Chyba nie było kogoś tak odważnego w naszym kraju, kto przed sezonem typowałby awans Wisły Płock do europejskich pucharów. Na papierze ta drużyna wyglądała tylko przyzwoicie, dlatego wyniki, które wykręciła w bieżących rozgrywkach, mogą imponować. W ostatnich tygodniach jednym z bohaterów Nafciarzy stał się Alan Uryga, który w Płocku zaliczył równie nieoczekiwany awans sportowy, co cały zespół. Na antenie Weszło FM, w audycji “Weszłopolscy”, porozmawialiśmy z nim o tym, skąd wzięła się jego nagła doskonała forma, powspominaliśmy nieprzyjemne pożegnanie z Krakowem oraz trudne początki w ekipie Jerzego Brzęczka, a także wypytaliśmy o to, jak cała drużyna zapatruje się na możliwość awansu Wisły do europejskich pucharów. Zapraszamy!
***
Na początek powiedz nam – czego się ostatnio najadłeś? Liczyliśmy ci serię kolejnych meczów bez gola, a teraz, jak już się rozhulałeś, to naprawdę konkretnie. Czy Alan Uryga kiedyś przestanie strzelać?
Nie w diecie szukałbym przyczyny (śmiech). Faktycznie, ostatnio dość często dostaję pytania o to, co się stało, że się tak nagle odblokowałem. Wydaje mi się, że chodzi o pewność siebie. Przełamałem się i kiedy raz się już udało, przekonałem się, że można… A potem już poszło z górki. Teraz na każdy mecz wychodzę z przekonaniem, iż znów mogę zdobyć bramkę. Jak widać – sprawdza się to, więc mogę się tylko cieszyć.
Ciążyło ci to w jakiś sposób? Z jednej strony nie z tego jesteś rozliczany, z drugiej – często ci wypominano te kolejne spotkania bez goli…
Skłamałbym, gdybym powiedział, że w ogóle o tym nie myślałem. Niecierpliwiłem się, siedziało to we mnie. Wy sami w artykułach przypominaliście mi o mojej serii…
Byłeś honorowym prezesem Klubu Zero (śmiech).
No tak. Ja i chyba Tadeusz Socha.
On pozostał na stanowisku!
Ale wracając – ciągłe myślenie o negatywnej passie na pewno nie pomagało mi w tym, aby się wreszcie przełamać. Te gole przyszły jednak w najmniej spodziewanym momencie, choć zauważyłem też, że zacząłem trafiać do siatki dopiero w chwili, gdy sam z siebie przestałem o tym myśleć.
Dość późno wprowadziłeś się w tym sezonie do Wisły Płock. Na początku niechętnie korzystano z twoich usług. Miałeś w związku z tym jakieś chwile zwątpienia?
Nie do końca. Ja przyszedłem do Płocka między 7. a 8. kolejką, więc miałem świadomość, że trudno mi będzie tak z marszu wejść do pierwszej jedenastki. Tym bardziej bez wcześniejszych regularnych treningów, bo przecież przez jakiś czas pozostawałem bez klubu. Przygotowywałem się indywidualnie. Wiedziałem, że jesienią będzie bardzo trudno, aby się przebić. Marzyłem, aby w ogóle rozegrać jesienią jakiekolwiek spotkanie, co się zresztą udało. Najbardziej nastawiałem się jednak na zimowy okres, bo wtedy startowałem już z równej pozycji, takiej samej jak koledzy i każdy miał równe szanse. Liczyłem, iż właśnie wiosną zaistnieję mocniej w zespole.
Czy bramka zdobyta przeciwko Wiśle Kraków smakowała jakoś szczególnie? Brzydko żegnano cię w tym klubie, bo o rozstaniu dowiedziałeś się z internetu… Sam mówiłeś zresztą, że chcesz coś udowodnić ludziom w Krakowie.
Nie ukrywam – to było dla mnie wyjątkowe trafienie właśnie z racji tego, jak ta kwestia rozstrzygnęła się w czerwcu. Bardzo cieszyłem się, że akurat w tym meczu udało mi się strzelić gola, bo osobom odpowiedzialnym za tamtą decyzję naprawdę chciałem coś pokazać.
Czyli masz jeszcze żal do Wisły Kraków?
Nie chciałbym być źle zrozumiany… Zawsze powtarzałem, że czuję się wiślakiem. To nie tyle chodzi o sam klub czy kibiców, lecz dosłownie parę osób, które zadecydowały o tym jak to moje pożegnanie wyglądało.
Podasz nazwiska tych ludzi?
Myślę, że to nie jest żadna tajemnica – chodzi mi przede wszystkim o dyrektora sportowego, Manuela Junco.
Przychodząc do Wisły Płock spodziewałeś się, że zaliczysz awans sportowy? Naszym zdaniem tak właśnie trzeba na to wszystko patrzeć.
Szczerze mówiąc, nie. Chyba wszyscy są zaskoczeni tym jak to teraz wygląda, w jakim miejscu jesteśmy. Nikt nie stawiał nas w roli faworytów do wejścia do górnej ósemki i że w ogóle znajdziemy się wyżej niż ekipa z Krakowa. Wiadomo, została jeszcze jednak kolejka i możemy zamienić się pozycjami, aczkolwiek powtórzę – nikt nie wierzył, że będziemy w stanie zajść tak wysoko.
Przed sezonem łączono cię z paroma różnymi klubami. Powiedz na ile twoja wyprawa do Turcji była plotką, a na ile było coś na rzeczy.
To prawda, ale potem zabrakło konkretów.
Ale to nie był Besiktas? Tylko Fenerbahce (śmiech).
Nie chciałem rzucać nazwami, no ale tak, macie rację… (śmiech). A tak na serio – dostałem informację, że pojawił się poważny temat wyjazdu, lecz później nie doszło do żadnych konkretnych rozmów.
Co charakterystyczne dla Wisły Płock to to, że wasi napastnicy – delikatnie rzecz ujmując – nie włączają się do walki o koronę króla strzelców… To wynika z waszej taktyki, czy jednak uważasz, iż przydałby się wam bramkostrzelny napastnik, dzięki któremu moglibyście na stałe włączyć się nawet do rywalizacji o mistrzostwo Polski?
Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie, bo ja uważam Jose Kante za bardzo dobrego zawodnika. Wiem, że teraz ciężko mi go będzie bronić…
Zdobył w tym sezonie jedynie 8 bramek.
To jest pewien paradoks. Kiedy przyszedłem do Płocka, byłem pełen podziwu co do tego jak on wygląda na treningach. Niestety liczby w meczach za tym nie szły. Czy jeśli trafiłby do nas ktoś bardziej regularny, to byłoby nas stać na jeszcze lepsze wyniki? Tak, pewnie nawet o top3 byśmy zahaczyli.
Gdy jesienią tworzyłeś duet stoperów z Adamem Dźwigałą w meczu z Drukarzem Warszawa w IV lidze i straciliście 3 bramki, to spodziewałeś się, że możecie też stworzyć dobrze funkcjonującą parę w ekstraklasie?
Tak, aczkolwiek nie jako para stoperów. Wcześniej, nawet na treningach, trener Brzęczek nie korzystał z niego w roli środkowego obrońcy. Dopiero później został przekwalifikowany. Byłem pewny, że ja na pewno zagram w ekstraklasie, że dostanę szansę. Ogólnie jednak nie czułem zaskoczenia co do wspólnej gry z Adamem, bo potrafimy właściwie współpracować, bardzo dobrze się z nim rozumiem. Chyba nawet najlepiej ze wszystkich kolegów z drużyny.
Czy w siedzibie Wisły mówi się już o potencjalnych wycieczkach do Tbilisi, Tetowa albo za inny Kaukaz?
Oczywiście, że o tym rozmawiamy, bo jesteśmy tego bardzo blisko. O ile nie chcieliśmy mówić o tym, kiedy kończyła się runda zasadnicza, o tyle teraz jesteśmy w takiej sytuacji, że raczej nie powinniśmy chować głów w piasek. Trzeba otwarcie mówić o tym – puchary są w zasięgu i może tak się stać, że ten nieduży klub, czyli Wisła Płock, będzie reprezentować Polskę na arenie międzynarodowej.
To byłby wynik ponad stan. Teraz wy narzucacie sobie presję na zasadzie „musimy tam awansować” czy jednak podchodzicie na luzie, bo nikt nie miałby o to do was pretensji, gdyby się jednak nie udało?
Był taki okres, że każdy z tyłu głowy miał myśli o pucharach, ale jednak przeważało myślenie, iż jak się uda, to będzie super, lecz nic nie musimy. Teraz, w ostatnich tygodniach, po wszystkich chłopakach i innych pracownikach klubu widać, że powinniśmy to zrobić. To wielka szansa i chyba nie powinniśmy do tego podchodzić na zasadzie, że jeśli zajmiemy piąte miejsce, to nic się nie stanie. Chyba nie przesadzę mówiąc, iż z Jagiellonią faktycznie zagramy pod presją, bo chyba nie ma w naszej drużynie nikogo, kto chciałby skończyć ten sezon na piątym miejscu, mając przed sobą życiową okazję.
Ambicje sportowe to jedno, ale zapewne nakręcają was też – tak słyszeliśmy – obiecane spore premie za awans do pucharów.
To wczoraj lub przedwczoraj pojawiła się ta informacja, tak?
Tak, na Twitterze napisał o tym Janekx89.
Więc albo ja, nawet będąc zawodnikiem klubu, o czymś nie wiem, albo po prostu jeszcze nikt nam tego nie zakomunikował.
Może się upomnij? To chyba miało być od sponsora, który powiedział klubowi, a klub was nie poinformował… No, albo po prostu wiedzą o tym wszyscy poza tobą!
Cóż, muszę się dowiedzieć…
A teraz poprosimy cię, abyś trochę wytężył wyobraźnię. Jest 20 maja, Legia przegrywa z Lechem, jest doliczony czas waszego meczu z Jagiellonią, która wygrywa 1:0. Macie rzut karny w ostatniej minucie. Myślisz, że byłaby presja ze strony waszych kibiców, aby tego karnego jednak nie wykorzystywać czy nie wierzysz w takie podteksty? To oczywiście w sytuacji, gdyby remis i tak nie dawał wam szans na puchary.
Kurczę, trudno mi się postawić w sytuacji kibiców…
Pewnie Dominik Furman podszedłby do karnego!
Pewnie tak! Ale jestem w stanie sobie wyobrazić, iż niektórzy fani mogliby nie chcieć tego trafienia.
A możesz sobie wyobrazić, że to ty podchodzisz do jedenastki, ale nagle noga ucieka ci do boku, a piłka leci w trybuny?
Jestem, oczywiście, lecz byłaby z tego wielka burza. Nawet nie chcę myśleć, co by się wtedy działo dookoła.
A właśnie, a propos Furmana – patrzyliście na niego spode łba po spotkaniu z Legią?
Nie no, nic takiego nie miało miejsca. Dominik ma naprawdę fajną rundę za sobą, więc uważam, że nie w porządku wobec niego byłoby ocenianie go przez pryzmat tylko tej jednej sytuacji.
Cisnęliście mocno Legię. Niewiele mogła zrobić. Był jednak taki moment, że i o was mówiło się w kontekście walki o mistrzostwo Polski. Czego wam zabrakło – umiejętności, doświadczenia, szczęścia?
Trochę szczęścia na pewno i właśnie doświadczenia w rywalizacji o najwyższe cele. Bardzo żałujemy chociażby przegranego spotkania z Zagłębiem Lubin. Zwycięstwo dałoby nam naprawdę fajną sytuację. Pewnie ta rozmowa toczyłaby się w zupełnie innym tonie, gdybyśmy wówczas wygrali. No ale cóż, wielka szkoda…
Rozmawiali: Weszłopolscy
Całą audycję po 36. kolejce Ekstraklasy możecie odsłuchać poniżej:
Fot. 400mm.pl