W poniedziałek nie można za dużo oczekiwać, ale jest kilka smaczków w pomeczowych rozmówkach, jest wciągający wywiad z Marcinem Broszem czy kilka niezłych felietonów. Zapraszamy na prasówkę otwierającą nowy tydzień.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Zaczynamy od weekendowych relacji z Ekstraklasy. Legia wygrała z Górnikiem, w Lubinie nie było sensacji i losy mistrzostwa rozstrzygną się za tydzień. Powody do zadowolenia miał także… Adam Nawałka.
(…) W poprzedniej kolejce, w podstawowej jedenastce Legii było aż dziewięciu obcokrajowców. W niedzielę proporcje się odwróciły – mecz zaczęło sześciu Polaków plus Miroslav Radović, który również ma paszport z orłem. W składzie znalazło się trzech graczy, których selekcjoner Adam Nawałka umieścił w 35-osobowym składzie na mundial w Rosji. W czerwonych koszulkach Górnika również biegało trzech takich piłkarzy, więc selekcjoner mógł zacierać ręce.
Arkadiusz Malarz nawet nie liczy na to, że Lech Poznań mógłby odpuścić Legii w ostatniej kolejce.
(…) Legia zagra w Poznaniu 51. mecz w sezonie – od początku do końca pod presją.
Nie ma chwili spokoju, ani wytchnienia. Ten sezon jest dziwny i ciężki. Tyle razy upadaliśmy i się podnosiliśmy, że widocznie tak ma być. Jedziemy do Poznania się bić o tytuł. Teraz wreszcie mamy tydzień przerwy, będzie czas się zregenerować, odpocząć i odpowiednio przygotować. Wszystko w naszych rękach. To nasz najważniejszy mecz.
(…) Lech nie ma szans na tytuł i już zagwarantował sobie udział w europejskich pucharach, więc…
…mecz z nami potraktuje jak spotkanie o mistrzostwo. Mogą mieć przegrany sezon, ale starcie z Legią jest dla nich najważniejsze. Tyle. My myślimy o sobie.
Jagiellonia po wygranej w Lubinie zachowała szanse na mistrzostwo. Zagłębie długo grało tak, jakby nie zamierzało przeszkadzać.
(…) Zagłębie po „przewrocie pałacowym” znalazło się w ostatnich tygodniach w bardzo specyficznej sytuacji. Odwołano prezesa Roberta Sadowskiego (już pal licho słusznie czy nie – można było z ogłoszeniem tego poczekać do końca sezonu) i zwolniono dyrektora sportowego Dariusza Motałę. Nowego dyrektora oficjalnie nie ogłoszono, ale i tak tajemnicą poliszynela jest, że ma nim zostać widziany już na stadionie w Lubinie Michał Żewłakow. Trudno oczywiście stwierdzić to z całą pewnością, ale śledząc czasową zbieżność tej rewolucji z gwałtownym załamaniem się wyników pierwszej drużyny, wygląda to tak, jakby w szatnię wkradła się niepewność i chaos. Tego typu lubińskie tąpnięcia ziemi w przeszłości już niejednokrotnie pochłaniały nawet piłkarzy z ważnymi kontraktami. Twarde fakty są takie: piłkarze Zagłębia po raz trzeci z rzędu grali w kiepskim stylu. Trener Mariusz Lewandowski zapowiadał chęć rehabilitacji za porażki z Górnikiem Zabrze i Wisłą Kraków, tylko że na boisku nie było tego widać.
W Wiśle Płock nie ukrywają już, że brak europejskich pucharów byłby pewną porażką.
(…) Przed sezonem nikt w Płocku nie podejrzewał, że w ostatniej kolejce Wisła będzie grać o prawo do gry w eliminacjach europejskich pucharów.
– Jeśli się nie uda, będziemy rozczarowani. Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Przed rozpoczęciem rozgrywek mówiliśmy, że walczymy o utrzymanie. Dziś jesteśmy blisko zakończenia sezonu na czwartym miejscu – mówił kilka dni temu prezes Wisły, Jacek Kruszewski.
Paweł Brożek pożegnał się z kibicami Wisły Kraków w najlepszy możliwy sposób. Jego gol w ostatniej sekundzie uratował gospodarzom remis z Lechem Poznań. Nic dziwnego, że to on i Arkadiusz Głowacki byli najbardziej rozchwytywani przez dziennikarzy.
(…) Był moment, w którym musiał pan walczyć z łzami?
Cały dzień miałem trochę niespokojny. Nie byłem sobą. Wiedziałem, że najgorsze, czyli konferencja prasowa, już za mną. Tam było ciężko. Teraz też niewiele brakowało, szczególnie przed wejściem na boisko, by popłynęły łzy, ale kolejny raz wytrzymałem. W szatni dostałem podziękowania od drużyny i sam podziękowałem jej za wspaniałe momenty oraz czas spędzony z nimi. Może jeszcze pomyślimy nad pożegnaniem w gronie zespołu, połączonym z podsumowaniem sezonu. Zobaczymy, jaki będzie wynik w Zabrzu.
Kolejne relacje.
Spadek Sandecji? Problem mniej – pisze Antoni Bugajski.
Trzeba współczuć kibicom Sandecji, że ich ukochana drużyna spada z ekstraklasy, ale pewnie nawet niektórzy z nich przyjmują ten fakt jednak z uczuciem ulgi. To była miłość na odległość, toksyczny związek, generujący maksimum problemów przy śladowej satysfakcji.
Sandecja nie sprostała lidze pod względem sportowym, organizacyjnym, finansowym i infrastrukturalnym. Czyli pod każdym, który ma znaczenie. Przez rok trzeba było tolerować to dziwowisko – klub siedzibę miał w Nowym Sączu, ale swoje mecze rozgrywał w oddalonej o 75 kilometrów Niecieczy, a w decydującym o utrzymaniu meczu jego umowny dom był jeszcze dalej, bo z Sącza do Mielca jest 115 kilometrów. Przy furze naiwnej wyrozumiałości można by jeszcze przymknąć oko na tę absurdalną logistykę w pierwszym sezonie po awansie, ale już zapadła decyzja, że w następnych rozgrywkach Sandecja ekstraklasowych rywali znowu podejmowałaby w Niecieczy!
Najciekawszy materiał w tym numerze. Łukasz Olkowicz prześwietla trenera Górnika Zabrze, Marcina Brosza.
Łukasz Olkowicz: Skąd pomysł na młodego Górnika?
Marcin Brosz: Z klubu. Taka jest jego strategia.
Nie z biedy?
Marcin Brosz: Nie.
A kto go zaproponował?
Marcin Brosz: Zostańmy przy tym, że to pomysł Górnika. Nie jednej-dwóch osób, ale większej liczby. Musiał to też zaakceptować właściciel klubu. Co najważniejsze, kibice dają nam sygnał, że utożsamiają się z tym.
Jaki jest zabrzański przepis na sukces?
Marcin Brosz: Po spadku wyselekcjonowaliśmy piłkarzy, którzy mieli dać największe szanse na odbudowę klubu. Obok nich zebraliśmy młodzież związaną z regionem. Na początku ci starsi mieli tworzyć zespół, a mniej doświadczeni rozwijać się przy nich, dojrzewać. Pamiętam, że w pierwszym meczu z Miedzą z młodych wyszli w składzie tylko Mateusz Kuchta i Marcin Urynowicz.
Co było momentem przełomowym, w którym zobaczył pan, że proporcje w drużynie zaczynają się zmieniać?
Marcin Brosz: Obóz w Słowenii po pół roku. Pierwszy zespół przegrał z NK Celje 0:2, a dzień wcześniej nasz teoretycznie słabszy skład pokonał 3:0 drużynę na podobnym poziomie, co Celje – NK Krško. I nie chodziło tylko o wynik, ale podejście, jakość gry, styl, rozgrywanie akcji. Było widać, że coś zaskoczyło.
Robert Lewandowski po raz trzeci królem strzelców Bundesligi i kilka innych tekstów z lig zagranicznych.
Przemysław Rudzki porównuje piłkarzy Premier League do bohaterów seriali.
(…) Zacznę, nie, nie od Manchesteru City, o którym później, lecz od Burnley, ponieważ to co zrobili The Clarets ociera się o kosmos, nic dziwnego, że przychodzi mi na myśl tylko jeden tytuł – „Stranger Things”. Przecież piłkarze Seana Dyche’a w brutalnym świecie Demogorgona, który tutaj jawi się pod postacią pieniędzy, nadprzyrodzonych sił przeciwników, przy własnych ograniczeniach, to oczywista metafora chłopców na bmx-ach z cudownej, netflixowej produkcji made in USA.
Jose Mourinho, nie sposób go pominąć. Portugalczyk przed laty był jednym z moich ulubionych trenerów, ale z upływem lat zmienił się zdecydowanie na gorsze. Zgorzkniał, zaczął zaprzeczać samemu sobie, uważam jednak, że to wciąż postać zasługująca na wiele nagród, a porównałbym go do Dr. House’a. W końcu, jak głosi mój ulubiony portal filmowy Filmweb.pl w opisie serialu: „Grupa lekarzy na czele z charyzmatycznym, acz aspołecznym doktorem House’em diagnozuje nietypowe choroby, niejednokrotnie ratując życie pacjentom”. I myślę, że Mourinho, choć można mieć do niego dużo zastrzeżeń, naprawdę ratuje Manchester United. Albo inaczej: ratuje jak może po depresji, w jaką klub zapadł po odejściu sir Aleksa Fergusona. W kwestii rozgrywania swoich przeciwników, „mind games”, JM kojarzy mi się jednoznacznie z Frankiem Underwoodem z „House of Cards”, jednak z racji zarzutów, jakie stawiane są ostatnio Kevinowi Spacey’emu, byłoby to bardzo niekorzystne porównanie.
Jerzy Dudek żegna Arsenal Arsene’a Wengera.
(…) W maju lub czerwcu 2001 roku dostałem telefon z Londynu: „Hej, tu Arsene Wenger, zapraszam cię do siebie, do Arsenalu”. Dostałem zgodę szefów klubu, aby polecieć na rekonesans. To był dla mnie szok kulturowy, jak i sportowy. Nigdy wcześniej nie miałem styczności z „piłkarską Anglią”. Arsene dopiero rozpoczynał budowanie wielkich Kanonierów, ale już wtedy był bardzo szanowany. Kiedy jechałem z klubowym kierowcą z lotniska na Highbury, zostałem poinstruowany, że to nie żaden „pan Wenger”, tylko „pan Boss”. Na poprzednim obiekcie Arsenalu po raz pierwszy spotkałem Francuza. Pokazał mi boisko, szatnię, i rozmawialiśmy. W ciągu kilkunastu minut wyłożył mi, jaki jest plan zespołu, jak ma zostać wzmocniony, jak ma grać, jaka byłaby moja rola… Cóż, oczarował mnie.
Ale jeszcze większym szokiem był dla mnie przejazd do klubowego ośrodka. Tam też było czuć rękę Wengera. On, pochłonięty japońskimi sposobami zarządzania, poukładał bazę treningową w niesamowity sposób. Jedną z rzeczy, które mnie zaskoczyły, było podejście do obuwia. Wchodzisz do ośrodka, jest brama i wielka szafa z butami. Nie mogłeś wejść w butach „z ulicy”, w „normalnym” obuwiu. Albo kapcie, albo jakieś inne buty zmienne, albo zostawałeś w samych skarpetach. Inna sportowa kultura.
SUPER EXPRESS
W “SE” ligowe tematy i trochę typowego tabloidu (Wojciech Szczęsny będzie ojcem, Marina w ciąży).
GAZETA WYBORCZA
Rafał Stec m.in. o tym, jakie mamy dziś bogactwo wyboru wśród napastników.
To ćwiczenie dla młodszych kibiców, starsi nie muszą naprężać zwojów mózgowych, bo doskonale pamiętają, jaka ekipa kopała pod biało-czerwoną flagą na mundialu w 2006 roku – ostatnim, na który awansowaliśmy. Pamiętają, że w ataku miał rządzić Maciej Żurawski, którego zagraniczna karierka trwała rok, po niezłym starcie w Celticu Glasgow blado wyglądał i w greckiej Larisie, i w cypryjskiej Omonii. Że wspierał go Euzebiusz Smolarek, który potem tułał się po rozmaitych ligach katarskich, a sport rzucał przedwcześnie w Jagiellonii Białystok. Że za nimi czaił się rączy Ireneusz Jeleń, który galopował w średnim klubiku tzw. ekstraklasy. Że napadać przeciwników mieli jeszcze Paweł Brożek, który nie zdołał podbić nawet Trabzonsporu, oraz Grzegorz Rasiak – drągal zgrabny w ruchach jak wózek widłowy, bodaj najbardziej obśmiewany drewniak w dziejach naszego piłkarstwa, brutalnie odrzucany przez pierwszą ligę angielską. Bida, że aż piszczy.
Przepraszam – piszczało. Kiedy w piątek Adam Nawałka ogłaszał szeroką kadrę na mundial 2018, pomyślałem, że wyżej wymienieni nie pomieściliby się nawet w gronie 35 wyselekcjonowanych przez niego nazwisk. Ba, niektórych pominiętych przez trenera piłkarzy nosilibyśmy przed poprzednimi polskimi mistrzostwami świata na rękach, traktowalibyśmy ich jak gwiazdy!
Plus trochę piłkarskiego weekendu.
Fot. FotoPyk