Reklama

Miał być zapchajdziurą, został liderem defensywy

redakcja

Autor:redakcja

14 maja 2018, 15:05 • 4 min czytania 48 komentarzy

Ostatnia ligowa seria podopiecznych Deana Klafuricia, złożona z 4 zwycięstw i 1 remisu, pozwoliła im zająć pole position przed 37. kolejką ekstraklasy. W tych pięciu meczach nowy szkoleniowiec warszawian sporo rotował, a od deski do deski pozwolił zagrać tylko trzem zawodnikom. Arkadiuszowi Malarzowi, który znajduje się w kapitalnej dyspozycji i jest niekwestionowanym numerem jeden w bramce. Marko Vesoviciowi, który dzięki swojej wydolności i uniwersalności daje trenerowi wiele możliwości na boisku. I Inakiemu Astizowi – strażakowi, którego latem awaryjnie sprowadzono w obliczu kontuzji Jakuba Czerwińskiego, czemu towarzyszyło mnóstwo szydery oraz różnej maści podśmiewania.

Miał być zapchajdziurą, został liderem defensywy

Tymczasem Astiz odegrał zasadniczą rolę w ostatnim uporządkowaniu gry defensywnej warszawian. W przegranym 0:1 meczu z Zagłębiem nie wystąpił, natomiast w kolejnych spotkaniach grupy mistrzowskiej wprowadzał mnóstwo spokoju do formacji obronnej. Na zmianę z Michałem Pazdanem dowodził partnerami, przez co ci w najbardziej zauważalny sposób poprawili skuteczność w tyłach. Z wyłączeniem meczu z Wisłą Płock, gdzie chwila rozluźnienia oraz czerwona kartka Mauricio wprowadziła w szeregi legionistów sporo zamętu, ci w defensywie prezentowali się bez zarzutu. Z Wisłą Kraków – pomimo niesłusznego wykluczenia Niezgody – nie pozwolili przeciwnikowi na nic, a z Jagiellonią i Górnikiem skutecznie przeciwstawili się atutom ofensywnym rywali.

Fakty są takie, że w końcowej i jak dotąd bardzo udanej dla warszawian części sezonu podstawową parę środkowych obrońców tworzą właśnie Pazdan i Astiz. I to kosztem Williama Remy’ego, z którymi wiązano tyle nadziei, a także kosztem sprowadzonego z Lazio Mauricio czy wciąż próbowanego w środku defensywy w reprezentacji Artura Jędrzejczyka.

Astiz miał więc być w Legii zapchajdziurą, a finalnie w kluczowej fazie sezonu okazał się liderem formacji defensywnej. Hiszpan w tym roku skończy 35 lat, a przecież już przed trzema laty w Warszawie nie chciano przedłużać z nim kontraktu. On jednak nie tracił czasu – w barwach APOEL-u wywalczył dwa mistrzostwa Cypru oraz nastukał sporo meczów w Lidze Europy i to nie w jakichś eliminacjach, ale w fazach grupowych, a w zeszłym sezonie nawet na etapie 1/8 finału (co dla polskich klubów jest od dekad nieosiągalne). A teraz wrócił do Warszawy udowadniając to i owo niedowiarkom. I za moment, obok wywalczonego już Pucharu Polski, do swojego CV być może dopisze kolejny tytuł mistrzowski.

PR-owo awaryjne sprowadzenie Astiza być może nie zostało najlepiej sprzedane, a tym bardziej, że Hiszpan od miesiąca pozostawał bez klubu, mając za sobą z różnych względów nieudane podchody do kilku klubów. Do Legii trafił na dwa tygodnie przed zamknięciem letniego okienka, a gdyby nie kontuzja Czerwińskiego, prawdopodobnie nie trafiłby do niej w ogóle. A teraz przewrotny los sprawił, że ówczesny podstawowy stoper Legii nieudolnie bije się z Piastem o utrzymanie, natomiast jego awaryjny zastępca prowadzi warszawian w kierunku obrony tytułu. Sportowo więc cała ta wymiana w Legii jak najbardziej się broni.

Reklama

Gra Astiza stanowi dla Legii także inny atut, który nie jest oczywisty na pierwszy rzut oka – przy Hiszpanie bardzo dobrze czuje się Michał Pazdan. Jeżeli przeanalizujemy wszystkie jego solidne lub po prostu dobre występy z tego sezonu, wyjdzie że w ogromnej większości przypadków miał u swojego boku Astiza. Tak zresztą jest i w ostatnich kolejkach, w których Pazdan ponownie zaczyna przypominać piłkarza, który zasługuje na pierwszy skład w reprezentacji Polski. Znowu potrafi agresywnie wyjść za napastnikiem lub odważnie włączyć się do akcji ofensywnej, bo ma świadomość, że gra obok inteligentnego partnera, który będzie umiał odpowiednio go zaasekurować. Przy Astizie Pazdan może grać tego bardziej mobilnego z dwójki środkowych obrońców i nie cierpią na tym inne aspekty gry, z dyrygowaniem całą formacją obronną włącznie.

W dosyć zaskakujący sposób Astiz stał się jednym z najcenniejszych wzmocnień Legii z tego sezonu, a przecież konkurencję miał niezwykle liczną. Być może nie jest to piłkarz na lata, ale też w ostatnich tygodniach potwierdził, że wciąż można na niego liczyć, a miejsce nawet nie tyle w szerokiej kadrze zespołu, ale w pierwszej jedenastce zwyczajnie mu się należy. Jakkolwiek spojrzeć, gdyby każdy nowy piłkarz Legii wnosił do zespołu tyle co Astiz, dziś ta nie musiałaby drżeć do ostatniej kolejki o obronę tytułu.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Ekstraklasa

Dobra wiadomość dla trenera Kolendowicza. Podstawowy zawodnik wraca do gry

Bartosz Lodko
0
Dobra wiadomość dla trenera Kolendowicza. Podstawowy zawodnik wraca do gry

Komentarze

48 komentarzy

Loading...