Sandecja Nowy Sącz po sobotnim meczu z Cracovią spadła z ekstraklasy i jeśli mamy być szczerzy, to dziwimy się tylko temu, że stało się to tak późno. Raczej nie najlepiej o lidze świadczyłby fakt, że w trakcie sezonu można zrobić sobie trwający 22 mecze urlop od wygrywania i nie zlecieć z niej z hukiem. Nie ma żadnego przypadku w tym, że drużyna Kazimierza Moskala kolejny sezon spędzi na zapleczu. Nawet gdy ostatnio chcieliśmy wymienić piłkarzy tego klubu, których dalej chcielibyśmy oglądać w lidze, znajdowanie i wypowiadanie kolejnych nazwisk przychodziło nam z trudem. Kandydatów nie było wielu.
Co innego wymienienie badziewiaków z tej ekipy. W zasadzie moglibyśmy od przyszłego sezonu na cześć tej drużyny pisać o “Kozakach i Sączersach”. Po meczu, w którym przyklepany został spadek, w najgorszej jedenastce kolejki ląduje trzech przedstawicieli zespołu z Nowego Sącza. Patrik Mraz – przecież nie tak dawno czołowy obrońca ligi – już po raz piąty. Wojciech Trochim – którego wielu obserwatorów ekstraklasy nawet ceni, ale nam wydaje się, że rozgrywający powinien błyszczeć częściej niż średnio raz na sześć spotkań – po raz trzeci. No i Maciej Małkowski – lider drużyny w pierwszej lidze, który teraz kompletnie zepsuł karnego – po raz pierwszy.
Tym samym były piłkarz GKS Bełchatów jest 17. graczem Sandecji wyróżnionym przez nas w ten sposób, łącznie ta wesoła ekipka zgarnęła 37 nominacji. Czyli średnio w każdej kolejce znalazł się tam ktoś, kto nie dojechał. Zaszczyt ten ominął tylko Dawida Pietrzkiewicza (bo w kolejce, w której zagrał, akurat mocniej skompromitował się Mucha), Pitera-Bućko, Bartosza, Bengę, Strausa (łącznie 40 minut w 4 meczach), Gałeckiego (kogo?), Ksionza, Sovsicia i niewidzianego od listopada Korzyma. A nasz ulubiony przypadek to bez wątpienia Jakub Grić – sześć meczów, trzy nominacje. On akurat mógłby zostać w lidze. Tylko po to, by było się z kogo nabijać.
Ale na szersze na podsumowania, również tej rubryki, przyjdzie jeszcze czas. Na razie zajmijmy się nieodległą przeszłością, bo dawno nie mieliśmy w badziewiakach tak znakomitych gości. Po pierwsze, doigrał się Robert Gumny. Już w poprzedniej kolejce utalentowany defensor Lecha wypadł bardzo blado przeciwko Jagiellonii, a dokładniej przeciw Arvydasowi Novikovasowi. Wtedy byli gorsi, ale po kolejnym bardzo przeciętnym występie już nie ma zmiłuj – 4-krotny kozak musi poznać smak drugiej jedenastki. Tak samo jak Rafał Kurzawa, który w kozakach lądował 6 razy. Z Warszawy wyjeżdżał wczoraj z ksywką “Pan Strata”, bo w zasadzie nic nie wychodziło reprezentantowi Polski. Znalazło się też miejsce dla pudłującego Angulo. Ale biorąc pod uwagę beznadziejną wiosnę Hiszpana, trochę dziwi się, że dopiero po raz pierwszy.
Skoro Gumny, Kurzawa i Angulo tym razem nie zgłosili akcesu do kozaków, to zrobiło się miejsce dla innych. Prezentację tej jedenastki chcielibyśmy zacząć od ustawienia szpaleru i podziękowań. Panie Brożek, czapki z głów! Przed meczem z Lechem zapewne w głowach kibiców pojawiła się myśl o rzucie karnym w końcówce, do którego mógłby podejść zasłużony napastnik, by godnie pożegnać się z klubem. A Brożek na to – dajcie spokój! Sam zorganizował sobie wspomnienia, przy których wysiada nawet najpiękniejsza oprawa, owacje i tysiąc pater czy oprawionych koszulek. Nie wiemy, czy jeszcze będzie okazja pisać o jego grze na ekstraklasowych boiskach, dlatego już dzisiaj musimy podkreślić, że to była przyjemność. Nawet jeśli snajperowi zatykała się lufa i partaczył na potęgę.
Poza tym, warto zwrócić uwagę na kolejny dobry występ Pazdana, Runje i Guilherme (duet kozaków drugi raz z rzędu) czy obecność w jedenastce Kwietnia oraz Vesovicia. Forma tych panów może być kluczowa w kontekście walki o mistrzostwo Polski.
Fot. FotoPyK