Reklama

Do mistrza Polski jeden krok

redakcja

Autor:redakcja

13 maja 2018, 20:44 • 3 min czytania 126 komentarzy

Niezwykle wyboista. Usłana cierniami, okupiona krótkimi i dłuższymi chwilami zwątpienia. Droga Legii Warszawa po obronę ekstraklasowego tytułu była do tej pory naprawdę trudna, przez wiele jej fragmentów stołeczny zespół nie przeszedł z mistrzowską gracją. Raczej czołgając się po piachu, zdzierając kolana po kolejnych wywrotkach. Ale meta jest już w zasięgu wzroku – dziś Legia pokonała absolutnie kluczowy odcinek – wygrała 2:0 z zabrzańskim Górnikiem.

Do mistrza Polski jeden krok

I choć na początku wydawać się mogło, że zespół ze Śląska poprzeczkę zawiesi naprawdę wysoko, w przekroju całego spotkania miał po prostu za mało atutów. Nie sposób wskazać jednego zawodnika, który zdecydowanie wyróżniłby się na tle kolegów. Znacznie prościej – tych, którzy zagrali mocno poniżej swego poziomu. Dopiero co powołany do szerokiej kadry Adama Nawałki Rafał Kurzawa miewał problemy z przyjęciem najprostszych piłek, napastnicy Urynowicz i Angulo nie potrafili zdominować stoperów Legii, którzy zagrali dziś po profesorsku. A i Hiszpan, i Paweł Bochniewicz kompletnie nawalili w dwóch określających wynik momentach.

Angulo jeszcze przy stanie 0:0 wyszedł sam na sam z Arkadiuszem Malarzem, minął go, ale nie potrafił tak pewnie, jak w pierwszym spotkaniu tego sezonu z Legią, posłać piłki do siatki. Zamiast tego trafił w słupek. Bochniewicz zaś przez cały mecz raczej pewny, raczej nieprzegrywający pojedynków, dał ciała przy najważniejszym wybiciu piłki w przeciągu całych 90 minut. Zamiast wślizgiem przenieść piłkę nad poprzeczką, zapakował ją do własnej siatki i podwoił prowadzenie gospodarzy.

Wcześniej bowiem, jeszcze przed przerwą, Tomasza Loskę pokonał Sebastian Szymański. Dziś – zupełnie inaczej niż Kurzawa – zdecydowanie nakręcony umieszczeniem na 35-osobowej liście Nawałki. Potwierdził to nie tylko strzałem z rzutu wolnego z bardzo ostrego kąta, którym zaskoczył bramkarza Górnika, ale też w wielu akcjach, w gdy brał ciężar rozegrania na siebie i nie bał się nieoczywistych, trudnych rozwiązań.

Trzeba też, skoro już przy chwaleniu jesteśmy, postawić duży plusik przy nazwisku Marko Vesovicia. Gdy trafiał do naszej ligi, chorwaccy dziennikarze przedstawiali nam go jako zawodnika, któremu nigdy nie można zarzucić, że mu się nie chce. Dziś dał tego najlepszy przykład. Tam, gdzie coś się działo, tam był i Vesović. To jego akcja, kiedy wykręcił efektowny piruet pod kryciem Koja, dała Szymańskiemu wolnego na 1:0. To on powinien też mieć asystę przy bramce Kaspera Hamalainena w drugiej części spotkania, gdyby Fin nie przeniósł piłki nad poprzeczką. A przecież sam także poważnie zagroził bramce Loski, gdy posłał potężną bombę w boczną siatkę. Jak ocenił Tomasz Wieszczycki – pod czym sami również się podpisujemy – gdyby trafił, golkiper zabrzan nie miałby nic do gadania.

Reklama

I tak jak Górnik nie miał dziś mocnych punktów, dzięki którym po golu Szymańskiego mógłby dać nadzieję na odwrócenie losów meczu, tak w Legii trudno wskazać te słabe. Jeśli mielibyśmy się czepiać, to Łukasza Brozia, który władował się łokciem w rywala, przez co tuż po golu na 2:0 osłabił drużynę. I chyba też Artura Jędrzejczyka, ponieważ cały mecz grał nieźle, ale powinien grubiej dać dziś na tacę za to, że nie wyleciał za swój wślizg.

Zdecydowanie trudno jednak mówić o tym, że Legia na wygraną sobie rzetelnie dziś nie zapracowała. Tak jak wielokrotnie w tym sezonie szła do mety mocno chwiejnym krokiem, tak dziś przedostatni odcinek przebyła juz naprawdę pewnie. I dzięki temu jeden, jedyny punkcik wystarczy jej, by w Poznaniu sięgnąć po kolejne mistrzostwo Polski.

[event_results 461062]

fot. FotoPyK

Reklama

Najnowsze

Komentarze

126 komentarzy

Loading...