Reklama

Piast pomylił Ekstraklasę z grą w tysiąca – no i teraz ma przerąbane

redakcja

Autor:redakcja

12 maja 2018, 18:01 • 4 min czytania 25 komentarzy

Dziwny to był mecz. Gdybyśmy mieli oceniać same wrażenia estetyczne – bez wątpienia postawilibyśmy więcej plusików przy Piaście. Waldemar Fornalik zestawił skład bardzo ofensywnie, co miało przełożenie na wydarzenia boiskowe. To goście dominowali na przestrzeni 90 minut, ale ich skuteczność wołała o pomstę do nieba. Trochę było w tym wkalkulowanego ryzyka, trochę niefrasobliwości, trochę pecha… Taka mieszanka wystarczyła jednak, by przegrać dziś we Wrocławiu i jeszcze bardziej skomplikować sobie sytuację przed zakończeniem ligi.

Piast pomylił Ekstraklasę z grą w tysiąca – no i teraz ma przerąbane

Jeśli ostatnio, przy okazji starcia z Lechią, fani Piasta byli wkurzeni i krzyczeli różne niecenzuralne rzeczy w kierunku zawodników oraz Waldemara Fornalika, to co mogliby zrobić dzisiaj? Chyba tylko rozłożyć ręce z bezradności, pokiwać głowami i ewentualnie chwycić za różańce, skoro przyziemne metody w żaden sposób nie poprawiają gry zespołu, któremu kibicują.

Nie bylibyśmy specjalnie zdziwieni, gdyby równie zrezygnowani byli sami dzisiejsi goście. Tak naprawdę dwoili i troili się, aby z Wrocławia wracać z tarczą, a nie na niej, aczkolwiek praktycznie w żaden sposób nie potrafili pokonać Słowika. I nawet nie chodzi o to, że bramkarz Wojskowych interweniował dziś jakoś wybitnie. Wręcz przeciwnie – kiedy Bóg rozdawał różne cechy, golkiper stał w kolejce po farta. A to Sedlar minimalnie niecelnie uderzył z przewrotki, choć Słowik był źle ustawiony. A to innym razem uratowała go poprzeczka, kiedy na strzał lobem decydował się Papadopoulos. A to jeszcze raz obramowanie bramki wykonało jego robotę, gdy bliżej końca pierwszej połowy z dystansu przyładował w nie Sedlar. Mało? Tuż przed końcowym gwizdkiem w słupek trafił jeszcze Pietrowski. Gdyby grali w tysiąca – wygraliby w cuglach, ale normalnych rozgrywkach ligowych za takie rzeczy punktów nikt nie przyznaje.

Co warto było zauważyć w grze Piasta, to to, że mieli różne pomysły na sforsowanie defensywy Śląska. Zagrożenie stwarzali bowiem i po kontrach, i po ataku pozycyjnym, a także przy okazji dośrodkowań z gry i stałych fragmentów. Tu znów kolejny przykład akcji, która powinna była zakończyć się golem – gdyby tylko Mak nie zdjął Papadopoulosowi piłki z samego nosa. Albo gdyby Szczepaniak nieco lepiej przycelował przy okazji strzału szczupakiem, chociaż w tym drugim przypadku nie możemy narzekać, wszak była to bardzo trudna sytuacja do wykończenia.

Niestety dla gliwiczan to nie oni wycisnęli dziś maksimum ze swoich akcji. Co z tego, że częściej mieli futbolówkę przy nogach (przez prawie 60% czasu) i próbowali prostopadłych podań, skoro dobrego wykończenia zwyczajnie nie było? Nic nie dawały kolejne próby strzałów Badii – głównie z dystansu – bo lądowały one albo gdzieś w trybunach, albo na murze ustawionym przy rzucie wolnym. Liczne centry w drugiej połowie również wnosiły tyle co nic, nawet pomimo oddawanych po nich uderzeń. Dopiero szybki wyrzut z autu do Szczepaniaka, zagranie do Maka i zgranie do Zivca przyniosło oczekiwany efekt, choć trzeba przyznać, iż rykoszet też zrobił tu dużą robotę. No ale lepsza taka bramka kontaktowa niż żadna.

Reklama

To jednak Wrocławianie popisali się imponującą skutecznością. A piszemy tak dlatego, ponieważ klarownych sytuacji wykreowali sobie stosunkowo mało, ale kiedy już do jakiejś dochodzili, wykorzystywali ją z precyzją płatnego zabójcy. Najpierw w tę rolę wcielił się Robert Pich, który pokonał Szmatułę dzięki opanowaniu piłki i idealnemu podaniu Cholewiaka. Nikt nie nadążył za wbiegającym w pole karne Słowakiem. Później natomiast ułamek swojego talentu pokazał Kamil Vacek. Czech pięknym prostopadłym obsłużył Łuczaka, a ten za chwilę wyłożył futbolówkę Robakowi. Niezłego nosa miał trener Pawłowski, kiedy wprowadzał przedostatniego z wymienionych za Jakuba Koseckiego, który mniej więcej po 30 minutach gry musiał opuścić boisko z powodu kontuzji.

Piast nie potrafił odpowiedzieć na te dwa ciosy, choć – paradoksalnie – to on miał dziś więcej atutów po swojej stronie. Bo podopieczni Waldemara Fornalika praktycznie w każdym aspekcie byli dziś lepsi. Tylko w tym najważniejszym, czyli pod względem strzelonych goli, nie potrafili dorównać gospodarzom. Nawet pomimo kilku napędzających podań Vassiljeva, dryblingów niezwykle aktywnego dziś Maka, ofensywnych zmian oraz paru innych aspektów, o których wspomnieliśmy wcześniej. Ba, w końcu to gospodarze dołożyli trzecią sztukę, po tym jak Sedlar popełnił błąd przy wyprowadzaniu akcji, z czego skorzystał Piech wypuszczając na wolne pole Picha. A ten z dziecinną łatwością umieścił piłkę w siatce.

Presja na Piaście jest teraz ogromna. Być może to ona zrobiła dziś różnicę? Śląsk grał na dużym luzie, a prowadzenie tylko mu go dodawało. Piast – wręcz przeciwnie, ale to nie dziwota, skoro ich sytuacja w Ekstraklasie właśnie stała się wręcz przerąbana. W równoległym spotkaniu wygrała bowiem Termalica, a w związku z tym to właśnie ekipa z Niecieczy, kosztem gliwiczan, znalazła się poza strefą spadkową. Ich szczęście w nieszczęściu tkwi w tym, że to właśnie starciem z Bruk-Betem gliwiczanie zakończą sezon. Będą musieli je wygrać, aby pozostać w Ekstraklasie. Jeśli dotychczas udzielała się im nerwówka, to przed ostatnią kolejką chyba będą musieli wypić całą wannę melisy.

[event_results 460619]

Fot. 400mm.pl

Najnowsze

Komentarze

25 komentarzy

Loading...