Reklama

Spokojne utrzymanie? Nie, to nie dla nas! Piast rozdaje punkty rywalom

redakcja

Autor:redakcja

12 maja 2018, 09:42 • 4 min czytania 7 komentarzy

Wiele piszemy w tym sezonie o tym, że nikt w ekstraklasie nie chce wziąć ligi za lejce i wypruć przed rywali w wyścigu po mistrzostwo kraju. Ale podobnie można spojrzeć na walkę o utrzymanie – taka Sandecja nie wygrała meczu przez pół roku, a wciąż może się utrzymać. Tlen podają jej rywale z dołu tabeli, którzy co kolejkę zapraszają Sączersów do wyprzedzenia się w tabeli. Gdybyśmy mieli wskazać drużynę, która konsekwentnie sama siebie wikła w problemy, to wskazalibyśmy na Piasta Gliwice. Jeśli gliwiczanie polecą ostatecznie z ligi, to będą mogli sobie pogratulować tytułu frajerów sezonu.

Spokojne utrzymanie? Nie, to nie dla nas! Piast rozdaje punkty rywalom

Piast na dwie kolejki przed końcem sezonu ma jedynie punkt przewagi nad strefą spadkową. O ile w Gdańsku mogą już pewnie spać spokojnie, bo coś nie chce nam się wierzyć, że Lechia zdąży jeszcze zlecieć z ekstraklasy, o tyle w Gliwicach wciąż muszą trząść portkami. I naprawdę – doprowadzili do tego na własne życzenie, bo okazji do zapewnienia sobie utrzymania mieli już kilka, ale za każdym razem na pytanie “chcecie nerwówki w ostatnich kolejkach?” odpowiadali jak Taco Hemingway “bardzo proszę”.

Mamy wrażenie, że ta lista wtop Piasta zaczęła się nie na boisku, a ciut obok niego. Konkretnie na linii wyznaczonej przez płot odgradzający murawę od trybun. Kto wie gdzie teraz byłby zespół Waldemara Fornalika, gdyby nie to, że ich kibice postanowili zabawić się w jaskiniowców w derbowym starciu z Górnikiem Zabrze. Ale co się stało, to się nie odstanie – płot padł, paru oszołomów zrobiło sobie przebieżkę po boisku, a Piast stracił szansę na dowiezienie zwycięstwa do końca. Dziś trzy punkty z tamtego spotkania dawałyby duży komfort.

Ale w porządku, bo przecież nie od jednego spotkania zależą losy utrzymania. Mówimy tu przecież o meczu z 26. kolejki, a zatem do końca sezonu było o co grać. Trzech punktów za zwycięstwo na Górnikiem nie było, Piast został ukarany walkowerem, ale wciąż pozostawał w grze. Jednak w kolejnych starciach regularnie oddawał rywalom punkty. I tym razem nie przez grupkę bandziorów z trybun, a przez własną postawę na boisku.

Lećmy po kolei:

Reklama

– 29. kolejka, Piast gra na wyjeździe z Wisłą Płock. Goście mają szansę na wywiezienie z trudnego terenu cennego remisu, wszystko zmierza ku temu, że ekipa Fornalika wróci do domu z punktem. Ale w 87. minucie gola strzela im Alan Uryga. Tak, tak, ten sam, który wcześniej przez sto meczów nie potrafił w ekstraklasie pokonać bramkarza. Piast pozwala się gonić, bo w tej samej kolejce Termalica pokonuje Cracovię, a Sandecja remisuje z Górnikiem.

– 30. kolejka, kluczowy mecz dla układu grupy spadkowej, Piast podejmuje Bruk-Bet. Już po kwadransie gry gospodarze za sprawą Jakuba Czerwińskiego wychodzą na prowadzenie. Gliwiczanie w tej chwili odskakują zespołom z czerwonej strefy, łapią trochę oddechu. Ale zespół Fornalika zaczął się cofać coraz głębiej i głębiej, co skończyło się golem Gutkovskisa w doliczonym czasie gry. Golem ze spalonego, to fakt, ale gdyby Piast nie oddał inicjatywy, w ogóle nie naraziłby się na tę kontrowersję. Zamiast trzech punktów był jeden. Zamiast uciekania od strefy spadkowej było zachowanie statusu quo.

– 34. kolejka i znów Piast w ostatnich minutach meczu oddaje punkty, tym razem Sandecji. Gliwiczanie mieli w garści jedno oczko, ale skończyło się na zerze, gdy Wojciech Trochim chwilę przed końcem spotkania wcisnął gola na 2:1. Sączersi dali sygnał, że ich spadek nie jest jeszcze przesądzony.

– 35. kolejka, kolejne spotkanie cholernie istotne dla układu dolnej czwórki. Do Gliwic przyjechała Lechia i długo szło jej po grudzie. Nie to, żeby Piast prowadził jakoś wyraźnie grę, ale gdańszczanie właściwie nie zagrozili jego bramce. Gapiostwo Marcina Pietrowskiego wykorzystał Michał Nalepa, a po jego trafieniu Lechia się przebudziła i w drugiej połowie strzeliła drugiego gola. Piast właściwie sam doprowadził do tego, że w tym meczu nie ugrał choćby punktu, bo rywale byli w ich zasięgu.

Podliczmy – trzy punkty za Górnika, punkt w Płocku, punkt z Bruk-Betem, dwa punkty więcej za starcie z Sandecją, punkt za spieprzone spotkanie przeciwko Lechii. Łącznie daje nam to osiem punktów oddanych w ostatnich dziesięciu kolejkach. Osiem punktów, które sprawiłyby, że dziś w Gliwicach planowaliby spokojne urlopy, a nie obgryzali paznokci przed dwoma ostatnimi meczami.

Jasne, wciąż wszystko w nogach gliwiczan. Szczególnie w kontekście ostatniej kolejki, gdy na Górny Śląsk przyjedzie Termalica. Niemniej Piast sam wplątał się w kłopoty, które mogą drogo go kosztować. I nawet jeśli w przekroju całego sezonu oglądało ich się ciut przyjemniej niż Termalicę czy Sandecję, to jednak wcale nie będziemy zszokowani ich spadkiem. Bo sorry, Winnetou, ale jeśli wypuszczasz tyle punktów i to w tak frajerski sposób, to nie dziw się, że grunt leci ci spod stóp.

Reklama

fot. 400mm.pl/Jakub Gruca

Najnowsze

Komentarze

7 komentarzy

Loading...