast, jak i Termalika nie będą mogły pozwolić sobie na taką grę, ale faktem jest, że to gospodarze znajdują się w zdecydowanie trudniejszej sytuacji.
Piast traci dużo bramek w końcówkach. Gdyby nie to, pewnie już dawno zapewniliby sobie utrzymanie.
Pamiętam niedawny mecz z Termaliką u siebie. Wydawało się, że wszystko układa się dobrze, ale goście przycisnęli i Piast stracił bramkę w doliczonym czasie gry. To była 30. kolejka. Rywale w analizie przedmeczowej na pewno będą wracać myślami do tamtego spotkania, bo udowodnili, że Piasta można zdominować i zmusić do gry obronnej. Nie jestem w skórze trenera Zielińskiego, zastanawiam się, jaką obmyśli taktykę, ale mogę tylko gdybać. Wiem jedno – Piast nie może skupić się na obronie, musi atakować. No bo niestety – Termalika jest w lepszej sytuacji, a Piast w ciągu całego sezonu sam rzuca sobie kłody pod nogi. „Słoniki” grają na wyjeździe, ale jak już mówiliśmy – nie jest to żadną przewagą miejscowych. Najgorszy w tym wszystkim jest właśnie ten brak zwycięstw u siebie. Gdyby udało się raz czy drugi przechylić szalę na swoją stronę, sytuacja w tabeli wyglądałaby zupełnie inaczej. A tak – jest nerwówka. Rywale mają naprawdę dobrych zawodników, przede wszystkim umiejących walczyć. Na ten mecz trzeba wyjść z podwójną motywacją. Ważne, żeby nie były to tylko puste słowa, bo nie będzie dobrze.
Piast bardzo długo miał wszystko w swoich nogach. Przekonujące zwycięstwo w Gdyni utwierdziło go w przekonaniu, że jest dobrze i nie ma się czego obawiać. Przecież z taką formą nie może nam się nic stać. Niestety, wszystko się posypało. Bardzo szybko wróciliśmy na ziemię.
W przypadku remisu może dojść do sytuacji, w której Piastowi zabraknie trzech punktów, których pozbawili go jego kibice.
Nie można mówić, że to wina kibiców. Prawda jest taka, że nawet jeżeli Piast wygrałby z Górnikiem, miałby zaledwie punkt przewagi nad Termaliką. Wciąż walczyłby o utrzymanie. Niby wystarczyły mu remis, ale ciężar gatunkowy meczu by się nie zmienił. Zbyt wiele punktów uciekło wcześniej, by tłumaczyć tę sytuację w ten sposób.
Łatwa wymówka.
Tak. Nie można zrzucać wszystkiego na jeden mecz. To pójście na łatwiznę. Kiedy ten mecz w ogóle się odbył… Minęło sporo czasu. Było wiele kolejek, uciekło mnóstwo punktów. Gdybyśmy nie zawodzili tak często, znajdowalibyśmy się w zupełnie innej sytuacji.
Rozmawiał Norbert Skórzewski
Fot. NewsPix.pl