Reklama

Karuzela kręci się coraz szybciej, faworyci do awansu nie zawiedli

redakcja

Autor:redakcja

09 maja 2018, 23:44 • 9 min czytania 9 komentarzy

Na poziom w I lidze można narzekać, ale pod względem emocji nie ma mocnych na zaplecze ekstraklasy. Za nami 30. kolejka, a realne szanse na awans nadal ma jeszcze dziewięć drużyn. Dzisiaj działo się naprawdę sporo, ale najważniejsza informacja jest taka, iż główni faworyci do awansu nie zawiedli. Zapraszamy na obszerną relację z dzisiejszego dnia.

Karuzela kręci się coraz szybciej, faworyci do awansu nie zawiedli

Sprawozdanie z 30. kolejki I ligi zaczniemy od spotkania, w którym spotkały się dwie drużyny z czołówki, czyli Chojniczanka i Stal Mielec. Do Chojnic niestety nie pojechaliśmy, ale przekręciliśmy do wiceprezesa klubu, Jarosława Klauzo, by opowiedział nam, co wydarzyło się w tym starciu.

Jak serce, bo domyślam się, że nerwy były do samego końca?

Stan przedzawałowy! Naprawdę ciężko cokolwiek mi teraz powiedzieć, bo już nie pamiętam kiedy ostatnio tak się denerwowałem. Najważniejsze jednak, że udało nam się wygrać i jedziemy dalej. Choć muszę powiedzieć, że nerwy mogły skończyć się troszeczkę szybciej, bo Damian Piotrowski – w końcówce meczu – nieźle uderzył z ostrego kąta, jednak bramkarz Stali wybronił ten strzał.

Zasłużenie wygraliście ten mecz?

Reklama

Zasłużyliśmy w innych meczach na zwycięstwo, a nie wygraliśmy. Szczerze powiem, że Stal przeważała w posiadaniu piłki, a także miała bardzo dużo strzałów. Większość była jednak niecelnych, ale to nie zmienia faktu, że tworzyli zagrożenie pod naszą bramką. Tak więc gra kombinacyjna była po ich stronie.

My strzeliliśmy szybko bramkę – po stałym fragmencie gry – na początku spotkania , co trochę nam ułożyło ten mecz. Można powiedzieć, że w pierwszej połowie gra była wyrównana, ale w drugiej części mocniej nas przycisnęli. Co chwilę kotłowało się w naszym polu karnym, bo Stal miała sporo dośrodkowań. Mielczanie trafili też w spojenie słupka z poprzeczką. Była też sytuacja, w której Janukiewicz wyjął piłkę z samego okienka.

Który zawodnik zasłużył dzisiaj na pochwałę prezesa?

Najbardziej podobał mi się Oskar Paprzycki, który moim zdaniem zagrał bardzo dobry mecz. Chciałbym jednak pochwalić całą drużynę, bo wszyscy zapieprzali od pierwszej do ostatniej minuty. Bardzo doceniam taką postawę i mam nadzieję, że pociągniemy tak do ostatniej kolejki.

Chojniczanka – Stal Mielec 1:0

1:0 Lisowski 10′

Reklama

***

Pięć dni temu GieKSa wtopiła z przeciętnym Stomilem, a Jacek Paszulewicz w ten sposób skomentował występ swoich piłkarzy: – Zasłużyli na kopa w tyłek.

Jesteśmy ciekawi, jakich słów użył trener katowiczan w przerwie dzisiejszego meczu, bo pierwsza połowa była nudna do tego stopnia, że wypiliśmy trzy kawy – jedna na kwadrans – a spać się nadal chciało. Właściwie jedynie Mączyński sprawiał wrażenie piłkarza, który wyszedł zmotywowany na dzisiejszy mecz. Mateusz kilkukrotnie centrował do kolegów z drużyny, ale tych albo uprzedzał Leszczyński, albo dośrodkowanie było minimalnie za mocne. Generalnie było jednak tak, że Mączyński próbował kreować akcje jako jedyny w ekipie Paszulewicza, a to przecież lewy obrońca, co chyba najlepiej świadczyło o problemie gospodarzy. A problem ten był całkiem spory, bo przede wszystkim nie było widać u katowiczan pomysłu na grę w ofensywie. Gdy dostawali się już w pole karne przeciwników, to głupieli i tracili piłkę, tak jak zrobili to Volas i Prokić… Po drugiej stronie rzeki mieliśmy piłkarzy Podbeskidzia, którzy niekoniecznie byli nastawieni na atak pozycyjny. Co nie znaczy, że próbowali ukłuć gospodarzy grając z kontry. Niestety, ale nic z tych rzeczy.

GKS Katowice mógł uratować tylko cud, bo naprawdę nie zapowiadało się, że strzeli bramkę. I ten nastąpił dwa razy, bo GKS kompletnie nic nie grał, a wsadził dwa gole. Pierwszy padł bezpośrednio po dośrodkowaniu. Tak, tak… nie przewidzieliście się, gdyż Mączyński ponownie chciał wrzucić futbolówkę w pole karne, ale zrobił to tak, że piłka wpadła do bramki. Chwilę później mieliśmy rzut rożny i pusty przelot Leszczyńskiego wykorzystał Volas, który dograł do Klemenza, by ten skierował piłkę do pustej bramki.

Podbeskidzie traciło już dwie bramki do GieKSy, ale nadal nie zamierzało atakować, co skończyło się dla nich tragicznie. Dobił ich Adrian Błąd, który kropnął z dystansu. Co prawda drużyna z Katowic nie zagrała dzisiaj wybitnego spotkania, ale Podbeskidzie ustawiło poprzeczkę na wysokości krawężnika. Cóż, jeśli najlepszą okazją w meczu jest strzał Sierpiny z rzutu wolnego, to nawet o remisie nie powinno się marzyć.

GKS Katowice – Podbeskidzie 3:0 (0:0)

1:0 Mączyński 52′

2:0 Klemenz 54′

3:0 Błąd 77′

***

Oczywiście jedną z wielu drużyn, które liczą się w walce o awans jest Zagłębie Sosnowiec. Piłkarze Dariusza Dudka na własnym terenie podejmowali dzisiaj Drutex-Bytovię Bytów, co oznaczało trudny mecz, ponieważ Bytowianie byli ostatnio w niezłej dyspozycji. Skończyło się jednak zasłużonym i ważnym zwycięstwem Zagłębia. Duża w tym zasługa Adama Banasiaka, bo to on piekielnie mocno uderzył z rzutu wolnego, co ostatecznie przyniosło bramkę. Co prawda Szromnik wyczuł intencje strzelca i dotknął nawet piłkę, ale uderzenie było niezwykle mocne i przełamało mu rękę. Bohater drużyny z Sosnowca był dzisiaj niezwykle aktywny, co często kończyło się faulami. Dwukrotnie 28-latek padał w polu karnym gości i domagał się rzutu karnego od arbitra. Raz sędzia przyznał mu rację i gwizdnął “jedenastkę” dla gospodarzy, którą pewnie na bramkę zamienił Lewicki. A jak już jesteśmy przy Szymonie, to warto zaznaczyć, że chwilę wcześniej strzelał z okolic 7-metra, ale kapitalną obroną popisał się bramkarz gości.

Przyjezdni mieli chęci, ale byli dzisiaj słabsi. Całkiem niezłe zawody rozgrywał Kuzdra, który potrafił znaleźć w polu karnym Surdykowskiego, ale ten dzisiaj najwyraźniej nie miał dobrego dnia, bo fatalnie spudłował. Sam Kuzdra również próbował uderzeń, ale zawsze minimalnie brakowało mu precyzji. Bramka dla Drutexu jednak padła, gdy jedno z kilku dośrodkowań na bramkę zamienił Rzuchowski. Trzeba jednak zaznaczyć, że Bytovia szans na wyrównanie już nie miała, bo po bramce kontaktowej żaden z piłkarzy gości nie dał się zapamiętać z pozytywnej strony. Co innego z negatywnej, bo Tymoteusz Puchacz został uderzony w twarz przez Kpassę. Co prawda nie był to mocny cios, a raczej popchnięcie, lecz czarnoskóremu zawodnikowi z Bytowa należała się czerwona kartka. Sędzia zamotał się jednak do tego stopnia, że z boiska wyrzucił Kuzdrę. Po ostatnim gwizdku arbitra sprawa została przeanalizowana, a Bytovia złożyła odwołanie. Dzisiaj będzie wiadomo, czy pomocnik bytowskiego klubu będzie mógł zagrać w sobotnim meczu z Wigrami Suwałki.

Zagłębie Sosnowiec – Drutex-Bytovia Bytów 2:1 (1:0)

1:0 Lewicki 32′

2:0  Banasiak 61′

2:1 Rzuchowski 67′

***

Co tam u lidera z Legnicy? Nerwowo, ale szczęśliwie. Miedź podejmowała dzisiaj na własnym stadionie Olimpię Grudziądz walczącą o utrzymanie, a więc była zdecydowanym liderem. I trzeba oddać gospodarzom, że byli dzisiaj stroną przeważającą, lecz mieli pecha. Podopieczni Nowaka nacierali od początku spotkania, a bramka dla nich wydawała się kilku minut. Najbliżej otworzenia wyniku był Marquitos, który świetnie uderzył głową, ale jeszcze lepszą interwencją popisał się Kaczmarek, który wyręczył bramkarza i wybił piłkę z linii bramkowej. Chwilę później Łobodziński znalazł w polu karnym Augustyniaka i wystawił mu piłkę jak na tacy, ale ten w nią nie trafił. Cóż, znane piłkarskie porzekadło mówi, że niewykorzystane sytuacje się mszczą, i tak było tym razem. Jedna z niewielu akcji ofensywnych przyjezdnych zakończyła się golem Jazvicia.

Stracona bramka tylko rozjuszyła gospodarzy, którzy ruszyli na bramkę Olimpii z jeszcze większym impetem. W rolę głównego dowodzącego wcielił się Forsell. Fin strzelał, dośrodkowywał, ale tym akcjom zawsze brakowało lepszego wykończenia. Podobnie było przy strzale De Amo Pereza, który został wybroniony, lecz tym razem Łobodziński znalazł się w odpowiednim miejscu i czasie, by futbolówkę dobić. Po wyrównującym trafieniu Miedź nakręciła się jeszcze bardziej i szukała zwycięskiego gola, który padł w końcówce meczu, gdy w polu karnym Olimpii było ogromne zamieszanie. Największym spryciarzem w tej sytuacji okazał się Augustyniak, który wbił piłkę do siatki.

Bez wątpienia Miedź była drużyną lepszą, ale mało brakowało, a straciłaby dzisiaj punkty. Paradoks tej sytuacji byłby taki, że z całej czołówki, to oni rozegrali dzisiaj najlepszy mecz.

Miedź Legnica – Olimpia Grudziądz 2:1 (0:1)

1:0 Jazvić 41′

1:1 Łobodziński 63′

2:1 Augustyniak 87′

***

Zacznijmy od parafrazy „Wesela” Stanisława Wyspiańskiego:

– Cóż tam, panie, w I lidze? Chorzowianie trzymają się mocno!?

– A, mój miły gospodarzu, mam przez cały sezon dosyć Ruchu.

Oczywiście trochę szkoda nam Ruchu Chorzów, bo jednak mówimy o zasłużonym klubie dla polskiego futbolu, ale naprawdę mamy już dość oglądania tej pseudo piłki. Od czasu odejścia Juana Ramona Rochy z klubu przy Cichej 6, dzieją się tam straszne rzeczy. Nie mówimy nawet o fatalnych wynikach, bo przegrać może każdy, ale nie w takim stylu. Oczywiście dzisiaj w meczu z Rakowem było po staremu, czyli bardzo słabiutko. Jedynie Mello wyglądał na gościa, któremu chciało się grać, a reszta myślami była już chyba na niezasłużonych wakacjach.

Gospodarze nie mieli żadnych problemów z tworzeniem groźnych sytuacji, których mieli dzisiaj  naprawdę bardzo dużo. Przede wszystkim podobała nam się gra Szczepańskiego, a zwłaszcza prostopadłe piłki, jakie zagrywał do kolegów w ataku. Rzecz jasna czasami zagrał lekko za mocno, ale przy piłce posłanej do Embalo wszystko było już idealnie. Włącznie z uderzeniem Portugalczyka, który pewnym uderzeniem wpakował piłkę do siatki.

Na całkiem niezłe pomysły w ofensywie wpadał również Formella, który dzisiejszy mecz spokojnie mógł skończyć z więcej niż jedną asystą. Generalnie 22-latek rozegrał dzisiaj kompletne spotkanie, bo pracował również w obronie, a poza tym miał kilka świetnych dośrodkowań. Wisienką na torcie była wrzutka do Rachmanowa, co ostatecznie dało mu asystę, bo piłkarz z Białorusi na raty – najpierw trafił w poprzeczkę – wepchnął futbolówkę do siatki. Były zawodnik Lecha miał również okazję na zdobycie gola, po tym jak dograł mu Embalo, ale obił tylko poprzeczkę.

Najlepsze podsumowanie postawy Ruchu? Totalny brak zaangażowania w grze pressingiem. Czasami mieliśmy wrażenie, że gdyby piłkarze Papszuna klepali przez pół godziny na własnej połowie, to goście i tak nie ruszyliby do ataku. Bierność w ofensywnie również była przerażająca, ale jednego gola i tak udało się wcisnąć Niebieskim. Choć dużo w tym było przypadku, bo po akcji Kowalskiego piłka szczęśliwie wpadła pod nogi Mateusza Hołowni, który skierował piłkę do siatki. Cóż, porażka różnicą jednej bramki, to i tak duży sukces Ruchu.

Raków Częstochowa – Ruch Chorzów 2:1 (2:0)

1:0 Rachmanow 5’

2:0 Embalo 22’

2:1 Hołownia 77’

***

Pozostałe mecze:

Puszcza – GKS Tychy 1:2 (Stefanik 87′ – Grzeszczyk 45′, Biernat 55′)

Wigry Suwałki – Chrobry Głogów 1:1 (Klimala 39′ – Bach 59′)

Pogoń Siedlce – Górnik Łęczna 1:1 (Zjawiński 40′ – Szewczyk 47′)

Odra Opole – Stomil Olsztyn 2:4 (Skrzypczak 65′, Mikinić 88 – Głowacki 5′, 60′, Siemaszko 45′, 48′)

Rzut okiem na tabelę:

tabbbb

Bartosz Burzyński

fot. Aleksandra Nawrocka

Najnowsze

Komentarze

9 komentarzy

Loading...