Reklama

ŚmIga aż miło: oto przyszła gwiazda polskiego tenisa

Jan Ciosek

Autor:Jan Ciosek

08 maja 2018, 16:24 • 7 min czytania 16 komentarzy

Pamiętacie niesamowity marsz reprezentacji Polski w górę rankingu FIFA, zakończony rozstawieniem w losowaniu grup na mundialu? Jest ktoś, kto na światowych listach notuje równie spektakularny progres. Jednak, podobnie jak piłkarzom Adama Nawałki, jej także trudno będzie utrzymać takie tempo. Czemu? Bo wcześniej skończy się ranking!

ŚmIga aż miło: oto przyszła gwiazda polskiego tenisa

Iga Świątek to 16-letnia polska tenisistka. Na razie w zestawieniu WTA jest na 330. miejscu. Jasne, już słyszymy te głosy: co mnie interesuje nastolatka z czwartej setki rankingu?! Na młodą Polkę jednak zdecydowanie warto zwrócić uwagę. Dość powiedzieć, że na liście WTA wyprzedzają ją zaledwie dwie dziewczyny młodsze od niej, w tym jedna z ogromnym wsparciem amerykańskiej federacji.

Awans o osiem miejsc… dziennie!

W pierwszej setce rankingu są trzy nastolatki: Catherine Bellis (#44), Marketa Vondrousova (#68) i Sofia Kenin (#90). Najmłodsza z nich ma jednak skończone 18 lat. Do dwusetnego miejsca znajdziemy w rankingu kolejnych 14 zawodniczek i wśród nich są dwa diamenciki: 15-letnia Marta Kostyuk (#133), o której niedawno pisaliśmy na Weszło, oraz 16-letnia Amanda Anisimova (#156), młodsza o równe trzy miesiące od Polki. Amerykanka bardzo korzysta na solidnym wsparciu Amerykańskiej Federacji Tenisowej. Nie podważając jej wielkiego talentu, trzeba wspomnieć, że najwięcej punktów rankingowych natłukła w Indian Wells, gdzie dostała dziką kartę i sensacyjnie dotarła aż do czwartej rundy, eliminując po drodze Anastazję Pawliuczenkową (#23) i Petrę Kvitovą (#9). To dało jej aż 120 punktów rankingowych i pozwoliło zaliczyć solidny skok. Przy skokach Igi Świątek wyglądał on jednak najwyżej jak wyczyn przedskoczka przy złotych występach Kamila Stocha.

Weźmy choćby najnowsze notowanie rankingu WTA. Przykładowo: Elise Mertens – plus trzy miejsca, Monica Puig – plus cztery, Aleksandra Krunic – plus siedem, Taylor Townsend – plus dwanaście, Vera Lapko – plus dwadzieścia. 17-letnia Anastazja Potapowa – aż plus czterdzieści osiem. A co na to Iga Świątek? Niebywały progres, o 82 pozycje w rankingu. A to jeszcze nic. Naprawdę grubo będzie, jeśli spojrzymy na ranking sprzed nieco ponad dwóch miesięcy, z końcówki lutego. Wtedy Iga Świątek zajmowała 899. miejsce na liście WTA. A potem się zaczęło: półfinał turnieju ITF w Sharm el Sheik (pula nagród 15 tysięcy dolarów) i skok o 200 miejsc. Zwycięstwo w turnieju ITF w Pelham (25 tysięcy) i skok o 270 miejsc. W ubiegłym tygodniu: udane eliminacje i półfinał turnieju w Charleston (80 tysięcy) i wspomniane 82 miejsca. To daje 569 miejsc w 10 tygodni, średnio postęp o jakieś 8 miejsc dziennie! Gdyby utrzymała takie tempo, w połowie czerwca zostałaby liderką rankingu. To oczywiście science-fiction i fantazja absolutnie niemożliwa do spełnienia. Ale pokazuje niewiarygodne tempo rozwoju młodej tenisistki Legii Warszawa.

Reklama

Rewanż po profesorsku

U Igi wszystko złożyło się świetnie. Bardzo duże znaczenie ma fakt, że pochodzi ze sportowej rodziny. Jej ojciec to olimpijczyk z Seulu. Starsza o dwa lata siostra Agata także grała w tenisa. Iga dzięki temu wcześnie zaczęła, co bardzo jej pomogło – tłumaczy Adam Romer, redaktor naczelny miesięcznika Tenisklub. – Szczęśliwie ułożyło się też, że bardzo szybko jak na tak młodą dziewczynę uzyskała finansowanie. Jest wspierana przez fundację Warsaw Sports Group, która inwestuje w jej karierę duże pieniądze. To widać choćby po wyjeździe do USA. Trener, trenerka od przygotowania ogólnorozwojowego, przeloty, hotele. Takie pięć tygodni kosztowało pewnie 25 tysięcy dolarów. Czyli to, co wygrała w tych turniejach, nie wystarczyło na pokrycie tych kosztów. Ale wyjazd do USA był znakomitym pomysłem, co widać zresztą po wynikach.

Rzeczywiście, trwające od początku amerykańskie tournée Igi Świątek musi robić wrażenie. I nie chodzi tylko o to, że zdołała w jego trakcie odnieść kilka cennych zwycięstw, w tym pierwsze w karierze nad rywalką z pierwszej setki rankingu. Ta wygrana zresztą też pokazuje, że ta dziewczyna uczy się w niesamowitym tempie. Pod koniec kwietnia w Charlottesville przeszła eliminacje, a w pierwszej rundzie wpadła na Marianę Duque-Marino, która kilka lat temu była 66. na świecie, a teraz jest w okolicach pierwszej setki. Iga dzielnie walczyła z notowaną o ponad 300 miejsc wyżej Kolumbijką, ale po zaciętym meczu przegrała. Tydzień później w Charleston też przeszła eliminacje, a potem gładko wygrała pierwszą rundę. W drugiej po raz kolejny wpadła na Duque-Marino. I po profesorsku ograła starszą o 12 lat rywalkę w dwóch setach (6:4, 6:2). Potem pokonała także doświadczoną Irinę Falconi, zanim odpadła w półfinale z najwyżej rozstawioną Madison Brengle.

Gdzie wyście ją chowali?!

W USA Iga Świątek nie tylko pokazała, że jest w stanie wygrywać z zawodniczkami z pierwszej setki. Być może jeszcze ważniejsze było to, co robiła z rywalkami notowanymi na podobnych do siebie lub trochę niższych miejscach. A je po prostu demolowała. Bezlitośnie, brutalnie, ekspresowo. Jak choćby w meczu z Andre Renee Villarreal w decydującej rundzie eliminacji w Pelham. Wynik? 6:0, 6:0. To zresztą w ogóle był turniej, w którym Iga kompletne dominowała. W kwalifikacjach zanotowała wygrane 6:1, 6:0, potem 6:1, 6:1 i wspomniane 6:0, 6:0. W turnieju głównym wiele trudniej nie było: 6:0, 6:3, potem 6:2, 6:4 (najbardziej zacięty set Igi w całej imprezie), 6:2, 5:2, w półfinale 6:2, 6:1, a w finale 6:2, 6:0. Jednym słowem: demolka. Powiecie, że może miała słabe rywalki? Cóż, tylko dwie były notowane niżej od niej…

Reklama

Cały tydzień dostaję SMS-y od amerykańskich trenerów, którzy pytają mnie, kto to jest Iga Świątek, skąd ją wzięliśmy i gdzie ją dotychczas chowaliśmy. Iga to olbrzymi talent, niezwykle zawzięta i świetna motorycznie zawodniczka. Takiego talentu dotąd w Polsce nie mieliśmy – mówił w TVP Sport trener Maciej Synówka. – Ta dziewczyna fantastycznie radzi sobie z presją. Ma mentalność mistrza i instynkt zabójcy. Etap przechodzenia z kariery juniorskiej do zawodowej trwa zazwyczaj od trzech do pięciu lat. Iga przechodzi go w ekspresowym tempie.

Tempo rzeczywiście jest wyjątkowe, a trzeba pamiętać, że młoda Polka straciła ponad pół roku po poważnej kontuzji. Na domiar złego doznała jej w czasie meczu pierwszej rundy turnieju na kortach Legii w czerwcu ubiegłego roku. Pod koniec trzysetowego meczu z notowaną 400 miejsc wyżej Martiną Trevisan, Iga skręciła staw skokowy. Przeszła skomplikowaną operację, a po niej długotrwałą rehabilitację. Na korty wróciła w drugiej połowie lutego.

 To musiało być bardzo poważne. Nawet dziś Iga gra w specjalnym stabilizatorze, choć mi mówiła, że używa go głównie ze względów psychicznych – mówi Adam Romer. – Skoro taki uraz raz się zdarzył, to na przyszłość trzeba być bardzo ostrożnym, dmuchać na zimne i w żadnym wypadku nie forsować zawodniczki.

W ślady Agnieszki Radwańskiej

Świątek zakończyła amerykańską serię i wraca do Europy. Pod koniec maja zamierza zagrać w juniorskim Roland Garros. Po co jej juniorski turniej, skoro już świetnie sobie radzi z dorosłymi rywalkami w zawodowym tourze? Romer podkreśla, że ewentualna wygrana w Paryżu miałaby ogromne znaczenie dla budowania pozycji Polki.

Iga ma słaby ranking juniorski, bo nie gra w juniorskich turniejach. Na szczęście przepisy mówią, że zawodniczki z miejscem w Top 400 listy WTA mają zagwarantowany start w wielkoszlemowych turniejach dla juniorek – wyjaśnia Romer. – Nie mam żadnych wątpliwości, że Igę dzisiaj stać na zwycięstwo w Roland Garros, a w przyszłości na świetne wyniki w dorosłych turniejach. Ona jest stworzona do zrobienia wielkiej kariery. Ma idealne warunki fizyczne. Nie jest za wysoka, nie jest za niska, jest silna, ma bardzo mocne nogi i optymalne proporcje. Mocno przypomina choćby Elinę Svitolinę, która dziś odnosi wielkie sukcesy i jest czwarta w rankingu oraz Jelenę Ostapenko, która rok temu wygrała Roland Garros. Iga gra mocno, szybko i płasko. Już dziś, w takim wieku, jest w stanie rywalizować z zawodniczkami, które regularnie grają w turniejach wielkoszlemowych.

Nie da się uniknąć porównań Igi Świątek do Agnieszki Radwańskiej. Isia 13 lat temu wygrała juniorski Wimbledon, rok później – Roland Garros. W międzyczasie dostała dziką kartę do warszawskiego turnieju J&S Cup, w którym pokonała 12. w rankingu Anastazję Myszkinę oraz 32. Klarę Koukalovą. Odpadła dopiero w ćwierćfinale po porażce w trzech setach z 9. na świecie Jeleną Dementiewą. Co ciekawe, do tego turnieju przystępowała z rankingiem bardzo podobnym do tego, który dziś ma Iga Świątek: była 309. Radwańska miała wtedy 17 lat, czyli ponad rok więcej niż Iga dziś. Rok wcześniej, czyli kiedy była w wieku Świątek, była w ósmej setce na świecie.

Kariera Agnieszki eksplodowała po J&S Cup. Niedługo potem pojechała do Paryża, gdzie wygrała juniorski Roland Garros. Stamtąd poleciała do Londynu, gdzie dostała dziką kartę do Wimbledonu. Tam, bez straty seta wygrała trzy mecze, w tym z Wiktorią Azarenką. Przegrała dopiero w walce o ćwierćfinał, z wiceliderką rankingu Kim Clijsters. Zgarnęła tyle punktów, że prawie wskoczyła do pierwszej setki rankingu. Sezon skończyła jako 57. tenisistka świata.

Porównania Agnieszki i Igi są naturalne. Ale trzeba pamiętać, że to kompletnie różne dziewczyny, w zasadzie pod każdym względem. Mają inną budowę, inne style, totalnie inne charaktery. Łączy je jeden wspólny mianownik: gigantyczny talent – podkreśla Adam Romer. – Z pewnością Igę stać na to, żeby pójść w ślady Agnieszki i zrobić wielką karierę. Oby tylko omijały ją kontuzje.

JAN CIOSEK

Najnowsze

Inne sporty

Komentarze

16 komentarzy

Loading...